Na nielegalnym handlowaniu piwem w pociągach można zarobić i 200 zł dziennie
Na nielegalnym handlowaniu piwem w pociągach można zarobić i 200 zł dziennie

W lato i w czasie srogiej zimy potrafię zarobić po 200 zł dziennie. Pracuję od czternastu do szesnastu godzin na dobę – zdradza pan Czesław z Wodzisławia, który zarabia na utrzymanie rodziny, sprzedając piwo po pociągach.
Imię bohatera tekstu zostało zmienione, a nazwisko pozostaje do wiadomości redakcji, bo zajęcie nie do końca legalne, w dodatku pan Czesław nie ma licencji. Policja jednak go toleruje, ponieważ dzięki takim jak on otrzymuje cenne informacje dotyczące ewentualnych kradzieży czy przestępstw. – Najlepsze interesy robi się od 21 do 1 w nocy. Wtedy większość sklepów jest już pozamykanych, a jeżeli znajdzie się jakiś spragniony, wtedy ja służę pomocą – wyjaśnia pan Czesław. Jak dodaje, praca ta nie należy do najłatwiejszych, bo ma tylko parę minut na przejście całego składu i sprzedanie towaru. Zdarzało się już, że jak pociąg ruszał, to wyskakiwał w biegu. Tymczasem ma ponad 40 lat, a gdy jeszcze uwzględni się oblodzone perony w czasie zimy, to nietrudno o kontuzję. Ale pracować trzeba.
Czesław ma dwójkę dzieci niepełnosprawnych, a sam choruje na raka płuc. Pracuje na trasach od Wodzisławia aż po Katowice . Jak wyjaśnia, ma niepisaną umowę w pewnym markecie, co pozwala mu przyzwoicie zarobić na sprzedaży piwa. Ta praca, jak podkreśla, nie jest dla osób słabych psychicznie: jeden ci podziękuje, a drugi cię wyzwie. – Nerwy trzeba trzymać na wodzy, bo jak nie zapanujesz nad emocjami, to zwariujesz. Często ludzie myślą, że jestem żebrakiem. Mylą się, bo ciężko pracuję, zazwyczaj po nocach, a wtedy trzeba jeszcze uważać na różnych typów. Niespełna miesiąc temu zostałem potraktowany pałką baseballową i przeleżałem tydzień na oddziale intensywnej terapii – opowiada pan Czesław. Jak dodaje, pracuje w tym fachu od 22 lat i dobrze się na nim zna. Jednak szuka innych źródeł dochodu. – Byłem w Niemczech przez pięć lat, pracowałem w Czechach. Za czasów PRL-u żyło mi się dużo łatwiej, bo piwa w sklepach prawie nie było, to i ludzie częściej kupowali u mnie. Teraz jest inaczej, ale nie skapituluję – komentuje. Obsługuje jedynie pociągi pospieszne, bo uważa, że osobówki kursują na zbyt krótkich trasach, by ktoś kupił sobie piwo na drogę. W ekspresach z kolei przesiadują osoby o zbyt wysokim mniemaniu o sobie. Wolą kupić piwo w Warsie, choć też nielegalnie.
Przepisy zakazują picia alkoholu w pociągach. W Warsie nie chcą wypowiadać się na ten temat, ale jeden z byłych pracowników wagonu restauracyjnego przyznał się, że też sprzedawał piwo spod lady. – Za osiem do 10 zł można nabyć piwo w Warsie, a u mnie za cztery i to na miejscu – mówi pan Czesław. Policja kwituje tylko, że jest to działalność nielegalna. Nie chciano nam nawet powiedzieć, jakie kroki podejmuje celem walki z procederem. Gdy zapytaliśmy, czy niezręcznie przyznawać się do tolerowania czynów zabronionych, jedna z funkcjonariuszek policji, patrolujących obszar stacji kolejowej w jednym z miast regionu, oświadczyła, że nie może udzielić odpowiedzi.

Komentarze

Dodaj komentarz