Marek Szołtysek odebrał lampkę ubrany we własny śląski strój.
Marek Szołtysek odebrał lampkę ubrany we własny śląski strój.

Wśród efektownej scenografii aktorzy zagrali po czesku, ale na tyle sugestywnie, że publiczność nie miała żadnych kłopotów ze zrozumieniem ich artystycznego przesłania.
Wcześniej prezydent Adam Fudali wręczył doroczną nagrodę, nierozerwalnie związaną z Dniami Literatury, Honorową Złotą Lampkę Górniczą, która trafia do osób szczególnie zasłużonych dla rozwoju kultury w całym regionie. W tym roku otrzymał ją dobrze znany naszym Czytelnikom Marek Szołtysek, autor popularnych książek o Śląsku i Ślązakach, a także licznych publikacji i programów telewizyjnych, który na co dzień uczy historii w IV LO w Rybniku i publikuje w samorządowej „Gazecie Rybnickiej”.
„Za popularyzację gwary śląskiej, wytrwałą pracę nad dokumentacją obyczajów i kultury regionu, zachęcanie do poznawania dziejów tego miejsca na ziemi wszystkich jego mieszkańców oraz rozsławianie miasta i kraju poprzez całokształt działalności literackiej i dziennikarskiej” – napisano na okolicznościowym dyplomie.

– To już kolejne pana wyróżnienie. Cieszy jeszcze taka nagroda?
– Trudno być prorokiem we własnym kraju, tym bardziej ta nagroda mnie cieszy. Ślązoki mają coś takiego, że w ich przekonaniu pisarz to może być z Krakowa, Warszawy albo z zagranicy, a najlepiej jeszcze, jak już nie żyje. Na wszystko musiałem sobie w życiu zapracować i również dlatego ta nagroda bardzo mnie cieszy. Urodziłem się w Knurowie, ale do matury mieszkałem w Gierałtowicach. Wujek był proboszczem w Czyżowicach i zazwyczaj jeździliśmy do niego w odwiedziny PKS-em. Gdy miałem kilka lat, w czasie postoju w Rybniku, na pl. Wolności, musiałem wyjść z autobusu za potrzebą. W miejskich szaletach panował straszny smród i właśnie z nim przez długie lata kojarzył mi się potem Rybnik, mimo że w domu wszyscy się tym miastem zachwycali. Na stałe trafiłem tu po studiach. Kolega wyjeżdżał do Niemiec i chciał szybko sprzedać piętro w kamienicy, a że na studiach „szporowałem”, dobiliśmy targu. Po studiach marzyła mi się kariera naukowa, doktorat. Dziś wiem, że pisarz i publicysta może powiedzieć dużo więcej niż naukowiec.

– Co pan uważa za swój największy sukces?
– To czytelnicy moich książek, to oni dają mi niezależność. Od początku inwestowałem w kolejne książki własne pieniądze. By wydać pierwszą, oszczędzałem sześć lat, odmawiając sobie wielu rzeczy. Dziś mam własne wydawnictwo. Nad książką trzeba popracować, jak nad każdym innym produktem, który ma się dobrze sprzedać i skusić czytelnika.

– Jest pan ojcem piątki dzieci. Jakim cudem znajduje pan jeszcze czas na pisanie?
– Mam dobrą żonę, a poza tym dobrą organizację pracy. Pracuję w domu 12 godzin dziennie z przerwą na obiad, kolację, uspokojenie dzieci itd. Z okazji dzisiejszej uroczystości policzyłem wszystkie swoje dotychczasowe książki – to 23 tytuły i pół miliona sprzedanych egzemplarzy. Kolejna ukaże się za kilka tygodni. Będzie to książka o Śląsku w siedmiu językach, tyle że teksty w językach obcych wcale nie będą tłumaczeniem tekstu polskiego. Wszystko wyjaśni się, gdy książka trafi do księgarń.



Dziś o 9 i 11 prof. Adam Dziadek, wykładowca Uniwersytetu Śląskiego, wygłosi wykłady poświęcone związkom i twórczości Witolda Gombrowicza i Aleksandra Wata, natomiast o 18 rozpocznie się debata historyczna poświęcona związkom Śląska i Zaolzia. W czwartek, 27 września, o 18 w TZR-ze koncert piosenek Starszych Panów w wykonaniu m.in. Joanny Trzepiecińskiej i Zbigniewa Zamachowskiego. Dzień później o 18 wieczór poetycki, podsumowujący konkurs jednego wiersza, a dwie godziny później, o 20, koncert jazzowy, w którym wystąpią Jan Ptaszyn Wróblewski, Jacek i Wojtek Niedzielowie oraz Marcin Jahr. W najbliższą niedzielę o 18 również w TZR-ze muzyczny spektakl „Przyjaciółki, czyli jak zrobić recital” z udziałem dwóch Katarzyn – Jamróz i Zielińskiej oraz grupy MoCarta. (WaT)

Komentarze

Dodaj komentarz