Dzięki akcji policji na drogach będzie mniej niesprawnych aut. Zdjęcie: Mateusz Grzelak
Dzięki akcji policji na drogach będzie mniej niesprawnych aut. Zdjęcie: Mateusz Grzelak

W Sądzie Rejonowym w Rybniku zaczął się proces Ryszarda K., diagnosty ze stacji pojazdów Rocar w Czerwionce-Leszczynach, który jest oskarżony o branie łapówek za lewe przeglądy techniczne, dopuszczanie do ruchu niesprawnych aut, poświadczanie nieprawdy i niedopełnienie obowiązków służbowych. Aż strach pomyśleć, czym mogły skończyć się takie praktyki.
Podczas pierwszej rozprawy oskarżony złożył wyjaśnienia, ale nie przyznał się do winy. Nie chciał też rozmawiać z mediami, stwierdzając, iż padł ofiarą dziennikarskiej manipulacji, bo jego wpadka to efekt wspólnej akcji policjantów z KWP w Katowicach i tygodnika „Motor”. Jej celem było sprawdzenie, czy za łapówkę można załatwić lewe badania techniczne niesprawnego samochodu. Najpierw mundurowi przez kilka miesięcy sprawdzali stan pojazdów, które opuszczały poszczególne stacje. Cztery wydały im się podejrzane, więc przyjrzeli się im bliżej, przeprowadzając tam kontrole i kontrolowane prowokacje. – Jedną z nich był Rocar – wyjaśnia podinspektor Andrzej Gąska, rzecznik śląskiej policji.

Jakoś się załatwi
28 sierpnia 2006 roku stała tam kolejka samochodów, ale stacja nie prowadziła badań, bo zepsuła się ścieżka diagnostyczna. Śledczy poszli więc na rozmowę z diagnostą i powiedzieli, że potrzebne są badania ogólnie sprawnego fiata seicento z lekko uszkodzonym światłem mijania. „Przyjedź pan, jakoś sprawę załatwimy” – usłyszeli. Kwadrans później ze stacji wyjechał fiat uno. Policjanci zatrzymali go i orzekli, że ma masę usterek, ale w dowodzie rejestracyjnym jest świeżo wbita pieczątka potwierdzająca przegląd techniczny. Kierowcę zatrzymano, a auto odstawiono do stacji Kreg w Rybniku, gdzie zajęli się nim specjaliści. Jak wyjaśnia Bernadeta Breisa, szefowa Prokuratury Rejonowej w Rybniku, potwierdzili, że absolutnie nie powinno było przejść przeglądu, bo wykryli w nim wiele usterek.
Były to m.in. wyciek płynów eksploatacyjnych z silnika, brak sprawnego hamulca ręcznego, luzy sprzęgła, skorodowane nadkola i ubytki w karoserii, niesprawne światła mijania oraz pękniętą przednią szybę. – Ponadto biegły sądowy stwierdził, że niesprawny był układ kierowniczy, co bezwzględnie dyskwalifikowało auto, bo stanowiło bezpośrednie zagrożenie dla ruchu – wylicza Bernadeta Breisa. Ryszarda K. zatrzymano, a mundurowi zabezpieczyli rejestr badań z tego dnia, aby stwierdzić, czy nie popełnił więcej takich przestępstw. Tego samego dnia sprawdzili 16 aut na sześciu stacjach w regionie. Jedyne niesprawne, za to z podbitym przeglądem, wyjechało tylko z Rocara. 29 grudnia zeszłego roku do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko Ryszardowi K., który, jak się okazało, był już wcześniej karany za poświadczanie nieprawdy w dowodach rejestracyjnych.

Starosta czeka
W 2005 roku został skazany prawomocnym wyrokiem, ale nic z tego nie wynikło. Teraz grozi mu w sumie kara do pięciu lat więzienia, ale odpowiada z wolnej stopy. Prokuratura zamierza też wystąpić o zawieszenie go w prawach wykonywania zawodu, bo uważa, że nie powinien pracować przynajmniej do czasu wydania wyroku. – Na razie czekamy na reakcję pana starosty, ponieważ diagnosta działa z jego upoważnienia, więc jest traktowany jak funkcjonariusz publiczny. Niestety, dotąd nie mamy odpowiedzi na pismo z 22 marca w sprawie cofnięcia panu K. uprawnień lub zakazania mu wykonywania badań – stwierdza pani prokurator. Jak wyjaśnia, starosta powinien skontrolować każdą stację przynajmniej raz w roku. Nie wiadomo, czy dopełnił tego obowiązku w przypadku Rocara. Cała sprawa może też mieć konsekwencje dla stacji, która zatrudnia nieuczciwego diagnostę, choćby o tym nie wiedziała, bo jeśli zapadnie prawomocny wyrok skazujący, prokuratura może wystąpić o jej zamknięcie. Starosta rybnicki Damian Mrowiec oświadczył nam, że nie będzie zajmował żadnego stanowiska do czasu zapadnięcia prawomocnego wyroku. Tymczasem mundurowi zapowiadają, że ta sprawa to odprysk o wiele większej afery, która niebawem znajdzie swój finał, a dotyczy kolejnych diagnostów z Rybnika oraz okolic.



Podobne kłopoty ma też Okręgowa Stacji Kontroli Pojazdów w Radlinie, której właścicielem jest rybnicki Transgór. Kilka dni przed wpadką czerwioneckiego diagnosty trafiło tam na lawecie specjalnie przygotowane audi 100 z 1979 roku. Wedle specjalistów ze stacji KREG w Wodzisławiu miało: przebite numery silnika, brak kierunkowskazów i hamulców, nieszczelny układ wydechowy, przekroczoną normę emisji spalin, nieczytelną tabliczkę znamionową, butlę gazową i hak holowniczy bez homologacji. Wkrótce diagnosta wypisał na zaświadczeniu potwierdzającym przeprowadzenie badania: brak dokumentacji butli gazowej i kierunkowskazów, a za 100 zł więcej, niż widnieje w cenniku dopuścił auto do ruchu na pięć dni. Kilka miesięcy temu zajęła się nim wodzisławska prokuratura. Pułapka zdała egzamin jeszcze w dwóch innych stacjach, gdzie diagności też wzięli opłatę za badanie na kilka dni, kazali usunąć usterki i zjawić się u nich po stempel. (MS)

Komentarze

Dodaj komentarz