Pozar w familoku
Pozar w familoku


Do zdarzenia doszło 18 września przed południem. Najpierw pojawił się swąd, a po chwili czarny dym kłębił się już na całej klatce schodowej. Jeden z lokatorów zauważył, że wydobywa się z piwnicy i wezwał straż pożarną. – Na miejsce udały się trzy nasze jednostki. W akcji uczestniczył też jeden zastęp OSP. Okazało się, że pali się w jednej z piwnic – mówi st. kpt. Bogusław Łabędzki, rzecznik rybnickiej PSP. Oprócz pożarników zjawiły się też: pogotowie, policja oraz służby Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. – Poczułem zapach spalenizny. Chciałem wyjść na klatkę, żeby zobaczyć, co się dzieje, ale tam nie było już prawie nic widać. Cofnąłem się do mieszkania. Chwilę później wbiegli strażacy, mówiąc, żeby wychodzić – opowiada jeden z lokatorów.– Z zewnątrz wyglądało to bardzo groźnie. Kłęby dymu waliły na zewnątrz całą szerokością drzwi – mówi Sebastian Drążczyk, który pracuje w mieszczącym się naprzeciw ośrodku kultury. Ogień gasiło 15 strażaków. – Zadymienie było tak duże, że musieliśmy ewakuować mieszkańców – wyjaśnia kapitan Łabędzki. O godz. 13 strażacy zakończyli akcję, a lokatorzy mogli wrócić do domu, ale jeszcze długo musieli wietrzyć pokoje. Siedzieli przy otwartych oknach, a i tak śmierdziało dymem aż do wieczora. – Nazajutrz bolała mnie głowa. Całe szczęście, że nie było to w nocy, bo budynek mógłby pójść z dymem, a my zaczadzić się we śnie – stwierdza kolejny z lokatorów.Ludzie zastanawiają się, co by było, gdyby budynek nie nadawał się do zamieszkania. Gdzie by się wtedy podziali? – Namiot i pod blok? – pytają. Problem jest, bo gmina nie ma zastępczych lokali, które mogłaby uruchomić w takim przypadku. – Jesteśmy jednak przygotowani na sytuacje klęskowe. W ostateczności mieszkańcy zostaliby zakwaterowani w hotelu czynszowym przy ul. Młyńskiej – uspokaja Leonard Piórecki, dyrektor ZGKiM. Już na drugi dzień do familoka wkroczyły ekipy administratora w celu usunięcia szkód, bo pożar zniszczył nie tylko meble i rower w piwnicy, gdzie wszystko się zaczęło, ale również instalację wodno-kanalizacyjną i elektryczną.– Ekipy cały czas pracują. W budynku są już woda i prąd – poinformował nas nazajutrz dyrektor Piórecki. Strażacy wstępnie stwierdzili, że przyczyną było zaprószenie ognia. Mieli rację, bo okazało się, że pożar niechcący spowodował 13-letni syn jednej z lokatorek. Straty oszacowano na 2 tys. zł. – Naprawimy wszystkie uszkodzenia. Kiedy zakończymy prace, obciążymy ich kosztami matkę tego chłopca – wyjaśnia szef ZGKiM.MAŁGORZATA SARAPKIEWICZ

Komentarze

Dodaj komentarz