20031307
20031307


3:2 z Lechem w Poznaniu, 5:1 z Widzewem i 4:0 z Garbarnią Szczakowianką Jaworzno na własnym boisku. Jak to możliwe, że klub, którego budżet jest pięciokrotnie mniejszy od budżetu Wisły, Legii Warszawa czy klubu z Grodziska Wielkopolskiego, osiąga tak dobre rezultaty? Jakim cudem w mieście liczącym niespełna 52 tys. mieszkańców, w którym coraz bardziej odczuwa się skutki drakońskiej restrukturyzacji opartej na górnictwie gospodarki, zmontowano drużynę, która gromi inne, od lat jaśniejące na ligowym firmamencie.Działacze Odry najwyraźniej znaleźli własną receptę na prowadzenie ligowej drużyny. W przerwie zimowej wyzbyli się dwóch największych gwiazd zespołu; odeszli Piotr Rocki i były kadrowicz Paweł Sibik. Kibice byli zaniepokojeni, ale ich nieobecności, o dziwo, na boisku wcale nie widać.- Wyszliśmy z założenia, że w tym roku dochody z transferów mają przekroczyć wydatki. Po rundzie jesiennej byliśmy zmuszeni do obniżenia zawodnikom kontraktów, co było spowodowane obcięciem dotacji z Canal Plus. Ci, którym nie było z nami po drodze, odeszli. Gra w naszym klubie była dla wielu zawodników odskocznią do dalszej kariery. Tak było w przypadku Marka Saganowskiego, który trafił do Legii, czy Łukasza Sosina (obecnie gra na Cyprze). Myślę, że jeszcze wielu piłkarzy grających obecnie w naszym zespole zrobi kariery - mówi Ireneusz Serwotka, który, mimo że wodzisławianie nie wybrali go na swego prezydenta - o co zabiegał - pozostał prezesem klubu.Kiedy latem ubiegłego roku, przed rozpoczęciem sezonu, główny kadrowiec Odry, czyli dyrektor ds. sportowych Edward Socha, sprowadził z drugoligowego Ruchu Radzionków Wojciecha Grzyba, Romana Madeja, Wojciecha Myszora i Rafała Jarosza oraz grających do tej pory w Hetmanie Zamość Jacka Ziarkowskiego i Jana Ciosa, kibice znacząco pukali się w czoło: - Ci piłkarze dołowali w drugiej lidze, a teraz mają sobie poradzić w ekstraklasie?Okazało się, że wieloletni piłkarz Odry Ryszard Wieczorek, który w sierpniu 2001 roku objął posadę trenera swojej drużyny, znalazł dla nich właściwe miejsce i potrafił wykorzystać ich umiejętności. Ziarkowski zdobył dotychczas 12 goli. W rundzie wiosennej już pięciokrotnie pokonał bramkarzy rywali.- W okresie poprzedzającym ligowy start rozegraliśmy 11 sparingów. Trener wpajał nam system gry czterema obrońcami, bo tak teraz gra cała Europa, a w naszej lidze tylko Wisła i... Odra. Zrozumieliśmy, na czym to polega. Teraz każdy zna swoje miejsce na boisku i wie, co do niego należy - mówi kapitan drużyny Wojciech Górski.Siła gry Odry tkwi w kolektywie. Nie ma gwiazd i zdecydowanego lidera. Ciężar gry rozłożony jest na wszystkich zawodników. Trudno nie zauważyć doskonałego fizycznego przygotowania piłkarzy do sezonu. Na boisku nikt się nie oszczędza, a po 90 minutach gry żaden z piłkarzy nie słania się na nogach. Wodzisławianie walczą o każdą piłkę i to przynosi efekty. W meczu z Widzewem dziennikarze w Łodzi przeżyli prawdziwy szok. Naszpikowana gwiazdami drużyna czterokrotnego mistrza kraju była zupełnie bezradna. Dwa gole wbił jej mierzący zaledwie 168 cm wzrostu Marcin Nowacki „Mały”, który szybko stał się ulubieńcem kibiców z Wodzisławia.Trener Ryszard Wieczorek chyba sam jest zaskoczony dotychczasowym dorobkiem swojego zespołu.- W drużynie jest dobra atmosfera, więc chłopcy wykonują solidnie swój zawód i grają z dużym zaangażowaniem. W tym wszystkim jest oczywiście myśl taktyczna. Odeszło dwóch błyskotliwych zawodników, więc trzeba było coś zmienić, dlatego gramy już inaczej niż jesienią - strefą bez indywidualnego krycia.Jeżeli Odra utrzyma formę z pierwszych spotkań wiosny do końca sezonu, niewykluczone, że jesienią czeka ją start w europejskich pucharach.- Na razie myślimy o tym, żeby grać skutecznie, by podobało się to kibicom, a sami piłkarze mieli z tego dużo radości. Na pewno myśl o pucharach gdzieś tam świta, będziemy się w klubie zastanawiać, czy nas na nie stać. Na pewno chcielibyśmy w nich zagrać - odpowiada krótko szkoleniowiec Odry.Jednym z bohaterów sobotniego meczu był 23-letni Marcin Bęben, który w drugiej połowie obronił rzut karny.- Przed meczem zastanawiałem się nad karnym. Wiedziałem mniej więcej, jak strzelają piłkarze Szczakowianki i miałem się rzucić w prawy róg, ale coś mnie tknęło, w ostatniej chwili postanowiłem rzucić się w lewo. To mój szósty karny obroniony w I lidze. To kwestia wyczucia i szczęścia, nie ma bramkarzy specjalizujących się w bronieniu rzutów karnych - mówi szczęśliwy golkiper.Posadę w bramce Odry Marcin Bęben odziedziczył po ojcu, który bronił jej w sezonie 1998/99, gdy ta broniła się przed spadkiem do II ligi. Cel został osiągnięty, więc z końcem sezonu, już jako 40-latek, zakończył swą wieloletnia karierę. Wcześniej bronił m.in. w Górniku Zabrze i Zagłębiu Sosnowiec. Teraz jest asystentem Ryszarda Wieczorka, a zarazem kierownikiem drużyny. Mieszkają w Czeladzi, więc codziennie razem dojeżdżają do Wodzisławia.- Nigdy nie zamykam oczu w takich sytuacjach. Patrzyłem, jak syn broni tego karnego. W pierwszej połowie kilkakrotnie dobrze interweniował, a to dla bramkarza bardzo ważne. W jego zachowaniu było widać dużo spokoju, a przy karnym idealnie wyczuł strzelającego zawodnika - chwalił syna po sobotnim meczu Marek Bęben.Jedyne zmartwienie - nie tylko trenera Wieczorka - to niezbyt duża liczba widzów na trybunach stadionu w Wodzisławiu. Mimo dwóch efektownych zwycięstw, w sobotnie, słoneczne popołudnie na stadion przy ul. Bogumińskiej wybrało się tylko 2700 widzów.

Komentarze

Dodaj komentarz