Gdyby kultywować wszystkie śląskie tradycje, to codziennie byłby powód do świętowania – mówi Marek Szołtysek / Wacław Troszka
Gdyby kultywować wszystkie śląskie tradycje, to codziennie byłby powód do świętowania – mówi Marek Szołtysek / Wacław Troszka
Na księgarskie półki trafiła najnowsza książka Marka Szołtyska pt. „Rok śląski”. Autor opisał w niej dzień po dniu i święto po święcie, a całość zilustrował aż 550 zdjęciami. Część to już unikaty.
– Rok śląski jest bardzo interesujący bo gdyby kultywować wszystkie tradycje, również te zapomniane, to prawie codziennie byłby powód do świętowania – mówi Marek Szołtysek. O bogactwie kalendarzowych tradycji najlepiej świadczy objętość wydawnictwa – 144 strony, co jak na Szołtyska jest nowym rekordem. Jak zaznacza autor, na wszystkie te kalendarzowe święta patrzył ze śląskiego punktu widzenia. Kiedyś np. bardzo popularny był tu papież Urban, który został patronem rolników. O tej popularności najlepiej świadczy to, że nazywano go Urbankiem, tak jak św. Antoniego Antoniczkiem. Skoro był popularny, to musiały się z jego osobą wiązać jakieś tradycje. Okazało się, że nie trzeba było daleko szukać.
– W Rudzie Kozielskiej koło Rud jest kaplica św. Urbana i w dniu majowego odpustu odbywa się tam tradycyjna procesja z obrazami patrona. Popularne jest też przysłowie, mówiące, że po św. Urbanie ino o zbożu godanie. Zboże oczywiście było już posiane i ludzie drżeli o to, czy dobrze wyrośnie, czy nie będzie jakichś plag. Od tego, czy żniwa będą udane, zależało przecież, czy przeżyją zimę – opowiada Marek Szołtysek. Dzięki książce można poznać również wiele innych pięknych tradycji związanych z miejscowościami naszego regionu. To np. zwyczaj święcenia owsa i rzucania jego ziaren z kościelnego chóru. Praktykowano go w Wilczy koło Rybnika w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, gdy Kościół katolicki wspomina swego pierwszego męczennika: św. Szczepana.
Czytając ten szczególny kalendarz Marka Szołtyska, dowiemy się też m.in. tego, kiedy swoje święto obchodzili śląscy furmani, a kiedy kucharki. Marek Szołtysek pisze także o tradycyjnym nabożeństwie przy kamieniu, które w okresie katolickiego Bożego Ciała organizują na Równicy ewangelicy ze Śląska Cieszyńskiego. – To przypomina nieco naszą pielgrzymkę, choć ewangelicy nie lubią tego określenia. W lesie spotyka się kilkaset osób, wszystkie siedzą na drewnianych drągach i się modlą. Tradycja wywodzi się z czasów, gdy katolicka Austria prześladowała protestantów i ci zbierali się na takich potajemnych nabożeństwach – wyjaśnia Marek Szołtysek.
Autor zwraca uwagę, że najtrudniejsze dla śląskich tradycji były rządy niemieckie. Najgorszy był koniec XIX wieku, gdy władzę sprawował protestancki rząd Bismarcka. – Zakazywano wtedy wszelkich procesji i podobnych obrządków. Można było dostać mandat albo trafić do aresztu. W tym czasie w Rybniku nie odbywały się np. procesje z figurą św. Antoniego, zaniechano też wielu innych pięknych tradycji, niektóre z nich nigdy się już nie odrodziły. Lata PRL-u nie były już pod tym względem tak brzemienne w skutki – mówi Marek Szołtysek. Każdemu opisywanemu miesiącowi towarzyszy odpustowy kalendarzyk, czyli wykaz dat, kiedy poszczególne parafie obchodzą swoje patronalne święta.
1

Komentarze

  • Eterno Vagabundo Te ksionszki som rychtyk na czasie. 08 listopada 2010 10:03 Dziynki Szołtyskowi, rybnicko czelodka, Może se przipomnieć, staro ślonsko godka, Jak kejś tam, hań downij, ze starzikiym oma, Godali, nie yny, ło sromocie w doma.

Dodaj komentarz