20024708
20024708


Mówi się o zaostrzeniu przepisów, ale znając polskie realia, już teraz można przypuszczać, że kolejne regulacje związane z posiadaniem psa okażą się legislacyjnymi bublami, podobnie jak to ma miejsce w przypadku wprowadzonych w 1999 roku przepisów zmuszających właścicieli psów rasowo niebezpiecznych do uzyskiwania w urzędach miast i gmin oficjalnych zezwoleń. Stworzono wtedy czarną listę 11 ras. Znalazły się na niej m.in. rottweilery i owczarki kaukaskie. Zamiast porządku i rygorów doczekaliśmy się kolejnego biurokracyjnego rytuału. Właściciel potencjalnej bestii zjawia się w urzędzie i wypisuje wniosek o zezwolenie. Na urzędowym druku musi wpisać swoje dane i dane personalne psa: wiek, rasę, płeć, pochodzenie, wreszcie sposób oznakowania. W największej kratce trzeba opisać miejsce i warunki „utrzymywania” psa. Jest tylko jedno „ale”: wpisanych tam informacji nikt nigdy nie sprawdzi, bo żaden z przepisów nie nakłada na urzędników takiego obowiązku. Można więc bez obaw napisać, że stalowe ogrodzenie ma trzy metry wysokości i jest zwieńczone elektrycznym pastuchem. Choć z samego zezwolenia i związanej z nim procedury nic właściwie nie wynika, właściciel psa musi za nie zapłacić 76 zł, nie licząc 5 zł wydanych na znaczek skarbowy. Trudno więc się dziwić, że liczba zgłoszeń czy raczej wydawanych zezwoleń malała z roku na rok. W Rybniku np. w 1999 roku wydano ich 145, w 2000 roku 18, przed rokiem pięć, a w tym roku jeszcze ani jednego.– Jesteśmy zaniepokojeni tą sytuacją, choć po ostatnich przypadkach pogryzień ludzie znów pytają o zezwolenia – mówią urzędnicy z wydziału gospodarki komunalnej rybnickiego magistratu.Są i inne kwestie związane z ustawą o psach agresywnych. Zdaniem Andrzeja Perka jest ona martwym aktem prawnym również dlatego, że nie bierze pod uwagę psów rasopodobnych albo mieszańców:– Jeżeli ktoś kupuje psa z metryką, np. rottweilera czy doga argentyńskiego, od razu podpada pod ustawę. Wystarczy jednak, by właściciel nie przyznawał się do dokumentów, wtedy nikt mu nie udowodni, że jego pies podlega ustawie – mówi Andrzej Perek, hodowca rottweilerów i wiceprzewodniczący Klubu Rottweilera w Polsce. Jego zdaniem powinno się zabronić sprzedaży psów bez rodowodu, które oferują pseudohodowcy na targowiskach, giełdach czy na przysłowiowym chodniku. Oglądając ślicznego szczeniaka, nie sposób określić, co tak naprawdę z niego wyrośnie. Zwierzę może dziedziczyć po rodzicach cechy agresywne albo mieć spaczoną psychikę. Kolejnym błędem popełnianym przez ludzi jest pozostawianie kupionych psów samym sobie. Zwierzę trzymane w kojcu, jedynie karmione, ale pozbawione częstych kontaktów z właścicielem, dojrzewa tak naprawdę w samotności i staje się sobiepanem, nieczującym przed nikim respektu. Zwyczajnie dziczeje.Może zamiast wprowadzać kolejne zakazy, wystarczy skorzystać z doświadczeń innych krajów. Wielka Brytania i Niemcy uchodzą za państwa wzorcowe, jeżeli chodzi o politykę wobec psów. Na Wyspach od lat obowiązuje zakaz hodowli terierów typu bull, ponieważ te rasy wyhodowano z myślą o walkach i rzeczywiście mogą być śmiertelnie niebezpieczne dla ludzi. Niemcy obecnie noszą się z zamiarem wprowadzenia tego zakazu. Ale na terierach typu bull skończyła się lista ras zakazanych. Inne przepisy już dotyczą ludzi. Np. w niektórych niemieckich landach mieszkaniec domu wielorodzinnego musi mieć zgodę wszystkich współlokatorów na trzymanie dużego psa. Bo niby dlaczego ktoś bojący się zwierząt ma czuć się zestresowany we własnym domu? Oprócz tego właścicielowi