Żeby pamięć przetrwała

Na wydawniczym rynku ukazała się książka pt. „Żołnierze rybnickiego ZWZ/AK, POP, PTOP w obozach koncentracyjnych”. To kolejna już publikacja autorstwa Jerzego Klistały, wywodzącego się z Rybnika historyka amatora, ogarniętego wręcz obsesją utrwalania pamięci o losach członków ruchu oporu, którzy z powodu swojej działalności konspiracyjnej trafili do hitlerowskich miejsc zagłady, gdzie często stracili życie. Tak mówi o sobie sam pasjonat, który rozpracowuje kwestię od wielu lat, w ciągu których zrewidował swoje poglądy na ten temat.
– Na początku skupiałem się zbyt jednostronnie na opisywaniu wspomnień o osobach zrzeszonych w Związku Walki Zbrojnej – Armii Krajowej w Rybniku i okolicy. Z czasem jednak uświadomiłem sobie, że taka sama pamięć należy się ludziom, którzy równie bohatersko przeciwstawiali się okupantowi, działając w Służbie Zwycięstwa Polski, Polskiej Organizacji Powstańczej, Polskiej Organizacji Partyzanckiej czy Polskiej Tajnej Organizacji Powstańczej. Trzeba też jasno powiedzieć, że obok nurtu prawicowego dzielnie walczyło także lewicowe podziemie, skupione w Gwardii Ludowej, Czerwonej Pomocy, Rewolucyjnym Ruch Oporu i innych formacjach, co również znalazło wyraz w moich publikacjach – wyjaśnia Jerzy Klistała.
Ostatnia pozycja to zbiór jego dotychczasowych publikacji na temat losów działaczy ruchu oporu na ziemi rybnickiej, poszerzony jednak o nowe wątki, które ujrzały światło dzienne dzięki temu, że autorowi udało się dotrzeć do kolejnych rodzin mieszkańców naszego regionu, prześladowanych przez hitlerowców. W ten sposób powstała książka licząca aż 430 stron. Wstępem opatrzył ją dr Józef Musioł. W jej wydaniu (nakład liczy 300 egzemplarzy) finansowo pomogły Fundacja Pamięci Ofiar Obozu Zagłady Auschwitz-Birkenau i kilka osób prywatnych, aczkolwiek wsparcie było skromniejsze od obiecanego. – Z tego powodu popadłem w długi wobec wydawnictwa beskidzkiego, a przecież zbliżają się święta – mówi wprost autor.
Jak jednak dodaje, najważniejsze, by jego książka dotarła do ludzi. Można ją kupić m.in. w rybnickiej księgarni Orbita na rynku, która na razie wzięła co prawda tylko dziesięć egzemplarzy, ale kiedy się rozejdą, zapaleniec szybko dostarczy kolejne. W jego bielskim M2 leży ich bowiem jeszcze 150, więc nie ma się gdzie ruszyć.



Jerzy Klistała zajął się tematem dlatego, że jego rodzice też działali w podziemiu. Teraz nie kryje nadziei, że książką zainteresują się m.in. parafie czy szkoły i wezmą ją do swoich bibliotek, bo wtedy będzie gwarancja, że trud nie poszedł na marne. I tak jednak ma powody do satysfakcji: powszechnie mówi się o nim jako człowieku przywracającym imiona i nazwiska tym, którzy w obozach koncentracyjnych stawali się tylko numerami. (eg-p)

Komentarze

Dodaj komentarz