Szanują jak własne
Joachim Basista i Józef Miłek z osiedla Tytki dbają o blok, w którym mieszkają, jak o własny dom.
Strzygą żywopłoty, koszą trawniki, sadzą ozdobne rośliny, pielęgnują drzewa, krzewy. Robią to społecznie, ale nie wyobrażają sobie inaczej. Za „pielęgnację obejścia domostwa wspólnego” otrzymali w zeszłym roku dyplom ze spółdzielni. – Nasz blok stoi w pierwszym szeregu, więc musimy dbać o jego wizerunek. Pracujemy, bo chcemy, żeby było pięknie – mówią.
Nie zrażają ich złośliwe docinki czy niemiłe komentarze, które czasami słyszą pod swoim adresem. – Niektórzy wzruszają ramionami i mówią: co mnie to obchodzi? A przecież to od nas zależy, jak wygląda nasz blok. Niestety, panuje w naszym społeczeństwie straszna znieczulica, dlatego zawsze zwracam uwagę, jak ktoś robi coś złego. Skoro jedni pracują, dlaczego inni mają to niszczyć? – pyta Joachim Basista. Wielu ludzi jednak docenia ich trud.
Pan Joachim urodził się w Pszowie. W osiedlu Tytki mieszka od 35 lat, czyli odkąd zbudowano tutaj bloki. Pracował w kopalni Anna, grał w piłkę w Górniku Pszów. Chyba niewielu wie, jak naprawdę ma na imię, bo wszyscy mówią do niego „Kala”. – Znają mnie tu wszyscy i tak mnie nazywają. Nikt nie zna Basisty, tylko Kalę – śmieje się pan Joachim.
Kiedy przeszedł na emeryturę, miał więcej czasu i zaczął dbać o obejście bloku. Dzwoni, kiedy kosze są pełne, zwraca uwagę ludziom, żeby nie śmiecili, nie łamali gałęzi, rozmawia z robotnikami, którzy wykonują prace w bloku, nieraz upilnuje i grafficiarzy. Efektem jego pracy są równiusieńko przystrzyżony żywopłot i wypielęgnowane klomby. Panu Joachimowi pomaga nieraz żona Renata. – Niedawno zrobiłem zbiórkę w naszym bloku na nożyce do żywopłotu. Ludzie poskładali się po parę złotych, kto ile mógł dać. Dzięki temu mam dzisiaj ten oto sprzęt – pan Joachim z dumą pokazuje nożyce.
Pięknie utrzymane trawniki przy bloku to z kolei zasługa Józefa Miłka, który mieszka dwie klatki dalej. Kosi trawniki swoją kosiarką, kupuje paliwo za własne pieniądze. Przed swoją klatką urządził piękny skwerek. Wysypał ścieżki kamykami, wyłożył płytkami teren przy ławce, postawił karmnik dla ptaków.
Pan Józef dwadzieścia lat pracował w spółdzielni kółek rolniczych. Obecnie jest na emeryturze, ale nie wyobraża sobie życia w czterech ścianach. Bloki mu nie odpowiadają, szuka kontaktu z zielenią. Ma niepełnosprawnego syna Sebastiana i z myślą o nim kupił kawałek działki. Nie umie siedzieć bezczynnie i nie zrażają go docinki innych. – Tu mieszkamy, więc szanujmy to jak własne. Nie chodzi o to, żeby tylko płacić czynsz i stwierdzić, że reszta nas nie obchodzi. Trzeba przyzwyczajać innych do takiej myśli. Spółdzielnia dostrzega nasz wysiłek, również ludzie widzą różnicę. Niektórzy pytają: po co to robicie, na co? Myślą nawet, że mamy z tego powodu jakieś zniżki. A to nieprawda. Nie dostajemy ani złotka – mówią społecznicy z osiedla Tytki.
Jan Grabowiecki, prezes wodzisławskiej Spółdzielni ROW, do której należy ten blok, mówi, że taka postawa jest godna uznania: – Tylko ich wysiłek gwarantuje, że obejście bloku jest tak zadbane. Cieszymy się, że mieszkańcy biorą sprawy w swoje ręce. Jest to bardzo budujące.

Komentarze

Dodaj komentarz