Uliczne wyścigi młodzików

Prowadzi bardzo dobrze i ostrożnie, więc wypadki z udziałem takich pojazdów należą do rzadkości. W Polsce nie trzeba mieć prawa jazdy do kierowania jednośladem o pojemności silnika do 50 ccm. Wystarczy karta motorowerowa wyrobiona w szkole przez osoby, które ukończyły 13 lat, co na pewno przyczyniło się to do rozwoju tej branży i daje się już we znaki. Dotąd widywałem na ulicach Rybnika wyścigi potężnych harleyów, nieraz słyszałem ryk silników, ale nie sądziłem, że w ślady szaleńców pójdą młodzicy spod znaku 50 ccm. Ich niezrozumiała brawura budzi zdumienie i grozę, bo kiedy liczba tych motorków jeszcze wrośnie, będziemy mieli na drogach istny horror. Chociaż przykładów można przytaczać wiele, opiszę jedno wydarzenie. Miejsce akcji: Rybnik, ulica Hallera. Jest wczesne, słoneczne popołudnie. Centrum jak zwykle zapchane samochodami. Poruszają się wolno jeden za drugim, tworząc korek, którego ni początku, ni końca nie widać. Zatrzymują się na światłach, tuż przy wejściu na targowisko. Ruszają po chwili, gdy zapala się zielone światło. Nagle z piskliwym hałasem, gdzieś od placu Kopernika, zbliża się wyścigowa trójka. Chłopcy nie zważają na auta nadjeżdżające z przeciwka, na podwójne ciągłe linie na jezdni. Wyprzedzają wszystkich, balansując niczym wytrawni wyścigowcy. Mijają budynek straży miejskiej ani nie zwalniając, ani nie zaniechując ryzykownej i, co oczywiste, niedozwolonej jazdy. Zbliżają się do siebie, próbując wyprzedzać się już nie na trzeciego, ale na czwartego. W końcu nikną w dali.
Przechodnie kiwają głowami, nie znam ich komentarzy, ale sądzę, że nie różniły się od moich. Te brewerie działy się pod nosem strażników, którzy nie zareagowali, ale nie mogą być wszędzie. Uderza tu co innego: ci chłopcy nie lękają się nikogo. Ani władzy, ani rodziców. Ta pierwsza, jeśli ich w ogóle złapie, to co zrobi? Nałoży mandat, w ostateczności zabierze karty motorowerowe? Mandaty zapłacą rodzice, a kartę zawsze można będzie odzyskać. Jednak to wszystko jest niczym wobec nasuwającego się tu jasno wniosku, że ci chłopcy nie boją się śmierci. Ponoć to domena młodości, ale jak bardzo zwodnicza, dowiadujemy się każdego dnia z mediów, słysząc, że znów gdzieś zgasło młode życie.



Sezon pogromców małolitrażowych jednośladów powoli się kończy. Może to i dobrze, zwłaszcza dla nich samych. Nie zdążą więcej narozrabiać. Rodzicom nie przysporzą kolejnych siwych włosów, nie skrzywdzą niewinnych przechodniów, a sami będą mogli na własnych nogach szusować np. po górskich trasach. Krótkie to pocieszenie, bo tylko do następnej wiosny, ale dobre i to. (and)

Komentarze

Dodaj komentarz