Bezdomnym kundelkiem zajęła się 12-letnia Żaneta Falandysz / Ireneusz Stajer
Bezdomnym kundelkiem zajęła się 12-letnia Żaneta Falandysz / Ireneusz Stajer
W zeszłą środę urzędniczka magistratu zajmująca się kwalifikowaniem psów do azylu dla bezdomnych zwierząt odmówiła przyjęcia błąkającego się w rejonie ulicy Fabrycznej kundelka.
– Pies wałęsał się w okolicy remizy OSP Żory przez kilka dni, był w złej kondycji i bał się ludzi. Dzieci rzucały w niego kamieniami, a pewien starszy mężczyzna kopnął w pysk. Widać było, że bolą go łapy, bo kuśtykał – opowiada wzburzona Grażyna Pawlak, która mieszka w pobliskim bloku i wszystko widziała z okna. Zadzwoniła do azylu dla bezdomnych zwierząt, który działa przy Zakładach Techniki Komunalnej. Tam dowiedziała się, że pracownik wyłapujący takie psy chętnie przyjedzie na miejsce, ale musi mieć zgodę urzędniczki z ratusza.
– Taka obowiązuje teraz w Żorach procedura. Jeździmy po psy na zlecenie urzędu miasta – przyznaje Alicja Wójcik z działu zieleni miejskiej w ZTK, który prowadzi azyl.
Pani Grażyna dzwoniła na telefon stacjonarny i komórkowy urzędniczki pięć, może sześć razy. W końcu złapała kontakt, pracownica urzędu obiecała, że przyjedzie na miejsce i zdecyduje, co zrobić z pieskiem. – Niestety, nikt się do mnie nie zgłosił. Zadzwoniłam jeszcze raz. Usłyszałam, że urzędniczka była na Fabrycznej i nie spotkała opisanego przeze mnie kundelka, więc wróciła do biura. Przecież miała moje dane, powinna była zatelefonować albo przyjść do mieszkania. W końcu bierze pieniądze za swoją pracę – żali się kobieta, która jest inwalidką i ma problemy z chodzeniem.
Urzędniczka odpiera zarzuty. Ok. godz. 14 podjechała z koleżanką na wskazane przez interweniującą kobietę miejsce. Nie zastała tam jednak psa ani ludzi. Zrobiła więc zdjęcia terenu i wróciła do urzędu. – To nieprawda, mam świadka, że ta pani nie szukała kundelka i nie robiła zdjęć. Podjechała samochodem bezpośrednio do bramy pobliskiej firmy i zapytała w portierni, czy ktoś widział bezdomnego psa. Nawet nie wyszła z auta – zżyma się pani Grażyna.
– Taka sytuacja byłaby niemożliwa w Pszowie, gdzie mieszkam. Pracownicy służb komunalnych przyjeżdżają po każdego bezdomnego psa – dodaje Władysława Danielewska, która w zeszłą środę odwiedziła w Żorach swoją siostrę Grażynę.
– Często okazuje się, że zwierzę nie jest bezdomne, tylko zabłąkane. Po kilku dniach wraca do właściciela. Czasem ten rozpoznaje swojego pupila na zdjęciu w „Kurierze Żorskim”. Tam bowiem publikujemy fotki czworonogów, które trafiły do azylu – stwierdza Dorota Marzęda, rzecznik prasowa magistratu.
Sęk w tym, że kundelek z Fabrycznej nie ma szans na fotografię w „Kurierze”. Żaneta, córka pani Grażyny, wynosiła mu jedzenie. Psa wyraźnie bolały łapy, więc żorzanka z litości wzięła go na noc do swojego mieszkania. Popełniła błąd. Kiedy rano znów zadzwoniła do urzędniczki, usłyszała, że teraz kundelek nie jest już bezdomny. – Nie stać mnie na przyjęcie do domu kolejnego zwierzęcia, bo trzymam już dwa koty i jednego psa. Wszystkie trzy przygarnęłam z ulicy – tłumaczy żorzanka, która pobiera 700 zł renty. Zdesperowana kobieta chwyciła za telefon i dzwoniła do znajomych tak długo, dopóki nie znalazła rodziny, która postanowiła przygarnąć pieska. – Trafił w dobre ręce – kwituje żorzanka.
1

Komentarze

  • Eterno Vagabundo Jedyne wyjście. 04 lipca 2010 08:49 Tego, kto dla zwierząt jest pełen podłości, Winien Sąd pozbawić człowieczej godności. Meritum wyroku, jak z tego wynika, Winno brzmieć: " Bezmózga, wściekła bestia dzika."

Dodaj komentarz