Nikt nie spodziewał się, że drogi Mirosława Orczyka i Gabrieli Wistuby rozejdą się / Dominik Gajda
Nikt nie spodziewał się, że drogi Mirosława Orczyka i Gabrieli Wistuby rozejdą się / Dominik Gajda

Czy spodziewał się pan, że kontrakt nie zostanie przedłużony?
Każda umowa może być nie przedłużona. Bardziej zabolała mnie forma i treść komunikatu o tym, że kontrakt nie zostanie przedłużony. Po zakończeniu sezonu nie było z panią prezes na ten temat żadnych rozmów. Wiem, że zarzuca mi się, że nie utrzymałem drużyny w lidze. Jednak czy taki był nasz cel? Przecież od grudnia wiadomo było, że z ligi nikt nie spadnie, bo będzie ona powiększona i zapewne klub dostanie dziką kartę. Mieliśmy zatem grać jak najtańszym kosztem. Tak, by wyprostować sytuację finansową klubu. Tak zakładaliśmy przed sezonem. Budowaliśmy tani w utrzymaniu zespół. Jak się okazało, i tak przerastało to finansowe możliwości klubu. Stąd moje dramatyczne wystąpienie w lutym. Miało ono pokazać, w jakiej sytuacji się znajdujemy. Nie było wymierzone przeciwko konkretnym osobom, a tylko miało zasygnalizować problem.

Czy jednak spadku zespołu nie traktuje Pan jako porażki?
Na pewno jest to porażka. Jednak już w lipcu ubiegłego roku, kiedy zaczęliśmy przymiarki do sezonu, wiedzieliśmy, że będziemy mieli słaby zespół. Były jednak przesłanki mówiące o tym, że jest szansa na utrzymanie się. Wszak z ligi miał spaść tylko jeden zespół. Później w grudniu okazało się, że spadają dwie, po czym przyszła informacja o powiększeniu ligi. Dlatego też w styczniu powiedziałem, że nie należy szukać wzmocnień. Skoro zdecydowaliśmy się na wariant oszczędnościowy, a realia sprawiły, że nie musimy kurczowo walczyć o utrzymanie, to powinniśmy go konsekwentnie realizować. Gdyby było inaczej, to już latem powiedziałbym, że ten zespół jest za słaby na ekstraklasę. Przypomnę, że zaczęliśmy ligowe rozgrywki bez żadnych przygotowań, bo niemal do ostatniego dnia przed inauguracją sezonu hala była placem budowy. Zakontraktowane Amerykanki przyleciały do Polski na kilka dni przed rozgrywkami. To też był element planu oszczędności.

Co dalej?
W najbliższej przyszłości chciałbym się jak najszybciej rozliczyć z rybnickim klubem. Nigdy nie uciekałem się do tego, by takie sprawy załatwiać na drodze cywilnoprawnej. Uznaję to za ostateczność. Na pewno musimy usiąść do rozmów. W ciągu najbliższych dwóch lub trzech tygodni powinno się też wyjaśnić, czy znajdą się dla mnie oferty pracy w charakterze trenera. Jeżeli nie, to 1 lipca będę zmuszony zarejestrować się w urzędzie pracy jako bezrobotny.

Nie szkoda lat pracy w rybnickim klubie?
Wręcz przeciwnie. Uważam, że zrobiliśmy kawał świetnej roboty. Z drugiej jednak strony od kilku miesięcy chciałem pokazać, że nie wszystko jest tak, jak powinno. Swoim zachowaniem chciałem zwrócić uwagę na trudną sytuację klubu. Dziękuję jednak prezydentowi Fudalemu, prezsom Uteksu oraz kibicom koszykówki w Rybniku. Sześć lat pracy na pewno nie poszło na marne. Nie zamykam sobie drogi. Być może jeszcze wrócę do pracy w rybnickiej koszykówce.

Czytaj też: Okiem prezesa: Rozwód pod koszem

1

Komentarze

  • ZXG HALA PLACEM BUDOWY 07 czerwca 2011 16:53''Hala była placem budowy''.Panie trenerze czy Rybnik ma tylko jedną sale do trenowania koszykówki?Można było trenować w Rybniku a mecze rozgrywać w Pawłowicach.Przypuszczam że słono trzeba było zapłacić za wynajem hali.Szukaliście wygód i słodkiego parkietu.Takie jest moje zdanie.Teraz trzeba szukać winnych.

Dodaj komentarz