dużego psa znacznie podnoszony jest czynsz. Z uzyskanych pieniędzy administrator bloku czy osiedla zobowiązany jest do zapewnienia psom odpowiedniego wybiegu.Fachowcy są na ogół zgodni: w przypadku pogryzień większość winy leży po stronie człowieka. Przyczyny są różne. W Polsce głośno ostatnio o atakach rottweilerów. Andrzej Perek zna doskonale ich psychikę i zwyczaje. Psy te mają mocny charakter, są pewne siebie. Trzeba dużo czasu, by wyprowadzić je z równowagi. Zaczepki dzieci, np. ciąganie za uszy, kończą się najwyżej odwarknięciem. Na pewno nie sprowokują psa do zagryzienia dziecka.– Nasz rzecznik badał dokładnie okoliczności pogryzień ludzi przez rottweilery w Krakowie, Radomiu, pod Poznaniem. Okazało się, że te psy nie były rasowe, tylko rasopodobne.W Stanach Zjednoczonych prawo do ochrony prywatnej własności jest święte. W niektórych stanach właściciel może nawet zastrzelić intruza bez konsekwencji karnych. W Polsce nie ma takich przepisów, więc ludzie, by czuć się bezpiecznie na terenie własnej posesji, kupują psy obronne. Obcy powinni sobie zdawać sprawę, że przekraczając furtkę, wkraczają na teren chroniony przez psa, który będzie go bronił instynktownie.– Bywa, że obce dzieci wbiegną na podwórko. Pies odbierze to jako atak i sam zaatakuje. Trudno jednoznacznie winić psa – zareagował tak, jak został wychowany. Ja się pytam: gdzie byli w tym czasie rodzice dziecka? Znam przypadek, jak dzieci podpaliły psa. Sprawa zakończyła się w sądzie rodzinnym o brak nadzoru nad dziećmi. Rodzice musieli się tłumaczyć z tego, jak wychowali swoje pociechy – mówi Andrzej Perek.Żadne, nawet najostrzejsze przepisy nie rozwiążą problemu, jeżeli nie będą egzekwowane, a w Polsce egzekwowanie wszelkich przepisów wygląda marnie. Gminy wprowadzają na swoim terenie obowiązek prowadzenia psów w miejscach publicznych na smyczy i w kagańcu, niezależnie od wielkości i rasy. Ile osób stosuje się do tego przepisu? Może straż miejska albo policja zaczęłaby przykładnie karać mandatami takie osoby, a nie odwracała głowy? W efekcie różnej maści i wielkości psy przechadzają się między ludźmi bądź z otwartą paszczą czekają przed drzwiami sklepu, w którym właściciel robi właśnie zakupy. Potem taki beztroski właściciel przekonuje wszystkich, że jego 60-kilogramowy pies to „niespotykanie spokojny osobnik”...W ciągu trzech lat funkcjonowania w Rybniku schroniska dla psów na rutynową obserwację po przypadkach pogryzienia skierowano tu 120 psów. Ostatnio trafiły tu dwa dorosłe rottweilery: 6-letnia Konga i 4-letni Apacz. To tzw. depozyt. Burmistrz Pszczyny zdecydował o czasowym odebraniu ich właścicielowi, który mieszkał z nimi w jednopokojowym, 30-metrowym mieszkaniu. Co gorsza, z dwójką groźnych czworonogów pojawiał się często w okolicznych barach.Zdaniem Piotra Plucika, kierownika rybnickiego schroniska dla bezdomnych psów, najlepiej byłoby, gdyby wzorem państw zachodnich wprowadzić instytucję inspektora do spraw zwierząt. Mógłby on karać mandatami osoby dopuszczające się zaniedbań i uchybień. Oczywiście i inspektorzy na nic się zdadzą, jeśli nie będzie konsekwentnego egzekwowania przepisów regulujących np. kwestie techniczne związane z posiadaniem dużego, niebezpiecznego psa – rozmiary kojca, wysokość ogrodzenia itp.Skoro za wszystkie występki psów i piesków i tak odpowiada człowiek, dobrze by było, gdyby stanął na wysokości zadania i zadbał o warunki pozwalające na bezpieczne współegzystowanie ludzi i czworonogów. I jednym, i drugim wyjdzie to tylko na dobre.

Komentarze

Dodaj komentarz