Firma rozpoczęła budowę domu, zanim inwestor otrzymał pozwolenie archeologiczne. Takiej awantury Żory nie pamiętają od dawna. Wywołało ją całkiem niechcący polsko-francuskie małżeństwo, które stawia dom przy ulicy Murarskiej.
Wykonawcą jest firma z Jastrzębia Zdroju. Prace ruszyły, zanim inwestor otrzymał pozwolenie archeologiczne Śląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Katowicach, co bardzo wzburzyło miłośników dziejów miasta. Pech chce, że budynek powstaje w strefie ścisłej ochrony konserwatorskiej. Teren taki podlega opiece archeologicznej.
– Od samego początku roboty nadzorowała pani archeolog z Katowic – podkreśla Katarzyna Pałuchowska, kierownik budowy. – Podobno odwiedziła posesję tylko raz. Tymczasem ziemia może kryć fundamenty starych murów obronnych – odpowiada Tomasz Górecki z żorskiego muzeum. Zdaniem Pałuchowskiej archeolożka była na miejscu trzy razy, a stosowne wpisy widnieją w dzienniku budowy. Miłośnicy dziejów miasta wiedzą jednak swoje.
– W 1998 roku ubiegłego wieku kilkadziesiąt metrów dalej obecny szef Towarzystwa Miłośników Miasta Żory zbudował dom. Zrobił jednak wszystko jak należy, poczekał na decyzję archeologiczną. Zanim przystąpił do pracy, teren szczegółowo spenetrowali archeolodzy. Warto było, na niedużej działce znaleźli 2131 eksponatów, m.in. skorupy średniowiecznych naczyń, oraz natknęli się na profil fosy z XIII wieku. Szukano tam również fundamentów dawnych murów obronnych, ale bez skutku – opowiada Górecki. Niebawem ekipa specjalistów spenetruje sąsiednią posesję. – Nie wykluczamy, że znajdziemy tam podobne skarby – stwierdza muzealnik.
Andrzej Brocki, szef żorskiego nadzoru budowlanego, informuje, że inwestor ma pozwolenie budowlane. Spełnił wszystkie inne warunki oprócz jednego: pośpieszył się z rozpoczęciem prac. Ponieważ roboty są już tak bardzo zaawansowane, a inwestor wynajął archeologa, wojewódzki konserwator zabytków umorzył sprawę. Na działce nie znaleziono też materiału zabytkowego.
– Dlatego nie będzie dalszego postępowania o wydanie pozwolenia archeologicznego, co nie oznacza, że inwestor nie poniesie kary. Nie mam jednak podstaw do blokowania robót – tłumaczy Brocki.
– Decyzję umarzająca postępowanie podjęto zbyt pochopnie i błyskawicznie. Zakrawa to na kpinę, tym bardziej że nieopodal znaleziono mnóstwo eksponatów – stwierdza Górecki.
– Tak naprawdę to pozwolenie archeologiczne nie było nam potrzebne. Wystarczył nadzór archeologiczny, do czego obligowało pozwolenie na budowę. W takim przypadku nie prowadzi się wykopalisk, a jedynie nadzór nad pracami ziemnymi. Obserwujemy wówczas, czy pracownicy nie wykopali jakiegoś eksponatu. Jeśli tak, to rzecz zabezpiecza specjalista – powiedziała nam archeolog Beata Badura, którą zatrudniono na działce przy Murarskiej.
Komentarze