Władysław Maciejewski to jedyny lokator z Długosza, który mieszka tam od samego początku / Wacław Troszka
Władysław Maciejewski to jedyny lokator z Długosza, który mieszka tam od samego początku / Wacław Troszka
Bezdomność to problem trudny i złożony, nie da się go rozwiązać w ciągu kilku miesięcy – mówią koordynatorzy projektu „Skorzystaj z szansy”. Celem projektu jest wyprowadzenie życiowych rozbitków z bezdomności. Zasady są proste: bezdomni bywalcy noclegowni i schronisk, chcący zmienić swoją sytuację, mogą na rok, góra na dwa lata zamieszkać w mieszkaniu rotacyjnym. Czynsz i media opłaca ośrodek pomocy społecznej, ale mężczyźni muszą się w tym czasie usamodzielnić, czyli znaleźć pracę, by stać ich było na wynajęcie mieszkania już na własną rękę. Obowiązuje ich oczywiście lokatorski regulamin – nie mogą nadużywać alkoholu czy przyjmować gości po 22. W czasie trwania programu są bacznie obserwowani i biorą udział w różnego rodzaju kursach i spotkaniach z psychologami czy doradcami zawodowymi. Zorganizowano dla nich np. kurs prowadzenia domowego budżetu. Niektórzy byli oburzeni i twierdzili, że takie zajęcia nie są im potrzebne. Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia kolejnych czterech bezdomnych zamieszkało w wyremontowanym po części przez siebie mieszkaniu w familoku na terenie dzielnicy Paruszowiec Piaski.
– Zdajemy sobie sprawę, że dotknięci bezdomnością nie zdołają się z nią uporać w ciągu kilku miesięcy – mówi Barbara Kazana, koordynator projektu. Mają powikłane życiorysy, nawyki i przyzwyczajenia nie zawsze mieszczące się w standardach akceptowanych społecznie zachowań. Najlepiej pokazuje to przykład pierwszego chronionego mieszkania w budynku przy ul. Długosza. Czterech bezdomnych wprowadziło się tam w grudniu 2008 roku. Wcześniej wespół z fachowcami z firmy budowlanej brali udział w jego gruntownym remoncie, dzięki czemu otrzymali świadectwo ukończenia kursu dla technologa wykończenia wnętrz. Efekt remontu był imponujący, w wiekowym budynku urządzono schludne i wygodne mieszkanie. Wyposażenie też było niezłe, by wspomnieć tylko dwa spore telewizory; dwa, bo bezdomni zajmowali oddzielne pokoje. Początkowo wszystko układało się dobrze. Sąsiedzi, którzy obawiali się sąsiedztwa nieznajomych, nie zgłaszali żadnych zastrzeżeń. Oni sami, mający za sobą również pobyt w schronisku św. Brata Alberta, chwalili sobie życie bez obowiązujących tam rygorów. Wszyscy czterej byli zarejestrowani w powiatowym urzędzie pracy i dorabiali gdzieś na czarno.
– Robota jest cały czas, tylko że na czarno, bez ubezpieczenia. Dziś na budowach chcą, żeby człowiek umiał robić wszystko i miał jeszcze badania wysokościowe – mówi 55-letni Władysław Maciejewski, jeden z lokatorów. Kiedyś miał w Rybniku mieszkanie, żonę i córki. Najpierw stracił pracę, a potem zaczęło brakować na czynsz. Skończyło się rozwodem. Za niepłacenie alimentów trafił nawet do więzienia. Przez długi czas dorabiał w środy i w soboty na rybnickim targowisku, gdzie pomagał w wyładowywaniu i pakowaniu kartonów z butami. Do końca grudnia miał też pracę w ramach robót społecznie użytecznych. Codziennie między szóstą a siódmą sprzątał dziedziniec placówki opieki społecznej.
Dobre zajęcie miał też jego współlokator – pan Czesław, który 12 godzin w tygodniu pracował w rybnickim PCK jako dozorca. Potem jednak zrezygnował z tej pracy i został wykreślony z listy podopiecznych rybnickiego pośredniaka. Z czasem poznał jakąś kobietę i w mieszkaniu bywał coraz rzadziej. Zjawiał się niespodziewanie, przebrał się i znów wybywał na kilka dni. Potem wyjechał gdzieś w góry. Nikomu tego nie zgłosił i za karę został wykluczony z programu. W chronionym mieszkaniu nie ma już dla niego miejsca; jeśli zechce, będzie mógł wrócić do schroniska w Przegędzy, ewentualnie starać się o lokal socjalny. W grudniu mieszkanie musiało opuścić dwóch kolejnych bezdomnych, którzy złamali regulamin i musieli wrócić do schroniska św. Brata Alberta.
– Wszystko brało się z nadużywania alkoholu. Tłukli się i awanturowali po nocach, a nawet szarpali za klamki innych mieszkań. A chodziło ich tu nieraz tylu, że ciężko się było zorientować, kto tu właściwie mieszka, a kto przychodzi tylko w odwiedziny – opowiada jedna z sąsiadek.
– To nie są łatwe przypadki. Z naszą pomocą mają poprawić swoją sytuację. Cóż, popełniają błędy, ale tolerowanie ich do niczego by nie prowadziło. Niewykluczone, że kiedyś będą mogli tu wrócić – mówi Barbara Kazana.
W styczniu do mieszkania przy ul. Długosza wprowadziło się trzech kolejnych bezdomnych. Na pytanie, czy skorzystają z szansy, nikt nie może dać pewnej odpowiedzi.
1

Komentarze

  • Terrestre Peregrino Dezyderat. 14 marca 2010 18:03 Brak mi słów na ową " Wysiedleńczą Brać ". I nie wiem też jaką, by jej radę dać. Lecz mam dezyderat, któren ją wyzwoli : " Ćwiczże regularnie codzień siłę woli ". Wola to wytrwanie i stałość działania. To wiara, że moje, własne przekonania, Z każdym ruchem ręki i powiewem psyche, W zamożne zamienią, moje życie liche. To również szacunek do drugiej osoby. Tudzież i pokora na różne sposoby. A jeżeli wytrwasz, choć serce Cię boli, Toś wtedy szczytowy, zdobył poziom woli. Kto podbić, z rynsztunkiem, pragnie przestwór świata, Tego się z diabelskim sumptem dusza brata. Tylko ciężar starań skąpanych w pokorze, W ekstremum wznieść naszą siłę woli może.

Dodaj komentarz