Chata dla zaka
Chata dla zaka


Rynek nieruchomości nie reaguje na początek roku akademickiego, bo z tego powodu nie odczuwa wzmożonego popytu na wynajem mieszkań czy stancji. – Studenci to znikomy procent wśród klientów biur nieruchomości. Zdarzają się, ale są to pojedyncze przypadki – mówi Henryk Muras z biura nieruchomości Libra. Dodaje, że to specyficzny klient, którego raczej nie stać na samodzielne wynajęcie mieszkania. Przyznaje, że ma sentyment do żaków, dlatego też mogą tu oni liczyć na preferencyjną taryfę. – Trzeba im pomóc, ale też z ich powodu nie możemy pracować zupełnie za darmo. Nie jest to klient, o którego zabiegamy, lecz jeśli do nas trafi, staramy się go wesprzeć i niekiedy iść na rękę – wyjaśnia.Blisko i tanioDodaje, że ci młodzi ludzie nie mają też jakichś specjalnych wymagań. Ważne, żeby było w miarę blisko uczelni i tanio. Zazwyczaj mieszkanie wynajmuje jedna osoba, ale mieszka w niej kilka, w zależności od liczby pokoi. Także w agencji nieruchomości Silesia 2000 studenci to rzadkość. – Jeżeli już przychodzą, to są zainteresowani lokalami mniejszymi, ale takimi, w których swobodnie pomieszczą się dwie, trzy osoby. Podstawowym wymaganiem jest dostęp do internetu. Jeśli nie ma z tym problemu, można liczyć, że mieszkanie się spodoba – dodają w Silesii 2000. Studentów niezbyt chętnie widzą też osoby prywatne, które chcą wynająć mieszkanie, bo wiadomo, młodzi lubią się wyszaleć i niektórych roznosi energia.– Ale nie można generalizować. Ostatnio wynajmowałem mieszkanie trzem studentkom, które dbały o nie jak o swoje. Nie było z nimi żadnego kłopotu, żadnych skarg sąsiadów – mówi Henryk Muras. Jeśli studenci chcą wynająć lokal, ofert szukają częściej w ogłoszeniach prasowych lub na tablicy wywieszonej na uczelni niż przez biuro nieruchomości. Tam też swoje oferty składają osoby, które chcą wynająć pokój lub mieszkanie. Zadzwoniłam pod jeden z podanych tam numerów telefonów. Chodziło o pokój przy rodzinie. – Zakaz palenia papierosów, żadnego alkoholu, żadnych odwiedzin pod nieobecność właścicieli, powrót do domu o przyzwoitej porze, odkurzanie, wynoszenie śmieci co drugi dzień, na zmianę z innymi domownikami. Możliwość korzystania raz w tygodniu z pralki – wylicza mi pani po drugiej stronie słuchawki.Gorzej niż w areszcie„Gorzej niż w areszcie domowym” – pomyślałam, dziękując za wyjaśnienia. Kobieta nie dawała za wygraną. – To naprawdę atrakcyjna oferta, blisko uczelni i niska cena – zachwalała. Jak widać, niełatwo sprostać wymaganiom niektórych właścicieli stancji, więc studenci nie chcą takich kwater. To ostateczność. – Gdybym miała mieszkać poza domem, to albo w akademiku, albo w wynajętym mieszkaniu z koleżankami. W żadnym wypadku przy jakiejś rodzinie, żeby ktoś mnie kontrolował i sprawdzał, bez żadnego uprawnienia – mówi Patrycja Bąk, studentka ekonomii. Nie każdy może jednak liczyć na miejsce w akademiku. Pierwszeństwo mają osoby mieszkające daleko i pochodzące z rodzin o niskich dochodach.W Rybniku akademik ma tylko Politechnika Śląska. Pomieści się tam 90 żaków, pokoje są trzyosobowe. W każdym są bezpłatny dostęp do internetu i lodówka. Łazienka i kuchnia wspólne. Akademik w większości zasiedlają studenci politechniki, choć już mieszkali tam żacy z Uniwersytetu Śląskiego i Akademii Ekonomicznej. Jak zapewniają na politechnice, jeszcze nie zdarzyło się, by zabrakło tu miejsca dla kogoś z daleka. I na pewno tak jest, bo większość studentów tych ośrodków zamiejscowych stanowią mieszkańcy naszego regionu. Wybrali daną uczelnię i kierunek dlatego, że to blisko domu. Tak było w przypadku np. Marka Gajdy, studenta polonistyki w Rybniku, i Magdaleny Świergolik, studentki politologii w wodzisławskiej Wyższej Szkole Humanistyczno-Pedagogicznej w Łodzi.Szkoda czasu i pieniędzy– Nie stać mnie na studiowanie w Katowicach i nie na takim kierunku, o jakim marzę, a tu nie tracę zbyt dużo czasu na dojazdy. Jak mam okienka, mogę wrócić do domu i przygotować np. obiad. Nie muszę spędzać tu wolnych godzin – wyjaśnia Magda, która mieszka w Wodzisławiu. Podobne argumenty wysuwa Marek, który jest z Radlina. Zastrzega jednak, że takie studiowanie na miejscu ma też swoje minusy. – To jakby przedłużenie szkoły średniej. Nie ma możliwości usamodzielnienia się i zmierzenia z życiem na własny rachunek – mówi. Jest jeszcze jeden aspekt: tuż po zajęciach wszyscy wracają do domów, co uniemożliwia stworzenie jakiegokolwiek życia studenckiego, a w dużych ośrodkach akademickich toczy się ono i na uczelni, i poza nią, zazwyczaj w akademikach.– Tego mi tutaj brakuje, dokucza też brak zaangażowania żaków w nasze sprawy. Tu są warunki do stworzenia takiego swoistego studenckiego klimatu, bo jest problem w ludziach. Prawda jest taka, że nam tutaj niewiele się chce. To jest najgorsze. Może to kwestia prowincjonalnego mimo wszystko charakteru Rybnika? – zastanawia się przyszły polonista.
Tekst i zdjęcie: BEATA KOPCZYŃSKA

Komentarze

Dodaj komentarz