Pożar na zlecenie


14 bm. ok. 12.40 w Jejkowicach w okolicach ul. Za Koleją strażacy z ochotniczej straży pożarnej gasili mały pożar. W niewielkiej odległości było kilka zarzewi ognia. Patrolujący ten teren policjanci z komisariatu w sąsiednich Gaszowicach zauważyli idących polną ścieżką dwóch nastolatków. Ci twierdzili najpierw, że chcieli zobaczyć z bliska pożar, ale w czasie kontroli funkcjonariusze znaleźli przy jednym z nich zapalniczkę ukrytą w nogawce spodni. Po kolejnych pytaniach policjantów 16-letni Łukasz i 14-letni Sebastian ze Szczerbic przyznali się do podłożenia ognia. Znalazł się zresztą świadek, który widział ich w miejscu pożaru jeszcze przed przyjazdem strażaków.Policja wszczęła dochodzenie. W czasie przesłuchań, które odbywały się w obecności rodziców, chłopcy przyznali się jeszcze do kilkunastu innych podobnych podpaleń, które miały miejsce na terenie gminy. Mieli też podpalić stodołę i ukraść rower. Zeznali również, że dwukrotnie podkładali ogień na zlecenie dwóch strażaków z OSP Szczerbice. Za wykonanie takiego zlecenia mieli otrzymać raz 20, a raz 50 zł. Wskazali dwie konkretne osoby.- Jeśli zarzuty się potwierdzą, nadgorliwi ochotnicy zostaną pociągnięci do odpowiedzialności karnej. Wcześniej zostanie powołany biegły, który ustali, czy wywołane przez nieletnich podpalaczy pożary stanowiły zagrożenie dla zdrowia lub życia mieszkańców bądź mienia znacznej wartości. Jeśli tak, sprawę strażaków przejmie prawdopodobnie Prokuratura Rejonowa w Rybniku. Gdyby w wyniku śledztwa stanęli przed sądem, może im grozić kara pozbawienia wolności od roku do lat 10 - mówi Aleksandra Nowara, rzeczniczka prasowa Komendy Miejskiej Policji w Rybniku.14-letnim Sebastianem i znanym policji już wcześniej 16-letnim Łukaszem, który ma na swoim koncie również drobne kradzieże, zajmie się wydział rodzinny Sądu Rejonowego w Rybniku.St. kpt. Erwin Jaworucki, komendant Państwowej Straży Pożarnej w Rybniku, jest zaskoczony zeznaniami podpalaczy.- To przykra sprawa - komentuje. Zapowiada, że jeśli strażakom ze Szczerbic zostanie udowodniona wina, wystąpi oficjalnie o ich wykluczenie z grona członków OSP.Trudno na razie przypuszczać, jakie mogły być motywy działania przedsiębiorczych ochotników. Zgodnie z obowiązującymi uregulowaniami prawnymi strażakom-ochotnikom, którzy zamiast pracować, biorą udział w gaszeniu pożaru, przysługuje co najwyżej wypłacany przez miasto bądź gminę „ekwiwalent z tytułu utraconych zarobków”. Komendant Erwin Jaworucki podkreśla jednak, że na podległym mu terenie strażacy-ochotnicy korzystają z tych uprawnień wręcz sporadycznie. O zarabianiu na pożarach nie może zatem być mowy. Bardziej prawdopodobne, że komuś zależało na poprawieniu strażackich statystyk, co może mieć wpływ na wielkość dotacji z urzędu gminy.Eryk Halfar (na zdjęciu) w straży w Szczerbicah służył dobrych 40 lat. Był jednym z tych, którzy budowali tutejszą remizę. Na wieść o nieprzynoszących chluby ochotnikom podejrzeniach znacząco kręci głową. - W dzisiejszych czasach nic mnie już nie zdziwi... Ludzie nie mają pracy, za to nadmiar wolnego czasu, a fantazji im nie brakuje...Gdyby podejrzenia się potwierdziły, strażacy z OSP nie byliby pierwszymi ochotnikami-podpalaczami w historii sołectwa. Starsi mieszkańcy do dziś wspominają jednego ze strażaków, który na początku lat 60. wypalił tu kilka stodół. - Berek, jak go nazywali, najpierw sam podpalał, a potem gasił i wypinał pierś do orderów - konstatują.Kolejny w dziejach Szczerbic podpalacz, również związany z ochotniczą strażą pożarną, odbywa właśnie karę w zakładzie karnym.

Komentarze

Dodaj komentarz