Kto grozi radnemu
Kto grozi radnemu


Rutkowski w ramach kampanii wyborczej rozesłał do mieszkańców osiedla Staszica i domów stojących wzdłuż ul. Pszczyńskiej list otwarty, w którym chwali się swoimi dokonaniami w tej kadencji. W sumie przygotował 1,8 tys. takich listów. Za dostarczenie ich do skrzynek odbiorców zapłacił Poczcie Polskiej 250 zł. Kilka dni po później do biura rady miasta nadszedł do niego list. Pracownice włożyły przesyłkę do jego skrzynki. 5 października Rutkowski, który jest też szefem komisji rewizyjnej, był w magistracie i odebrał całą swoją korespondencję. Była w niej m.in. koperta, w której znajdował się... jego list wysłany wcześniej do potencjalnych wyborców. Na jego odwrocie anonimowy nadawca napisał własny tekst z pogróżkami pod adresem radnego. Nie zostawił na nim suchej nitki, zarzucając mu włamanie się do skrzynki pocztowej i wypisywanie bzdur. Wywody zakończył stwierdzeniami typu: „Jak będziesz pociskał takie pierdoły dalej, to cię obiję na kwaśne jabłko! Uważaj, bo wyciąłem sobie twoją mordkę i noszę ją przy sobie dla rozpoznania!”.– Rozumiem, że ktoś może krytycznie odnosić się do mojej działalności w radzie. To jest kwestia oceny. Jednak nie mogę przejść do porządku dziennego nad tymi groźbami. Tu chodzi nie tyle o mnie, co o bezpieczeństwo mojej rodziny – mówi Rutkowski. Z pismem udał się na policję i złożył doniesienie o groźbach kierowanych pod jego adresem. – Sprawa jest trudna. Listu nie napisano odręcznie, tylko za pomocą komputera. Nie ma żadnych inicjałów czy choćby śladów autora. Jednak takie groźby mają charakter karalny – mówi Bronisław Wójcik, rzecznik KMP w Jastrzębiu. – Po raz pierwszy spotykam się z czymś takim. Nikt nie groził mi w ten sposób nawet w latach stanu wojennego – zastanawia się radny Rutkowski.
Tekst i zdjęcie: (AK)

Komentarze

Dodaj komentarz