W rybnickim ośrodku hipoterapii, który mieści się obok stadniny w Stodołach, ruszył nowy program. Tomek Górski, chłopiec cierpiący na autyzm, przejął rolę współprowadzącego zajęcia i pomaga w rehabilitacji innego dziecka. Jak mówi Damian Gorzawski, doświadczony hipoterapeuta z Rybnika, ta metoda to nowość w skali kraju.
Hipoterapia to forma rehabilitacji z udziałem konia, który pełni rolę współterapeuty. To swoiste połączenie sił człowieka i zwierzęcia daje niezwykłe efekty w przywracaniu sprawności osobom niepełnosprawnym. W Europie zalety hipoterapii dostrzeżono już we wczesnych latach 50., w Polsce to jeszcze stosunkowo młoda i ciągle niezbyt popularna metoda. Tym niemniej w kraju działa już blisko 40 ośrodków pod prestiżowym patronatem Polskiego Towarzystwa Hipoterapeutycznego. Dużo więcej placówek doskonale obywa się jednak i bez niego.
Polscy pionierzy
Polskie Towarzystwo Hipoterapeutyczne powstało w 1992 roku. Jednym z uczestników zjazdu założycielskiego był Damian Gorzawski. – Hipoterapia w Rybniku rozpoczęła się pod egidą Elektrowni Rybnik w ośrodku w Stodołach. Zainteresowany był nią m.in. nieżyjący już ks. Henryk Jośko. Można śmiało powiedzieć, że byliśmy prekursorami w Polsce. Dziś stadnina jest już w prywatnych rękach, jednak nie przerwało to naszej działalności. Zajęcia prowadzę przez cały rok, nawet w zimie, dzięki temu, że ośrodek ma zadaszoną halę. To ważne, gdyż w zajęciach z końmi liczą się przede wszystkim ciągłość i powtarzalność ćwiczeń – tłumaczy Damian Gorzawski.
Koń do hipoterapii musi być spokojny, niepłochliwy. – W ośrodku w Stodołach używamy wałachów, czyli wykastrowanych ogierów, które sprawdzają się najlepiej. Do hipoterapii przeznaczone są u nas dwa konie: Milton rasy wielkopolskiej i Nostrzyk – konik polski. Mają wiele pracy przez cały rok: regularnie służą m.in. dzieciom z Ośrodka Dziennego Pobytu w Raciborzu, a także podobnego ośrodka z Żor. Poza tym mamy wielu pacjentów indywidualnych. Niektórzy przyjeżdżają z daleka, nawet ze Strzelec Opolskich – mówi Damian Gorzawski. Z Gliwic na zajęcia dojeżdża pani Małgorzata Górska. Przywozi tu syna Tomka.
Pacjent terapeuta
– Tomek jest dzieckiem autystycznym, jednak dzięki zajęciom ma możliwość kontaktu zarówno z końmi, jak i z innymi dziećmi. Bardzo polubił konie, nie boi się ich. Prowadził np. za uzdę konia, na którym siedziała jego koleżanka Ola, także dotknięta autyzmem. Wszystko odbywało się oczywiście pod opieką instruktora, niemniej Tomek stał się w pewnej mierze hipoterapeutą – mówi z uśmiechem pani Małgorzata. – To, co tu robimy, to zupełna nowość. Po raz pierwszy autystyczne dziecko w jakiejś mierze zaczęło uczestniczyć w hipoterapii drugiego. Przez wprowadzanie tego typu metod stajemy się prekursorami na skalę ogólnopolską – dodaje Damian Gorzawski.
Odpowiada AGNIESZKA SLEZAK, magister fizjoterapii, instruktor rekreacji ruchowej ze specjalnością hipoterapia
– Już trzynaście lat zajmuje się pani tą formą terapii. Dla kogo jest ona przeznaczona?
– Dla wszystkich. Z zajęć hipoterapii mogą korzystać nawet niemowlęta od szóstego miesiąca życia, tylko wtedy używa się mniejszych koni. W tym przypadku hipoterapia ma rozwijać prawidłowe odruchy u dzieci z porażeniem mózgowym i innymi zaburzeniami neurologicznymi. Ćwiczenia są także pomocne w korygowaniu postawy ciała, zapobieganiu przykurczom i ograniczeniom ruchowym w stawach. Ważna jest przy tym temperatura ciała konia, która jest o 1 lub 2 stopnie wyższa od temperatury ciała ludzkiego. Po prostu dzięki temu, że zwierzę jest ciepłe, osiąga się lepsze rezultaty.
– Hipoterapia podobno pomaga także psychice.
– Tak. Dotyk konia może zastąpić dotyk człowieka. Ułatwia to późniejsze kontakty z ludźmi, np. dzieciom, które w przeszłości były molestowane lub bite. Często niepełnosprawni cierpią z powodu ograniczeń przy poruszaniu się, bo np. jeżdżą na wózkach inwalidzkich, nie mogąc swobodnie pokonywać wielu przeszkód. Koń oddaje do ich dyspozycji swoje cztery nogi, a oni mogą poczuć radość z przemieszczania się bez przeszkód. Na grzbiecie konia znikają problemy z pokonaniem każdego wzniesienia czy kałuży. Dodatkowym atutem jest ruch konia, identyczny z ruchami miednicy człowieka podczas chodzenia. Dzięki temu pacjenci mogą poczuć się naprawdę w pełni sprawni.
– Jakie są pani doświadczenia z trzynastoletniej praktyki?
– Czasem efekty są większe, czasem mniejsze. Hipoterapia moim zdaniem jest jedną z najlepszych form rehabilitacji, ale nie pomoże na wszystko, aczkolwiek to rolą terapeuty jest dobieranie najskuteczniejszych metod ćwiczeń. W razie nikłego powodzenia szukamy z dziećmi i rodzicami innych, dopełniających form pracy. Miałam jednak sporo przypadków, gdy mali pacjenci od hipoterapii przechodzili do sportu jeździeckiego. Leczniczy rodzaj pracy z końmi przeradza się wtedy w zajęcia, które mogą doprowadzić nawet do udziału w mistrzostwach Polski, a nawet w Światowych Igrzyskach Olimpiad Specjalnych.
– Co może jeszcze dać dziecku kontakt z koniem?
– Taki kontakt skutkuje powstaniem szczególnej więzi emocjonalnej, która łączy obie strony. Nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że koń też ma swoją osobowość. Należy umieć odczytywać sygnały, które daje ludziom przez swoją mowę ciała. Ja mam trzy konie i każdy jest inny. Moją rolą jako terapeuty jest takie dobranie koni i pacjentów, aby dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Jeśli osiągnę taki stan, zyskują na tym wszyscy.
Komentarze