Do archiwalnego zapisu dość przypadkowo dotarł dr Bogdan Kloch, dyrektor rybnickiego muzeum. Notatka została sporządzona na miesiąc przed ówczesnym spisem i znajduje się w zespole archiwalnym Starostwo Powiatowe w Rybniku 1922-1939 (Archiwum Państwowe w Katowicach – Oddział w Raciborzu).
– Ówczesny referendarz powiatowy Antes poinformował, że jeśli ktoś będzie chciał deklarować mowę śląską jako swój język ojczysty, to rachmistrz ma tego nie wpisywać. Zdecydowano się na taki krok i przynajmniej w tej materii było wszystko jasne. Nie wiemy, ilu ludzi wtedy chciało wpisać język śląski, ale przynajmniej nie czyniono im złudnych nadziei. W tegorocznym spisie teoretycznie każdy, kto tego chciał, mógł wpisać opcję śląską, jednak praktyka spisu, i to nie tylko w odniesieniu do drażliwej kwestii narodowości śląskiej, była niezwykle kłopotliwa – uważa dyrektor Bogdan Kloch.
System nie był doskonały
Ile gospodarstw w całej Polsce zostało spisanych? Póki co, do grudnia potrwa wielkie liczenie i nie pozostało nic innego, jak poczekać na oficjalne wyniki. Pytanie, czy pokażą one sytuację w przestrzeni świadomości etnicznej czy też narodowej.
– Słyszmy głosy i czytamy informacje, że w wielu miejscach, mimo zapewnień GUS-u, nie było możliwości zadeklarowania narodowości. Internetowy samospis również miał niedociągnięcia, o czym sam się przekonałem. Z racji zmiany zamieszkania w ramach tej samej gminy (z dzielnicy Smolna do Chwałęcic) w ogóle nie mogłem się spisać w sieci, bo system nie miał takiej opcji jak zmiana zamieszkania w ramach tej samej gminy. Musiałbym podać nieprawdę, że mieszkałem wcześniej np. na terenie powiatu rybnickiego. