Wszyscy członkowie rodziny Rugorów w spisie zadeklarują narodowość śląską / Dominik Gajda
Wszyscy członkowie rodziny Rugorów w spisie zadeklarują narodowość śląską / Dominik Gajda

Jesteśmy Polakami, mieszkamy na Śląsku, w spisie zadeklarujemy narodowość śląską – mówi zdecydowanie Jerzy Rugor.
Spotykamy się w jego rodzinnym domu. Przy dużym stole zasiada starsze i młodsze pokolenie, dziadkowie, dzieci, wnuki. Żona Bernadeta, jak to śląska gospodyni, krząta się jeszcze w kuchni. Obiad dla zięcia, zupa dla wnuczków, kawa dla gości. Na stole stoi już duży talerz z pokrojoną babką, pachnie świeżym ciastem. Co jest szczególnego w tej śląskiej rodzinie? To, że wszyscy jej członkowie w spisie powszechnym chcą zadeklarować narodowość śląską. – Mój pradziadek Robert Matuszczyk ze Świerklan walczył w powstaniu, podobnie jak wielu innych. Nikt nam tego Śląska za darmo nie dał, tylko nasi przodkowie go wywalczyli. A to, że chcemy sami na tym Śląsku rządzić? To normalne. Jest to bogata kraina, która ma wielu mądrych ludzi. Za resztę Polski też czujemy się odpowiedzialni – zaznacza Jerzy Rugor.

Ino godejcie
Przez 26 lat pracował w kopalni Jankowice, obecnie jest sołtysem w swojej wsi, śpiewa w zespole Karolinki. W poprzednim spisie bez chwili zastanowienia wpisał narodowość śląską, chociaż o istnieniu takiej możliwości dowiedział się w ostatniej chwili, od samego rachmistrza. W jego ślady poszła żona. – Na Śląsku się urodziłam, czuję się Ślązaczką. Nie powinniśmy się wstydzić swojego pochodzenia. Dobrze by było, żeby jeszcze język śląski był w szkołach dla tych, którzy chcieliby się go uczyć – dodaje pani Bernadeta. Oboje z mężem patrzą na Śląsk normalnie, bez piętnowania kogokolwiek. – Nikt nigdy się z nas nie śmiał, nie spotkaliśmy się z krytyką Śląska, a mamy krewnych i znajomych w różnych częściach kraju. Jak jedziemy do rodziny nad morze, to wręcz nas proszą: godejcie po ślonsku. Siedzą i słuchają, jak my to godomy – wspominają Rugorowie.
Jak dodają, już nieraz śmiali się z zabawnych nieporozumień, kiedy to znajomi czy krewni nie rozumieli znaczenia słowa np. piznąć czy rzykać. Rugorowie uważają, że narodowość śląską może wpisać nie tylko ten, co urodził się na Śląsku i mieszka tutaj od dziada pradziada, ale każdy, kto w sercu czuje się Ślązakiem. – Śląsk jest dla wszystkich, nikt nikogo stąd nie wyrzuca. Wpisanie tożsamości śląskiej w spisie powszechnym to krok naprzód w walce o autonomię, na której skorzystają wszyscy mieszkańcy naszego regionu. Chodzi przecież o to, aby więcej wypracowanych tutaj pieniędzy pozostała u nas – tłumaczy pan Jerzy. Wszyscy jednocześnie potwierdzają zgodnie, że dzisiejszy Śląsk to już zupełnie inny region niż ten sprzed stu czy pięćdziesięciu lat. Dlaczego?

Gorole oswojone
Ano dlatego, że nie ma już tak ostrego podziału na hanysów i goroli, nie ma już tych dawnych śląskich hajerów i bergmonów, co to szychta i klocek pokornie odpracowywali. Nie ma już tych śląskich kuchni z zasłonkami, na których babcie pracowicie wyszywały podnoszące na duchu afirmacje. Wszystko się zmieniło, także serce Ślązaka, który coraz odważniej sięga po wysokie stanowiska, przestał się wstydzić swojego pochodzenia, swojego języka. – My już nawet wszystkiego po śląsku nie pojmujemy w przeciwieństwie do naszych dziadków. Jak pojechaliśmy do Piekar, gdzie ludzie rychtyk godajom, to połowy z tego nie rozumieliśmy – śmieje się pan Jerzy. Podkreśla, że jedyne, co pozostało niezmienne w sercach ludzi z tego regionu, to wielki żal do władzy, że doprowadziła ten region do stanu takiej ruiny.
Grzegorz Rugor, syn sołtysa Jankowic, pracuje w niemieckiej firmie. Andrzej Sitko, jego zięć pochodzący z Połomi, jest górnikiem w kopalni Jankowice. Obaj mają wyrobiony pogląd na styl rządzenia tą ziemią. – Tyle pieniędzy idzie ze Śląska do Warszawy, a co u nas ludzie z tego mają? Jak jeszcze pozamykają kopalnie, to się tu wszystko zawali. Nam zarzucają, że chcemy odłączać Śląsk i przyłączyć się do Niemiec, co jest nieprawdą, a sami co zrobili? Prawie wszystko na Śląsku sprzedali w obce ręce! – nie kryją żalu obaj. Marzy im się Śląsk autonomiczny, dostatni, spokojny, żyjący z dala od politycznych burz w Warszawie. Wszyscy zgodnie potwierdzają, że jest jeszcze jedna rzecz, która się w Ślązakach nie zmieniła. To pogodne usposobienie, ochota do żartów, wiców, rodzinnych biesiad. – Pani wie, jaki jest chłop śląski? W plecach szeroki, a w dupie wąski – śmieje się pan Jerzy.

Wodzionka czy brootzupa
Elżbieta, żona Grzegorza, pracuje w bibliotece. Tak się złożyło, że kiedy przyszła na świat w chwili, kiedy jej mama była jeszcze na studiach w Krakowie. Jej ojciec pochodzi z Zamościa. W spisie, jak reszta rodziny, zadeklaruje narodowość śląską. – A ja pochodzę ze szpitala – odzywa się poważnie Przemek, syn Elżbiety i Grzegorza. Mama rozmawia z nim po polsku. – No tak, jest teraz taki nawyk młodych rodziców na Śląsku, że ze swoimi dziećmi rozmawiają po polsku, żeby im potem w szkole łatwiej było. Ja też po śląsku nauczyłam się godać dopiero w przedszkolu. Pamiętam, przychodziłam do domu i pytałam mamę, co to są lontki (ubranka – przyp. red.) – wspomina ze śmiechem pani Elżbieta. Pyta na koniec Przemka, co lubi gotować i jeść codziennie. – Wodzionka. Ja, brootzupa, to jest po nimiecku – odpowiada żartobliwie drobny blondynek w okularach.

 

Czytaj też:
Łagodny i piękny protest
Masz prawo do śląskości
Gwara to nie język!
Spisz się sam

1

Komentarze

  • ben i oto chodzi ! 03 kwietnia 2011 08:17 pieniądze mają zostać tu anie łaskawie czekac ąż warszawscy urzędnicy coś z łaski swojej kapną, prosty przykład NFZ , Autostrady itd,Im w Warszawie nie chodzi o Polska tylko o kasa ,nie ma kasy nie ma władzy proste jak budowa cepa.

Dodaj komentarz