Ten niekontrolowany lot skończył się dla 26-letniego rybniczanina wyjątkowo szczęśliwie, bo jedynie ogólnymi potłuczeniami.
Nic dziwnego, że wydarzenie wywołało poruszenie w całym kraju. Wszystko działo się w sobotni wieczór jeszcze przed zamknięciem Focusa, który po otwarciu multikina jest czynny do godz. 23. 26-latek wraz z kolegą urządził sobie małą libację na otwartym parkingu galerii. Na miejscu policjanci zabezpieczyli m.in. butelki po winie marki Sangria i jakimś napoju. Z pierwszych wyjaśnień kompana delikwenta wynika, że ten w którymś momencie podszedł do murku zwieńczonego barierką i zaczął się wygłupiać. Potem wspiął się na nią i, chcąc rzekomo zobaczyć, co znajduje się niżej, niebezpiecznie się wychylił. Nagle stracił równowagę, fiknął koziołka i zniknął koledze z oczu.
Spadającego mężczyznę cudem zauważył jeden z ochroniarzy, który wezwał pogotowie i strażaków. Ci ostatni dotarli do poszkodowanego za pomocą mechanicznej drabiny. – Kierowałem akcją z miejsca, z którego wypadł ten człowiek. Zdążyliśmy praktycznie w ostatniej chwili, bo on znów czołgał się w stronę krawędzi dachu. Nie reagował na nasze prośby i krzyki, tylko wciąż gramolił się do przodu. Po wspięciu się na niewysoki murek miał już ramiona poza krawędzią dachu, ale na szczęście wtedy dotarli do niego moi podkomendni – opowiada st. aspirant Marek Breitkopf z Komendy Miejskiej PSP w Rybniku. Strażacy nie mogli nawiązać żadnego kontaktu z 26-latkiem. – Nie był w stanie powiedzieć ani jak się nazywa, ani skąd się tam wziął; mamrotał tylko coś pod nosem. Widać było, że jest pijany – opowiadają strażacy.
Założyli mu ortopedyczny kołnierz, ułożyli na prostych noszach pożarniczych, które przytwierdzili do noszy, w jakie jest wyposażona drabina, i opuścili na ziemię. Tam domniemanego połamańca przejęła ekipa pogotowia, która zabrała go do szpitala w Orzepowicach. Tam okazało się, że mimo upadku ze sporej wysokości 26-latek nie doznał żadnych urazów. Wychodzi na to, że najbardziej dotkliwą konsekwencją zdarzenia, nie licząc oczywiście bolesnych pewnie potłuczeń, był dla niego silny kac, na którego w szpitalu ciężko znaleźć antidotum. Na ile był pijany i czy wpływ na jego zachowanie mogły mieć jeszcze inne używki, okaże się po zbadaniu próbek krwi. Z rutynowych wstępnych analiz wykonywanych w takich sytuacjach wynika, że miał we krwi ok. 4 promili alkoholu.
26-latek nie ma stałego miejsca zamieszkania, jest za to dobrze znany miejscowej policji, i to od dłuższego czasu. Kłopoty z prawem miał już jako nastolatek. Jego 23-letni kompan, który mieszka w osiedlu Wrębowa, w chwili zdarzenia też był pijany i zachowywał się mało przytomnie, więc mundurowi zatrzymali go do wytrzeźwienia.
Komentarze