Po nastawni pozostały już tylko te zdjęcia – cieszy się Piotr Zamarski
Po nastawni pozostały już tylko te zdjęcia – cieszy się Piotr Zamarski


Sprawa zaczęła się 5 lutego 2004 roku, kiedy to do nadzoru wpłynęło pismo straży miejskiej z informacją, że przy ul. Czarneckiego, obok domu nr 77, stoi opuszczona nastawnia kolejowa i stwarza zagrożenie. – Dokonaliśmy oględzin, a jako że rzecz dotyczyła obiektu kolejowego, choć torów już nie było, bo pewnie rozkradli je złomiarze, skierowaliśmy sprawę do inspektoratu wojewódzkiego, bo jest to jego kompetencja. Ten przeprowadził postępowanie i nakazał kopalni Marcel rozbiórkę obiektu, bo tory stanowiły niegdyś bocznicę łączącą nieistniejące już kopalnie 1 Maja i Moszczenicę – objaśnia Piotr Zamarski, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Wodzisławiu. Marcel odwołał się do inspektoratu głównego, który przekazał sprawę do ponownego rozpoznania jednostce drugiej instancji, a ta pierwszej, uznając, że nie jest to obszar kolejowy, więc podlega powiatowi.

Sąd osądził
Była to już wiosna 2005 roku, a nadzór wodzisławski przystąpił do działania. 17 maja powiadomił prokuraturę o złym stanie technicznym obiektu, który grozi katastrofą budowlaną, tymczasem w pobliżu bawią się dzieci, zaczął też ustalać właściciela. Sprawa własności trafiła do resortu gospodarki, ostatecznie oparła się o sąd, który orzekł, że nastawnia należy jednak do Marcela, czyli Kompanii Węglowej, bo kopalnia funkcjonuje obecnie w jej strukturach. Procedury znowu trwały, więc zrobiło się przedwiośnie 2006 roku, kiedy to w siedzibie nadzoru odbyła się rozprawa administracyjna z udziałem przedstawicieli kompanii, która nie poczuwała się do żadnej własności. Niemniej nadzór nakazał jej rozebrać ruderę, ale w odpowiedzi było odwołanie do drugiej instancji, która jednak 20 listopada zeszłego roku utrzymała w mocy decyzję jednostki powiatowej.
– Straż miejska oczywiście poganiała nas co chwilę, twierdząc, że nic nie robimy, tymczasem procedury wymagają czasu. Powiem jednak szczerze, że byłem już przerażony. Na początku zeszłego roku w takiej samej nastawni w Bytomiu zginęło trzech złomiarzy. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby i tu doszło do takiej tragedii – przyznaje Piotr Zamarski. Jak dodaje, po kilku dniach, gdy uprawomocniła się decyzja inspektora wojewódzkiego, nałożył na kompanię blisko 27,5 tys. zł grzywny celem przymuszenia jej do wzięcia się do roboty. Ta złożyła zażalenie do drugiej instancji, wniosła też do sądu administracyjnego o zdjęcie z niej tego obowiązku, ale nic nie wskórała. 6 kwietnia tego roku napisała więc do inspektora powiatowego, że nazajutrz przystępuje do rozbiórki. Kilka dni temu Piotr Zamarski wybrał się na miejsce i stwierdził, że dotrzymała słowa, bo po nastawni nie było już śladu.

Pierwszy sukces
– To pierwszy obiekt pogórniczy, którego rozbiórkę udało się nam wyegzekwować, a więc w tym przypadku nasze działania okazały się skuteczne, choć kosztowało nas to mnóstwo wysiłku i nerwów. Kopalnie mają bowiem specyficzne podejście do obiektów, które przestały im być potrzebne. Nie chcą ich, zatem wypierają się tej własności. Pora skończyć z taką filozofią myślenia – podkreśla Piotr Zamarski. W jego ocenie rozbiórka kosztowała ok. 10 tys. zł, więc lepiej było od razu wziąć się do roboty, niż czekać na nałożenie grzywny, bo jej kwota jest nieporównywalnie większa. W dodatku rozebranie nastawni nie zwalnia z obowiązku uiszczenia grzywny. Właściciel występował co prawda o zdjęcie z niego tej kary, ale wtedy roboty nie były jeszcze zakończone, więc sankcja pozostaje wiążąca. – Jeżeli kompania nie złoży ponownego wniosku o jej uchylenie, to wystąpimy do urzędu skarbowego o ściągnięcie z niej tej kwoty – podsumowuje Piotr Zamarski.



Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej, mówi krótko: celem jego firmy nie było wymigiwanie się od obowiązku, ale wykazanie, że sprawa wcale nie jest taka oczywista, ponieważ stan prawny działki, na której stała nastawnia, nadal nie jest uregulowany. – Zapadł jednak wyrok na naszą niekorzyść, a ponieważ my respektujemy orzeczenia sądu, rozebraliśmy nastawnię. Teraz pozostaje kwestia kar. Mamy nadzieję, że skoro wywiązaliśmy się z nałożonego na nas obowiązku, inspektor powiatowy uchyli grzywnę. Oczywiście wystąpimy do niego ze stosownym pismem w tej sprawie – stwierdza rzecznik KW. (eg-p)

Komentarze

Dodaj komentarz