Musimy importować węgiel, bo w naszych kopalniach wydobywa się go za mało, mniej więcej tyle, ile w 1939 roku / Dominik Gajda
Musimy importować węgiel, bo w naszych kopalniach wydobywa się go za mało, mniej więcej tyle, ile w 1939 roku / Dominik Gajda
Rosyjski węgiel na górniczym Śląsku przestaje dziwić. Ceny są porównywalne, ale jego dostępność jest często dużo większa niż polskiego. I to już dziwi bardzo...
W Sieradzu za tonę polskiego węgla typu orzech trzeba zapłacić 740 zł, mniej więcej tyle samo kosztuje w Białymstoku. Taniej oferuje ten typ opału jeden z poznańskich składów, gdzie za orzech płaci się od 690 do 700 zł. Z kolei w Lublinie węgiel jest bardzo drogi. Tona kosztuje nawet 829 zł.
– Problem w tym, że go nie ma, a bierzemy tylko z Katowickiego Holdingu Węglowego. Nie handlujemy importowanym z Rosji. Obecnie mamy tylko węgiel drobny, po 830 zł za tonę – usłyszeliśmy w jednym z lubelskich składów. Węgla brakuje także w Poznaniu. – Sprowadzamy tylko ze śląskich kopalń. Nie chcemy importowanego. Niestety, węgla brakuje i tak jest niestety co roku. Na szczęście teraz pogoda sprzyja i nie trzeba ogrzewać. Problem się zacznie, jak tylko temperatura spadnie – obawia się jeden z poznańskich pośredników.

Taniej w Rybniku
O deficyt węglowy nie martwią się pośrednicy z Białegostoku czy Sieradza, z którymi udało nam się porozmawiać. Oprócz węgla polskiego mają także rosyjski w cenie od 650 do 720 zł. Jak się okazuje, taniej jest w ...Rybniku. Tutaj firma Carbo-Port oferuje rosyjski orzech II już za 600 zł brutto. Węgiel eko zza wschodniej granicy znaleźliśmy także w jednym ze składów w Raciborzu. Tona kosztuje 660 zł. Za polski orzech, w zależności od kopalni, z której został przywieziony, płaci się tutaj od 610 do 640 zł. Ceny są porównywalne.
– Cenę węgla rosyjskiego podnosi transport. Z tego, co wiem, na wschodzie Polski mają taniej – mówi pracownik raciborskiego składu. Sprawdziliśmy: w jednym ze składów opału w Przemyślu za tonę syberyjskiego węgla typu kostka trzeba zapłacić 820 zł, a za orzech – 710 zł. Ceny są porównywalne i nie zawsze konkurencyjne. W sytuacji, kiedy w składach brakuje nieraz polskiego węgla, handlujący zarabiają na rosyjskim.

Więcej nie będzie
Niemal wszyscy pośrednicy narzekają na brak węgla grubego. A tego akurat w kopalniach Kompanii Węglowej produkuje się tylko 8-9 proc.
– To, że w składach brakuje węgla, to poniekąd wina także samych handlujących, którzy nieraz czekają na ostatni moment i w listopadzie przypominają sobie, że zbliża się zima. Dlatego co roku apelujemy, żeby deputaty realizować wcześniej, w maju albo w czerwcu, nie czekać na ostatni moment. Również ci, co nie mają deputatów, mogą w połowie roku kupić węgiel taniej, tak zachęcamy klientów do realizowania wcześniejszego kupowania – mówi Zbigniew Madej, rzecznik prasowy Kompanii Węglowej.

Potrzeba inwestycji
Nikogo już nie dziwi fakt, że dziurę w wydobyciu z polskich kopalń łata się węglem importowanym z Rosji, Ukrainy, Chin czy USA. Pośrednicy nie mają sentymentów i handlują takim opałem, jaki jest najłatwiej dostępny.
– Musimy importować węgiel, bo w naszych kopalniach wydobywa się go za mało, mniej więcej tyle, ile w 1939 roku . Nie jest to jednak dobre z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego kraju. Zdolność wydobywcza kopalń zależy od inwestycji, na które spółki obecnie nie mają pieniędzy. Wyjątkiem jest Jastrzębska Spółka Węglowa, gdzie pieniądze wprawdzie są, ale z kolei gminy nie zgadzają się na nowe inwestycje – powiedział nam Jerzy Markowski, były wiceminister przemysłu.
Z kolei Jerzy Galemba, rzecznik prasowy katowickiego Weglokoksu, potwierdził, że spółka w tym roku planuje eksport węgla w granicach od 8,5 do 9 mln ton. Porównywalnie: import ma wynieść w tym roku około 12 mln ton.

Komentarze

Dodaj komentarz