Młodzi lokatorzy mieszkania wolą nie pokazywać twarzy, ale zapewniają, że czują się tu bardzo dobrze / Dominik Gajda
Młodzi lokatorzy mieszkania wolą nie pokazywać twarzy, ale zapewniają, że czują się tu bardzo dobrze / Dominik Gajda
W mieszkaniu przy ulicy Rzecznej dom znalazło 12 podopiecznych Zespołu Ognisk Wychowawczych.
Cztery pokoje, kuchnia i dwie łazienki, trochę sprzętu, telewizor, komputer i pełna lodówka. To Dom pod Dobrym Aniołem, jak o mieszkaniu przy ulicy Rzecznej mówią jego lokatorzy. To 12 podopiecznych Zespołu Ognisk Wychowawczych w Rybniku Niedobczycach, którzy znaleźli tu swoje miejsce na ziemi. Mieli szczęście. Dzieci, które z różnych przyczyn są pozbawione opieki rodziców, najczęściej bowiem trafiają do różnego rodzaju placówek wychowawczych, ale niestety niewielu udaje się znaleźć nowy dom w rodzinach zastępczych. Zdecydowana większość, zwłaszcza tych starszych, aż do osiągnięcia pełnoletności pozostaje więc w domach dziecka.
– Żeby praca w ośrodku była skuteczna, trzeba stworzyć odpowiednie więzi. W naszej placówce przebywa 30 wychowanków. Stworzenie głębszych więzi w tak dużym gronie jest bardzo trudne, żeby nie powiedzieć niemożliwe – nie kryje Jarosław Pydyn, dyrektor ZOW-u w Rybniku Niedobczycach. Jednym z pomysłów na podniesienie skuteczności pracy z młodzieżą było utworzenie w zeszłym roku mieszkania usamodzielniającego. Przeniesiono tam, jak „Nowiny” pisały, 12 podopiecznych ZOW-u. Teraz postanowiliśmy sprawdzić, czy pomysł zdał egzamin. – Nie tylko zdał egzamin, ale przerósł nasze oczekiwania. Widać to głównie w zachowaniu dzieci. Skończył się problem z wagarami, są lepsze stopnie, te dzieci nie eksperymentują już z kolczykami czy kolorami włosów – chwali Wiesława Tkocz, kierownik mieszkania usamodzielniającego.
Podobne zdanie ma dyrektor ZOW-u, który podkreśla, że bardzo istotna jest zmiana nastawienia samych dzieci. Dowodzi tego np. to, że w placówce w Niedobczycach wandalizm jest niestety niemal codziennością, a w mieszkaniu usamodzielniającym nikt niczego celowo nie zniszczył. W Domu pod Dobrym Aniołem dzieci same tworzą swoje gospodarstwo. Co prawda zamiast rodziców są stali wychowawcy, ale reszta przypomina zwykłą rodzinę. Wszyscy mają swoje obowiązki, sami robią zakupy, gotują sprzątają, piorą, szybko ucząc się samodzielności. Jak podkreślają wychowawcy, w małej grupie sytuacja jest inna niż w ośrodku, bo w zasadzie można z każdym pracować niemalże indywidualnie, poza tym dzieci czują się odpowiedzialne przed sobą nawzajem.
– Daje to solidne podstawy, na których można budować lepszą przyszłość dla każdego z nich. Najważniejsze, że nasze dzieci nie czują już na sobie piętna placówki wychowawczej. Dzieci z ZOW-u wracając np. ze szkoły, mówią, że wracają do bidula. Nasze dzieci w najgorszym wypadku mówią, że wracają do mieszkania, najczęściej jednak w ich świadomości jest to już dom – dodaje Wiesława Tkocz. Same dzieci także chwalą mieszkanie usamodzielniające. – Tu jest o wiele lepiej niż w ZOW-ie. Różnica jest w wyposażeniu, jedzeniu, kontakcie z wychowawcami i przede wszystkim w naszych relacjach – mówi 17 letnia Ilona. – Ta forma opieki zdecydowanie przewyższa wszystkie instytucjonalne modele pracy z dziećmi. Dlatego bardzo byśmy chcieli, żeby w Rybniku udało się otworzyć jeszcze jedno takie mieszkanie – mówi Wiesława Tkocz.

Komentarze

Dodaj komentarz