Dyrektor Zygmunt Kubica tłumaczy napotkanemu kierowcy, że nie wolno wjeżdżać samochodem na groblę
Dyrektor Zygmunt Kubica tłumaczy napotkanemu kierowcy, że nie wolno wjeżdżać samochodem na groblę


Najpoważniejsze trudności wynikają z niestabilności umów dzierżawnych oraz zbyt małej ilości wody i pogarszania się jej jakości. Hodowcom dzierżawiącym stawy od Agencji Nieruchomości Rolnych grozi wręcz upadłość z powodu zbyt wysokich i stale zmieniających się opłat. – Zwracano również uwagę na brak w regionie szkół i kursów przygotowujących specjalistów w zakresie hodowli ryb, podczas gdy Ośrodek Rybacki PAN w Gołyszu dysponuje odpowiednimi kadrami, które chętnie podjęłyby się tej roli. Fachowców z prawdziwego zdarzenia jest więc coraz mniej. Natomiast amatorzy nie radzą sobie z hodowlą i szybko rezygnują z prowadzenia stawów. Niespójny i niewydolny jest system wsparcia finansowego ze strony państwa w przypadkach wystąpienia epidemii chorób ryb – informuje Jacek Malinowski z wydziału rolnego Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach.
Wielkie straty
Sytuację drastycznie pogorszyło występowanie w naszym regionie wirusa KHV. W niektórych stawach zabił on aż 95 procent populacji ryb. Dodajmy, że straty pomnażają ptaki. Na naszych stawach żyją setki kormoranów, czapli i innych ptaków drapieżnych. Wszystkie żywią się rybami. W niektórych stawach straty sięgają nawet 60 procent. Inne ptaki zjadają ziarna zbóż, którymi pracownicy gospodarstw karmią ryby. Statystykę pogarszają jeszcze kłusownicy. Z małych stawów spuszczają wodę, w dużych zbiornikach zarzucają sieci. Z procederem walczy straż rybacka, ale funkcjonariuszy jest zbyt mało, by mogli sobie poradzić. Dr Mirosław Kuczyński, szef zakładu ichtiobiologii i gospodarki rybackiej PAN w Gołyszu, mówi, że z niedoborem wody wiążą się zagrożenia, ale i pozytywy. Stawy pełnią bowiem nie tylko funkcję produkcyjną, ale mają także zadania retencyjne.
Wiosną przyjmują z całej okolicy topniejący śnieg, przeciwdziałając w ten sposób powodziom. Natomiast jesienią notujemy w przyrodzie deficyt wody. Niedobór wyrównuje woda, którą wypuszczamy ze stawów, by wyłowić z nich ryby. Warto wiedzieć, że mimo systematycznego zmniejszania się ogólnej powierzchni akwenów nasze stawy wciąż są dużym rezerwuarem wody. W skali kraju jest jej tyle, co w największym polskim jeziorze Śniardwy. W województwie śląskim równa się jednemu średniej wielkości zbiornikowi zaporowemu. Niestety, w ostatnich latach często nie udaje się zgromadzić w stawie odpowiedniej ilości wody. Prowadzi to do likwidacji hodowli w takim akwenie. Wysuszone pojedyncze zbiorniki można czasem spotkać i w naszym regionie, np. na Pojezierzu Palowickim.
Zanik tradycji
Gospodarstwa rybackie wykańcza także rosnąca w zawrotnym tempie cena pszenicy, która sięga już 900-1000 zł za tonę. – Tymczasem część krajów Unii Europejskiej bez skrupułów traktuje ziarna zbóż jako ważne źródło energii odnawialnej. Gdy tam żywność spala się w silnikach samochodów, rządy najbogatszych krajów radzą, jak przeciwdziałać głodowi w świecie. Warto wiedzieć, iż ziarna zbóż, głównie pszenicy, są składnikiem pasz dla ryb. To wszystko sprawiło, że niektóre gospodarstwa rybackie w naszym kraju trzeba było wystawić na sprzedaż – alarmuje dr Kuczyński. Jak dodaje, następnym problemem jest zamienianie stawów w pola uprawne, bo niestety odchodzimy od produkcji czystej ekologicznie żywności, likwidując kolejne zbiorniki wodne, choć kiedyś tradycyjne ryby słodkowodne i morskie należały do najważniejszych potraw na naszych stołach.
Teraz chętnie kupujemy pangę, którą hoduje się metodą przemysłową w delcie Mekongu, dlatego jest ona znacznie tańsza od ryb wyławianych z morza. Nie jest to jednak zdrowa ryba dla człowieka, ponieważ zawiera mnóstwo antybiotyków i rakotwórczą zieleń malachitową. Mimo to w ubiegłym roku Polacy zjedli blisko 100 tys. ton pangi. Dla porównania bardzo zdrowego karpia konsumujemy właściwie tylko na święta Bożego Narodzenia. Tymczasem jest on bogatym źródłem łatwoprzyswajalnego białka, zawiera mnóstwo witamin, szczególnie z grupy B, oraz rzadkich mikroelementów takich jak: bor, molibden czy cynk. Praktycznie nie znajdziemy ich w żywności chemicznie przetwarzanej, która zyskała w ostatnich latach dominująca pozycję na wielu polskich stołach.
Dobry cholesterol
Ponadto jadanie zdrowych ryb nie powoduje tworzenia się tzw. złego cholesterolu, czym skutkuje np. zajadanie się np. wieprzowiną. – Warto więc zamiast tego mięsa jadać karpia, amura białego, tołpygę, lina, sandacza czy szczupaka – wymienia dr Kuczyński. Jak dodaje, istnienie stawów rybnych sprzyja bioróżnorodności w danej okolicy, zbawczo wpływa na mikroklimat i uatrakcyjnia krajobraz. Ponadto stawy spełniają istotną rolę dla przetrwania gatunków ryb zagrożonych wyginięciem. Dotyczy to np. szczebli błotnej.

Tekst i zdjęcie: IRENEUSZ STAJER


Gospodarka rybacka ma w województwie śląskim długą tradycję. Z uwagi na znakomite warunki rozwojowe wiele stawów założono już w XII i XIII wieku. Trudno powiedzieć, jaka jest łączna powierzchnia stawów w naszym regionie. Dr Mirosław Kuczyński mówi, że specjaliści korzystają z danych szacunkowych, które opracowano w latach 80. dla całego kraju. – Około 15 proc. powierzchni stawów rybnych znajduje się w województwie śląskim. Łącznie zajmują one ok. 11 tys. ha. Produkuje się w nich 18 proc. ryb słodkowodnych, głównie karpia. Średnio odławiamy ok. 6 tys. ton ryb rocznie – informuje Aleksandra Marzyńska, rzeczniczka Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach. Większość stawów znajduje się w powiatach bielskim i cieszyńskim. Następne w kolejności są powiaty: pszczyński, raciborski, rybnicki i lubliniecki. (IrS)

1

Komentarze

  • ichtiolog zagrożona gospodarka rybacka 07 lipca 2008 12:46strzebla błotna tak brzmi poprawna nazwa ryby , o którą zapewne chodziło w powyższym artykule

Dodaj komentarz