Marianna Wejman przekonuje, że może stworzyć pogotowie rodzinne
Marianna Wejman przekonuje, że może stworzyć pogotowie rodzinne

Marianna i Władysław Wejmanowie z Jastrzębia przed czterema laty przeszli szkolenie dla rodzin zastępczych. Po jego ukończeniu ich nazwisko znalazło się w bazie danych ośrodka pomocy społecznej. Jednak dotychczas ani razu do ich domu nie trafiły żadne dzieci.
W 2003 roku podczas niedzielnej mszy ksiądz ogłosił, że chętni mogą zgłaszać się na szkolenia z zakresu rodzinnej opieki zastępczej. Kursy organizowano w ramach programu „Rodzina” rekomendowanego przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Wszystkie koszty ponosił Ośrodek Pomocy Społecznej w Jastrzębiu. – Nasze dzieci są już dorosłe. Córka mieszka w Żorach, syn wyjechał do Londynu. Doszliśmy z mężem do wniosku, że możemy komuś pomóc. Dlatego zdecydowaliśmy się na uczestnictwo w szkoleniu – mówi Marianna Wejman.

Braki w dokumentach
Przez kilka tygodni jeździli do Rybnika Niedobczyc, gdzie odbywały się wykłady. W grudniu 2003 roku otrzymali dyplom ukończenia kursu. Zanieśli go do OPS-u i zaczęli czekać na dzieci. Kiedy po dwóch latach wystosowali do ośrodka pismo z zapytaniem, dlaczego są pomijani, dowiedzieli się, że ich dokumenty wymagają uzupełnienia o zaświadczenia o niekaralności. Dostarczyli, co trzeba, co jednak nie zmieniło ich sytuacji. Są rozgoryczeni, bo myśleli, że potrafią stworzyć dzieciom wręcz idealne warunki. Sami mieszkają w domu jednorodzinnym. Mają pięć pokojów.
Komisja, która sprawdzała warunki bytowe kandydatów na rodziny zastępcze, była zachwycona tym, co u nich zobaczyła. – Utrzymujemy kontakty z rodzinami, które razem z nami chodziły na kurs. One też dotąd nie dostały dzieci pod opiekę – mówi Marianna Wejman. W czerwcu ubiegłego roku otrzymała z OPS-u pismo z informacją, że ośrodki pomocy społecznej i powiatowe centra pomocy rodzinie, dokonując naboru na rodziny zastępcze, tworzą bazę danych, którą wykorzystuje się w miarę potrzeb. Według jastrzębskiego OPS-u samo przeszkolenie nie obliguje do tworzenia kolejnego pogotowia rodzinnego, a to istniejące wystarcza.

Po co te kursy
– Co chwilę czytam w prasie, że brakuje rodzin zastępczych i pogotowia rodzinnego. Okazuje się, że wielu ludzi chce podjąć takie wyzwanie. Nie rozumiem jednak, po co wysyła się na kursy kolejne osoby, skoro i tak nigdy nie dostaną się one pod opiekę dzieci? – pyta nasza rozmówczyni. – Pani Wejman doskonale wie, czemu nie kierujemy do niej dzieci. Jednak nie zamierzam ujawniać tego na łamach prasy – stwierdza Teresa Jachimowska, szefowa OPS-u. – Nie wiem, co ma na myśli pani dyrektor – odpowiada pani Marianna. Podkreśla, że wszystkie komisje jednoznacznie stwierdzały, że w jej domu są doskonałe warunki. Wejmanowie mają nieposzlakowaną opinię także wśród sąsiadów. – To bardzo spokojna i dobra rodzina – mówi jeden z nich.



Teresa Jachimowska, dyrektorka jastrzębskiego OPS-u, wyjaśnia, że dobór rodzin zastępczych jest niezwykle trudną i delikatną sprawą. – Nie zawsze ukończenie szkolenia gwarantuje to, że ktoś otrzyma dzieci – mówi. Podkreśla, że wybór rodziny zastępczej poprzedza szeroki wywiad. Kandydaci muszą spełniać wymogi nie tylko bytowe, ale także wykazać się specyficzną odpornością psychiczną. (AK)

1

Komentarze

  • Rozgoryczeni To zdarza się wszędzie 04 października 2007 14:53Jestem wdzięczna Pani Mariannie że w końcu powiedziała o tym głośno sytuacja, która ją spotkała zdarza się nie tylko w Jastrzębiu ale i w innych miastach. Może w końcu ktoś zacznie odgórnie kontrolować Centrum Pomocy Rodzinie z ich działalności, że rodziny nie będą wybierane na podstawie podobasz nam się dostajesz dzieci jeśli nie żegnam......

Dodaj komentarz