– Pomysł dojrzewał od lat, a wziął się z ciasnoty. Najpierw próbowaliśmy powiększyć naszą przestrzeń, adaptując jeden z budynków przy ul. Murarskiej, szukaliśmy możliwości dobudowania strychu, ale te plany wzięły w łeb. W końcu uznaliśmy, że trzeba postawić na dział kultur pozaeuropejskich, opracowaliśmy wizję i poszliśmy z nią do prezydenta. Okazało się, że wcale nie musieliśmy go przekonywać – opowiada dyrektor Lucjan Buchalik. Ostatecznie, jak „Nowiny” już wspominały, radni na wniosek gospodarza miasta przeznaczyli ok. 62 tys. zł na przygotowanie tzw. programu funkcjonalno-użytkowego i studium wykonalności obiektu.
Przy wiślance
O takiej strategii zdecydowały statystyki, z których wynika, że egzotyczne zbiory cieszą się zainteresowaniem znacznie większym niż regionalne. W zeszłym roku placówka zorganizowała objazdową ekspozycję pamiątek z Czarnego Lądu. Obejrzało ją 6239 osób. W 2006 roku prezentowała na zewnątrz wystawę ze swoich zbiorów regionalnych. Zwiedzających było 300. Programy edukacyjne w dziale pozaeuropejskim przyciągnęły w zeszłym roku 4303 osoby, a w dziale regionalnym 2275 osób. Ponadto wyliczono, że ponad dwie trzecie odwiedzających zagląda do muzeum z powodu pierwszego działu.
– Poza tym dział regionalny zarabia znacznie mniej niż afrykanistyczny. W zeszłym roku były to kwoty 7,5 tys. i blisko 40 tys. zł – objaśnia Lucjan Buchalik. Jak dodaje, koncepcja zakłada, że dział egzotyczny przeniesie się do obiektu, który ma powstać po prawej stronie wiślanki (jadąc do Katowic) przed wiaduktem. Jego powierzchnia wyniesie blisko 3,5 tys. m kw., z czego jedną czwartą zajmie część ekspozycyjna, a trzy czwarte teren spacerowy z parkiem i ścianką wspinaczkową, będzie też miejsce dla sal konferencyjnych, sklepiku, kawiarni oraz bazy noclegowej. – Pozwoliłoby to na przyciągnięcie polskiej nauki, która obecnie ma swoje sympozja w Ustroniu czy Wiśle – wyjaśnia muzealniczka Katarzyna Podyma.
Inne czasy
Do Yatengi będzie prowadziło pięć bram, symbolizujących pięć zamieszkałych kontynentów. W dzisiejszych czasach bowiem świat, dzięki rozwojowi komunikacji, stał się bardzo mały, więc pora otworzyć się na obyczaje innych nacji, bo one żyją tuż obok nas. Projekt nawiązuje i do Śląska, na którym od wieków współistniało wiele narodów, wyznań i kultur, w dodatku w kilku miejscach przebiegały granice trzech zaborów. Całość jest tak rozbudowana dlatego, że minęły czasy, gdy muzeum było jedynie miejscem gromadzenia i prezentowania eksponatów, a ma być wykonana w technologiach przyjaznych przyrodzie i z ekologicznych materiałów, jak np. drewno czy glina.
Konsultantem jest prof. Gerhard Minke z okolic niemieckiej Kolonii, guru architektów, którzy specjalizują się w budownictwie ekologicznym. Muzealnicy dotarli do niego poprzez Marcina Kołakowskiego, który pisał pracę magisterską na ten temat, a pochodzi z Jastrzębia. – Mamy szansę stworzyć w mieście coś wyjątkowego, co przyciągnie także ludzi z zewnątrz, na pewno też może podnieść jego pozycję. Potrzebujemy jednak pomocy władz, bo wszystko ma kosztować aż 19 mln zł brutto. Będziemy oczywiście zabiegali o dotację z funduszy unijnych i wszelkich innych, ale niezbędny jest wkład własny, którego nie zgromadzimy sami – mówią pasjonaci z muzeum.
Szukać pieniędzy
Mają szanse na patronat, a może nawet jakieś pieniądze z resortów środowiska i spraw zagranicznych, które zainteresowały się sprawą, ponieważ znają już żorską placówkę z jej projektów edukacyjnych. Wybierają się także do prof. Minkego, który jest również specjalistą w temacie pozyskiwania funduszy na nowatorskie przedsięwzięcia, aby zapytać, czy mogą liczyć na jego wsparcie. Jeśli okaże się, że tak, Yatenga (to nazwa jednego z królestw ludu Mossi w Burkina Faso) może powstać szybciej, niż nam się wydaje. W wariancie optymistycznych słowo ma stać się ciałem w ciągu czterech lat. Radni mają zająć się tą wizją prawdopodobnie ma sesji sierpniowej.
ELŻBIETA PIERSIAKOWA
W muzeum zapewniają, że Yatenga nie przesłania im działu regionalnego, który także jest bardzo ważny i również cierpi z powodu ciasnoty. Zamierzają ulokować go w kompleksie pałacowym w Baranowicach, oczywiście w przyszłości, bo obiekt najpierw trzeba wyremontować. – Nie mamy jednak na myśli samego pałacu, bo tam te eksponaty by nie pasowały, ale czworaki czy inne zabudowania, gdzie ładnie się wkomponują i jeszcze zyskają na atrakcyjności – mówi Lucjan Buchalik. (eg-p)
Komentarze