Młodzi ludzie muszą wiedzieć, że będą się musieli uczyć całe życie – mówi Teresa Bierza
Młodzi ludzie muszą wiedzieć, że będą się musieli uczyć całe życie – mówi Teresa Bierza

– Czy szkoły i programy nauczania są dostosowane do potrzeb rynku pracy?
– Widać poprawę. Najlepiej znam sytuację w Rybniku i w powiecie rybnickim. Tu faktycznie intensywnie próbuje się dostosować szkoły do sytuacji na rynku pracy. Kilkanaście dni temu w urzędzie spotkaliśmy się z dyrektorami szkół ponadgimnazjalnych, głównie techników i liceów zawodowych. Poinformowaliśmy, jakie kierunki kształcenia w najbliższych latach mają rację bytu. Z jednej strony otrzymaliśmy zapewnienie, że postarają się otworzyć więcej klas o profilu budowlanym, ale z drugiej usłyszeliśmy, że kandydaci takimi kierunkami nie są specjalnie zainteresowani. Nie wszystko da się od razu załatwić, ale jesteśmy na dobrej drodze. To w końcu zadanie nie tylko dla dyrektorów szkół, ale również dla rodziców, którzy niezdecydowanemu dziecku powinni pomóc w wyborze zawodu. Nie czarujmy się, to są jeszcze bardzo młodzi ludzie i najwięcej do powiedzenia mają tu rodzice. Trzeba postawić sobie pytanie, co będę mógł robić po ukończeniu konkretnej szkoły. Pedagodzy szkolni powinni rozmawiać o tym już z uczniami szkół podstawowych, a obowiązkowo z gimnazjalistami.
– Z jakim wyprzedzeniem da się przewidzieć, co się będzie działo na rynku pracy?
– Trudno powiedzieć, jeszcze dwa lata temu nikt nie przypuszczał, że takim wzięciem będą się cieszyć wszystkie zawody budowlane. Wszystko wskazuje na to, że trzeba się raczej nastawić na usługi niż na produkcję, od której cały Śląsk generalnie odchodzi. Trudno liczyć na cud, że oto zjawi się pracodawca i stworzy 1000 miejsc pracy przy jakiejkolwiek produkcji. Trendy, jakie przewidywaliśmy dziesięć lat temu, właściwie się sprawdziły. Co roku prowadzimy badania rynku pracy, w wyniku których powstają rankingi zawodów deficytowych w mieście i w powiecie. Pokrywają się one praktycznie z zapotrzebowaniami na pracowników jakie składają w naszym urzędzie pracodawcy.
– Jakie zawody są na tzw. topie?
– Dziś brakuje przede wszystkim fachowców z branży budowlanej oraz spawaczy i ślusarzy. Zmieniły się natomiast wymagania dotyczące poziomu wykształcenia. Mamy duże zapotrzebowanie na sprzedawców, a jednocześnie mamy bardzo dużo sprzedawców zarejestrowanych jako bezrobotni. Pracodawcy chcą sprzedawców z wykształceniem minimum średnim, a nasi bezrobotni pokończyli przed laty szkoły zawodowe. Dziś standardem zaczyna być matura. Gdy robiliśmy nabór dla firm działających w centrum Plaza Rybnik, minimalne wymogi mówiły o wykształceniu średnim, a wiele firm szukało osób z wykształceniem wyższym. I rodzice, i nauczyciele muszą wbić młodzieży do głowy, że będzie się musiała uczyć przez całe życie. Zgłasza się do nas wielu absolwentów uczelni wyższych, święcie przekonanych, że jak skończyli studia, to już nic więcej im nie potrzeba i muszą dostać pracę nawet wtedy, gdy są specjalistami w jakiejś wąskiej, mało popularnej specjalności. Nie tędy droga. Gotowość do podnoszenia kwalifikacji to dziś podstawa. Przecież nawet pracownicy różnych firm muszą być przygotowani na to, że cały czas będą się musieli uczyć nowych rzeczy i brać udział w szkoleniach. Dyrektorzy banków szukają np. osób, które nie tylko mają odpowiednie wykształcenie, ale chcą jeszcze nauczyć się czegoś nowego. Wiele firm wciąż inwestuje w swoich pracowników, pytanie tylko, czy oni zechcą z tego skorzystać. Kiedyś zaskoczył mnie dyrektor jednego z banków, stwierdzając, że w jego przekonaniu najlepszymi bankowcami są absolwenci filozofii. Jak tłumaczył, u nich w naturalnej postaci występuje chęć ciągłego pogłębiania wiedzy, mają też rzekomo sporo fantazji.
– Komu najtrudniej znaleźć pracę?
– Największym problemem jest brak jakiegokolwiek wykształcenia. Dla osób, które edukację zakończyły na szkole podstawowej, naprawdę trudno znaleźć dziś pracę. Obecnie każdy powinien być mistrzem w swoim fachu. W budownictwie praktycznie do każdego urządzenia, nawet do zwykłej betoniarki trzeba mieć stosowne uprawnienia. Nie może się z tym pogodzić wielu starych budowlańców, którzy przez lata obsługiwali koparkę, a teraz nagle muszą wyrobić sobie papiery, bo firmy są przecież kontrolowane. My pomagamy w zdobywaniu takich uprawnień bezrobotnym, ale dobrze byłoby, gdyby absolwenci szkół budowlanych opuszczali szkołę z takimi właśnie uprawnieniami. Wtedy młody człowiek byłby pracownikiem gotowym do wzięcia.
– Czy dużo absolwentów szkół wyższych zostaje waszymi podopiecznymi?
– Zdarzają się, ale nie jest to znaczący problem. Są za to kłopoty z konkretnymi kierunkami i tego nie ukrywamy. Mamy kłopot z pedagogami, można już chyba mówić o nadprodukcji nauczycieli. W zbyt dużym tempie przybywa też doradców zawodowych. Nie mają za to problemów ze znalezieniem pracy absolwenci politechnik czy dobrych uniwersytetów. Dużo ofert czeka od lat na nauczycieli języka angielskiego. Budowlańców brakuje na każdym poziomie wykształcenia, również tych po studiach. Mamy też spore braki w dziedzinie transportu. Brakuje spedytorów. Duże firmy transportowe szukają dyspozytorów po studiach, znających języki obce.
– A jak w tym wszystkim znajduje się szkolnictwo niepubliczne, prywatne?
– Z naszych obserwacji i kontaktów z absolwentami szkół prywatnych wynika, że kształci ono w kierunkach, które nie wymagają dużych nakładów. Szkoły prywatne nie mają laboratoriów, warsztatów itp., dlatego zajmują się raczej kierunkami pedagogicznymi i ekonomicznymi.

Komentarze

Dodaj komentarz