– Do niedawna widywałem lisy tylko na zdjęciach. Niecały miesiąc temu, gdy kosiłem trawę, spotkałem jednego pod moim płotem. Przebiegł spokojnie dosłownie dwa metry ode mnie i zniknął w zbożu – relacjonuje Tadeusz Mach. Podobne obserwacje poczynili jego sąsiedzi. Jeden spłoszył rudzielca, a Aniela Krypczyk zauważyła lisa dopiero wtedy, jak zaczął ujadać pies. – Po południu pokazał się tuż za płotem, od strony łąk. Pamiętam dobrze, bo wnuczka goniła go z talerzem, oderwana od obiadu – opowiada pani Aniela. Najgorsza jest jednak nie obecność lisów, ale ich ogromny apetyt na kury, które znikają u wszystkich gospodarzy czasem po dwie, trzy naraz. Niekiedy znajdują się uduszone, częściej przepadają bez śladu.
Całe stadko
Jedna wizyta lisa wystarczyła, by Aniela Hoszek utraciła całe swoje stadko. – Jak zobaczyłam podwórko, a na nim moje uduszone kurki i koguta bez głowy, rozpłakałam się. Teraz widzę, jak bardzo się do nich przywiązałam. Gdy o tym pomyślę, jeszcze dziś mam gęsią skórkę na rękach. Dziesięć dorodnych kur się zmarnowało. Nawet mięsa nie można było wykorzystać. Nie mam już swoich jajek. Nie wiem, czy jest po co kupować nowe kurczęta? – zastanawia się pani Aniela. W obawie przed chytrymi zwierzętami właściciele coraz częściej zamykają kury w kurnikach. – Kazano trzymać drób w pomieszczeniach w obawie przed ptasią grypą, teraz zamykamy ptaki przed lisami – niewesołą sytuację komentuje Franciszek Krypczyk.
Jednak zamykanie ptaków w kurnikach nie zawsze jest dobrym wyjściem. – Lisy są przecież znane ze swej przebiegłości. Kilka lat temu jeden zadusił tu aż 18 kur zamkniętych w kurniku. Teraz, aby utorować sobie drogę do zagród, zwierzęta robią podkopy. Czasem zostaje po nich tylko trochę rudej sierści. Wtedy od razu widać, że w nocy któryś zakradł się do obejścia. Pewien sąsiad zakopał uduszone kury. Następnego dnia zdziwił się ogromnie, kiedy znalazł odkopany dołek i ani śladu padliny. Lis po prostu zabrał swoją zdobycz – opowiada Tadeusz Mach. Poszkodowani drobni hodowcy z osiedla Zofiówka próbują jakoś wyjaśnić tę wielką aktywność drapieżników.
Potrzebne polowanie
– Coraz rzadziej widuje się bażanty czy zające. To chyba przez zbytnie rozmnożenie lisów? A może to wpływ czyszczenia pobliskiego osadnika? Inna sprawa, że już od dawna nie było tu polowania, takiego porządnego, z nagonką. Gdyby zorganizować coś takiego, może udałoby się jakoś przetrzebić te bezczelne lisy? Zagrażają przecież nie tylko kurom i kaczkom, ale też okolicznym psom. A nuż do naszych zagród jeszcze zakradnie się wścieklizna. Teraz jednak i tak lisy mają młode, więc są pod ochroną – z nutą goryczy mówią mieszkańcy. Janusz Mołdrzyk z koła łowieckiego Las w Jastrzębiu, które gospodaruje m.in. w okolicach Zofiówki, stwierdza, że podobne problemy od kilku lat powtarzają się systematycznie o tej porze roku.
Lisów bowiem rzeczywiście jest znacznie więcej (powody to szczepienia i wprowadzenie okresu ochronnego, którego niegdyś nie było, tymczasem lis nie ma naturalnego wroga), a teraz dorosłe uczą młode zdobywania pożywienia. – Grasują zresztą nie tylko w okolicach Zofiówki, ale także w innych częściach naszego obwodu. Takie same sygnały docierają do kolegów z sąsiednich kół łowieckich i często my pomagamy im w walce z tymi drapieżnikami, a oni nam – dodaje Janusz Mołdrzyk. Sezon łowiecki na lisy zaczyna się od 1 lipca i trwa do 31 marca. Jak jednak zastrzega myśliwy, sytuacja po 1 lipca niewiele się poprawi, bo wtedy co prawda można już będzie zasadzić się na rudzielce, ale jedynie indywidualnie.
Co się zdziała
Zorganizowanie łowów z nagonką będzie możliwe dopiero po 15 sierpnia, kiedy zacznie się sezon polowań zbiorowych. – Wszyscy myśliwi intensywnie polują na lisy, bo one wyrządzają wiele szkód w terenie, niszcząc ptactwo, jak np. bażanty, kaczki czy kuropatwy, dziesiątkują też zwierzynę drobną i płową, np. zające, a nawet sarny. Problem w tym, że ustrzelenie lisa wcale nie jest łatwe, bo to bardzo przebiegłe zwierzę. Nieraz człowiek przesiedzi na ambonie kilka nocy z rzędu, zmarznie, a nie odda nawet jednego strzału. Trochę większe efekty daje zbiorowe polowanie, ale niekoniecznie w naszym obwodzie. Lisy mają bowiem siedliska w górniczych zapadliskach i na hałdach, gdzie nam nie wolno strzelać, bo w świetle prawa jest to zakład pracy – podsumowuje Janusz Mołdrzyk.
Wiktor Brągiel z wydziału łowiectwa Nadleśnictwa Kobiór: – Sygnały takie jak ten z Zofiówki docierają do nas z różnych stron. Populacja lisa jest w tej chwili nadmierna. Wpływ na taki stan rzeczy ma np. zrzucanie szczepionki przeciw wściekliźnie, która dawniej skutecznie ograniczała liczbę przedstawicieli tego gatunku. W ślad za rozmnożeniem lisa idzie zmniejszenie liczby drobnej zwierzyny, np. kuropatw, a kiedy brakuje pożywienia w terenie, lisy zbliżają się do gospodarstw. Wiem, że trudno uchronić dobytek przed tak sprawnym złodziejem. Dobre, podmurowane ogrodzenie ochroni przed podkopem, ale lisy potrafią nawet wspiąć się po płocie. (TZ)
Komentarze