Państwo Mojowie rozważają możliwość powiadomienia prokuratury. Zdjęcie: Wacław Troszka
Państwo Mojowie rozważają możliwość powiadomienia prokuratury. Zdjęcie: Wacław Troszka

Rok temu Barbara i Leszek Mojowie kupili działkę. Ponieważ były właściciel utrudniał im wejście na jej teren, postanowili zasięgnąć rady adwokata. Trafili na Witolda R., który przyjął sprawę, wyciągnął od małżonków w sumie 3 tys. zł, ale niczego nie załatwił. W dodatku okazało się, że od dawna nie jest radcą prawnym, a Mojowie nie są jedynymi nabitymi w butelkę.
Pan R. co kilka tygodni żądał od nich jakiejś sumy. W lutym pożyczył jeszcze 2 tys. zł, bo, jak stwierdził, brakło mu na samochód. Miał oddać za dwa tygodnie, oddał w maju. Na przeprosiny wręczył bombonierkę. Pani Barbara przyznaje, że mecenas wydawał się godny zaufania. Poza tym znała go z poczty na Paruszowcu, gdzie pracuje. Pan R. codziennie odbiera tam listy. Poza tym jego przyjacielem miał być wojewoda śląski, a dzięki tej znajomości sprawa działki miała być załatwiona definitywnie. Pani Barbara była nawet z radcą w urzędzie wojewódzkim, ale nic nie zwojowała, choć zapłaciła tysiąc zł.

Śladem radcy
W końcu Mojowie skontaktowali się z Tadeuszem Dybałą, rybnickim społecznikiem, i ruszyli śladem Witolda R. Okazało się, że nigdzie nie składał żadnych dokumentów, w urzędzie wojewódzkim nikt nie słyszał o sprawie Mojów, a i wojewoda nic nie wie o swojej znajomości z panem R. Rybniczanie nie zdradzili się, że wiedzą o robieniu ich w konia, ale zażądali zakończenia sprawy. Pan R. napisał im, że zobowiązuje się zamknąć ją do 31 marca 2009 roku. Nie dotrzymał słowa, okazało się za to, że bardzo dobrze znają go w rybnickiej prokuraturze rejonowej.
– W ciągu ostatnich trzech lat prowadziliśmy trzy postępowania przeciwko panu R. – mówi Jacek Sławik, szef prokuratury. Witold R. został oskarżony o oszustwo i przywłaszczenie w 2006, 2008 i 2009 roku. Dwie pierwsze sprawy zakończyły się wyrokami skazującymi w zawieszeniu. Ostatnia jeszcze czeka na finał. Jakby tego było mało, zapowiada się kolejny proces, bo w maju tego roku do prokuratury wpłynęło kolejne zawiadomienie o działalności pana R. Złożyły je osoby spoza Rybnika. Jak to jest możliwe, że radca, mając tyle wyroków i prokuraturę na karku, wciąż mami ludzi, wyłudza od nich pieniądze?

Gdzie go znaleźć
Okazuje się, że ogłaszał się w internecie, podając adresy biur i numery telefonów, ale próżno go szukać. W biurze na ul. Żorskiej usłyszeliśmy, że nikt go nie widział od co najmniej trzech lat. Z klientami umawiał się najczęściej w ich domach lub w McDonaldzie obok stacji BP. Co ciekawe, Witold R. od trzech lat nie figuruje w żadnym spisie radców prawnych. Tak poinformował Piotr Bober z Okręgowej Izby Radców Prawnych w Katowicach. Gdy próbowaliśmy umówić się z panem R. telefonicznie, oznajmił, że nie prowadzi już działalności prawniczej, bo przechodzi na emeryturę.
– Zamknąłem wszystkie sprawy i od 1 czerwca już nie świadczę żadnych usług – podkreślił. Tymczasem zaledwie z końcem maja przyjął sprawę Tadeusza Dybały, który przeprowadził prywatną prowokację, chcąc zdobyć dowody na mecenasa. Pan R. wycenił swoje koszty na tysiąc zł i zażądał 300 zł zaliczki. Nie zakończył też sprawy Mojów. 9 czerwca wysłał im SMS-a z informacją, że w ciągu dwóch dni roboczych za pośrednictwem poczty zwróci im wszystkie pieniądze plus zadośćuczynienie za straty. Do dziś nie oddał ani grosza. – Jak trzeba będzie, to sprawę oddamy do prokuratury – zapowiadają Mojowie.



W prokuraturze mówią, że do tej pory nie występowali o osadzenie tego pana w areszcie śledczym, bo nie utrudniał śledztwa ani nie mataczył. – Ponieważ dopuszcza się kolejnych przestępstw w warunkach recydywy, rozważymy taką możliwość. Będziemy jednak podchodzili indywidualnie do każdego przypadku – wyjaśnia prokurator Jacek Sławik. (MS)

Komentarze

Dodaj komentarz