Po staranowanej skodzie została tylko kupka złomu. Zdjęcie: PSP w Katowicach
Po staranowanej skodzie została tylko kupka złomu. Zdjęcie: PSP w Katowicach


26 kwietnia Maria Szary jak zwykle pojechała do pracy w Zakładzie Pielęgnacyjno-Opiekuńczym w Łaziskach Średnich swoją czerwoną skodą felicją. Samochód zostawiła na parkingu obok budynku ZPO, przy ul. Staszica. Tego dnia w szoferce autobusu miejskiego linii nr 45 wybuchła gaśnica. Wóz zjechał z drogi i uderzył w ścianę ZPO. Pani Maria tego nie widziała, jednak na odgłos potężnego huku wraz z innymi pracownikami wybiegła na zewnątrz. Tam przeżyła podwójny szok. W wypadku zginęły bowiem kobieta i dziecko, rannych zostało 21 pasażerów, a z auta pani Marii, staranowanego i zmiażdżonego przez autobus, zostały szczątki.

Nie był nowy
W obliczu ludzkiej tragedii orzeszanka nawet nie myślała o tym, jakie konsekwencje będzie miał dla niej ten wypadek. Kiedy emocje opadły, zaczęła załatwiać sprawę odszkodowania. Samochód miał 10 lat, ale tylko niespełna 60 tys. km na liczniku. – Poza tym to był dorobek mój i mojego zmarłego męża – wyjaśnia pani Maria. Kobieta zdaje sobie sprawę z tego, że w wypadku byli ludzie bardziej poszkodowani od niej. Paradoksalnie nikt do dzisiaj nie dostał grosza odszkodowania. Maria Szary ubezpieczyła skodę pakietem, który wykupiła w chorzowskiej firmie. Ta zwróciła jej tylko 99 zł nadpłaconej składki OC. Innych pieniędzy nie dostała, bo firma Meteor, w której było ubezpieczone PKM, nie chce uznać jej szkody.
Do tej pory rzeczoznawca z PZU sporządził dwie wyceny skody. Według pierwszej, po odjęciu 120 zł wartości zezłomowanego auta, szkodę oszacowano na 6,4 tys. zł. Mieszkanka Orzesza nie zgodziła się z tym i napisała odwołanie. Kolejna wycena opiewała na 7 tys. zł. Skąd ta różnica? Bo rzeczoznawca uwzględnił rachunki za nowe opony. Wycena wyceną, a pieniędzy jak nie było, tak nie ma. Pani Maria wiele razy pisała do tyskiego oddziału PZU. Niestety, bez efektu. Nic nie dały również pisma do PZU w Katowicach. Kobieta pisała także i do Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej w Tychach, i do firmy Meteor, jego ubezpieczyciela. Z tyskiego PKM-u otrzymała odpowiedź, by zwróciła się do firmy Meteor.

Poczekać na ustalenia
Tu dowiedziała się, że trzeba poczekać na ustalenia prokuratury w tej sprawie. Tymczasem Prokuratura Rejonowa w Mikołowie na razie przedstawiła zarzuty jedynie producentowi gaśnicy. Z pisma, jakie pani Maria dostała od Meteora, wynika, że wypadek nie wydarzył się z winy firmy, ale z przyczyny losowej. Ręce umywa też PZU. We wrześniu kobieta otrzymała pismo z Centrum Likwidacji Szkód PZU w Katowicach z informacją, że w związku ze zdarzeniem toczy się sprawa sądowa i od jej wyniku będzie zależało ewentualne przyjęcie przez PZU odpowiedzialności za powstałą szkodę. Te wszystkie tłumaczenia są wymigiwaniem się od wypłacenia pieniędzy. Podobnie uważa rzecznik ubezpieczonych w Warszawie. – Ubezpieczyciel powinien wypłacić odszkodowanie w terminie 30 dni od zgłoszenia szkody. PZU zwleka tu bezzasadnie. Ponieważ nie wywiązał się z obowiązku, powinien wypłacić odszkodowanie wraz z odsetkami – wyjaśnia. PZU tłumaczy się m.in. tym, że „podczas oględzin gaśnicy, która samoczynnie uległa uruchomieniu, biegły stwierdził przeprowadzenie naprawy naboju poprzez jego spawanie za niezgodne z wytycznymi producenta”. Wyłączną winę za zaistniałe zdarzenia ponosi osoba trzecia, za którą wskazany sprawca (użytkownik pojazdu) nie ponosi odpowiedzialności, co zgodnie z art. 435 kodeksu cywilnego wyłącza naszą odpowiedzialność – argumentują w Centrum Likwidacji Szkód PZU w Katowicach.

Zasada ryzyka
Rzecznik ubezpieczonych stwierdza jednak, iż w przypadku uszkodzenia zaparkowanego samochodu odpowiedzialność sprawcy szkody kształtuje się na zasadzie ryzyka, a więc odpowiedzialności za sam skutek. Niestety, PZU nic sobie z tego nie robi. Jak na razie z pomocą pospieszył orzeszance samorząd Łazisk Górnych. Na wrześniowej sesji radni przegłosowali wniosek burmistrza o wypłacenie jej 5 tys. zł jako rekompensaty za zniszczone auto. „Gdyby auto nie było tam zaparkowane, ofiar śmiertelnych oraz rannych mogłoby być więcej. Także budynek przychodni, w którą uderzył autobus, uległby poważniejszym zniszczeniom” – uzasadnił wniosek burmistrz.



To, że samochód mieszkanki Orzesza spełnił rolę swego rodzaju buforu, potwierdzają i strażacy, i policjanci. – Można przyjąć, że zadziałał jak resor ochronny. Pierwsza siła uderzenia skupiła się na skodzie, więc nie była już tak duża, kiedy autobus uderzył w budynek – mówią strażacy. Gest łaziskich radnych pokazał, że samorząd ma jeszcze ludzką twarz. (MS)

1

Komentarze

  • Radek Złe wyceny to patologia.... 22 października 2007 06:26Dlatego właśnie zrezygnowałem z ubezpieczeń nieobowiązkowych. Szkoda kasy dla złodziejskich ubezpieczalni.

Dodaj komentarz