Bolesław Gębarski wciąż nie znalazł wspólnego języka z lekarzami
Bolesław Gębarski wciąż nie znalazł wspólnego języka z lekarzami


Członkowie związków lekarzy i anestezjologów mają do niego żal za brak woli rozmów i chęci znalezienia kompromisu. Wypominają mu, że dopiero w czwartek (głodówka zaczęła się w poniedziałek) poinformował marszałka o trudnej sytuacji w ośrodku. – Dwa monologi to jeszcze nie dialog – mówią o sposobie jego postępowania związkowcy. I zaraz dodają, że w żadnym innym szpitalu w regionie rozmowy strajkujących medyków z dyrektorami nie były tak trudne jak właśnie w Orzepowicach. – Jedno udało się dyrektorowi na pewno: zintegrował środowisko lekarzy tak mocno, jak tylko się dało. Doszło do tego, że ordynatorzy wystosowali do marszałka województwa pismo w sprawie postępowania dyrektora – mówi Krzysztof Potera, szef zakładowego związku lekarzy.

Pewna grupa 
Związkowcy mówią wiele rzeczy na wyrost. Być może skonsolidowała się jedna grupa zawodowa: lekarze, ale oni stanowią zaledwie 12-14 proc. całej załogi szpitala – ripostuje dyrektor. Lekarze doceniają spryt szefa, który ich zdaniem próbował postępować w myśl zasady: dziel i rządź. – Tu nigdy nie było i nie będzie konfliktów między nami a pielęgniarkami. Zawsze się wspieraliśmy. Dyrektor próbował nas skłócić, ale mu się nie udało. Do miasteczka namiotowego w Warszawie jeździło od nas przecież więcej lekarzy niż pielęgniarek – mówi Krzysztof Potera. Dyrektor odpowiada na to wszystko liczbami. Na dziś tzw. zadłużenie wymagalne szpitala to grubo ponad 10 mln zł. Teraz dojdą kolejne miliony. Po wystrajkowanych podwyżkach będą konieczne zdecydowane działania restrukturyzacyjne, m.in. likwidacja niektórych oddziałów. 
Takie decyzje zapadną po gruntownym przeanalizowaniu finansów, a więc kosztów, wysokości kontraktu i liczby wykonywanych procedur medycznych – mówi Bolesław Gębarski. Gdy zauważamy, że można odnieść wrażenie, że najpierw zgodził się dać podwyżki lekarzom, a teraz straszy ich likwidacją oddziałów, stwierdza, że to nie jest żadne straszenie. – Skoro pozbyłem się kilkuset tysięcy złotych z budżetu, to muszę się zastanowić, skąd te pieniądze wziąć – odpowiada Gębarski. I zaraz przyznaje, że w jego ocenie szpital jest w gorszej sytuacji, niż przypuszczał, stając do konkursu. Stwierdza też, że zabiegi restrukturyzacyjne rozpoczną się w możliwie najkrótszym terminie, a on jest rozczarowany zachowaniem przedstawicieli grupy zawodowej, z której sam się wywodzi.

Wzajemnie rozczarowani 
Sam jestem lekarzem i trudno mi zrozumieć, że protest przybrał tu formę, która mogła zagrozić życiu i zdrowiu pacjentów – mówi dyrektor Gębarski. – To nieprawda. Nikt nie ucierpiał z powodu naszej głodówki. Zresztą wcale by do niej nie doszło, gdyby dyrektor przynajmniej chciał z nami negocjować. Paradoksalnie w pierwszych miesiącach strajk pomagał szpitalowi. W niektórych działach kontraktu mieliśmy przekroczone limity, a jeśli Narodowy Fundusz Zdrowia nie płaci za te nadwyżki, to zadłużenie ośrodka rośnie. Faktyczne straty pojawiły się niedawno, ale dołożymy starań, by je odrobić – deklaruje Krzysztof Potera, zapowiadając, że lekarze nie pozwolą zniszczyć szpitala. Bolesław Piecha, wiceminister zdrowia, który uczestniczył w mediacjach, podkreśla, że wszyscy wiedzą, że to doskonały ośrodek i szkoda by było jego dorobku. 
Jest nowy, dobrze wyposażony. Nie tylko chce się w nim pracować, ale i leczyć. Każde przekształcenie, każda likwidacja to jest kolejne zamieszanie, a w okresie strajków pacjenci mieli aż za dużo takich sytuacji. Oni muszą mieć zaufanie do szpitala, a istotną jego częścią są lekarze. Ważne jest znalezienie wspólnego języka, bo czasy są trudne – mówi Bolesław Piecha, który był szefem orzepowickiej lecznicy. Żadna strona nie składa jednak broni. Lekarze będą prawdopodobnie starali się o odwołanie Bolesława Gębarskiego ze stanowiska dyrektora.

Jak wyjaśnił nam Krzysztof Krzemiński, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach, zgodnie z ustawą o zakładach opieki zdrowotnej zgodę na zamknięcie oddziału szpitala musi wyrazić Sejmik Śląski. Dyrektor nie musi jednak zabiegać o jego przyzwolenie, jeśli likwidacja oddziału „nie skutkuje ograniczeniem rodzajowej działalności szpitala”. W takim przypadku wystarczy zatwierdzenie odpowiednich zmian w statucie przez tzw. organ założycielski, czyli marszałka.

Komentarze

Dodaj komentarz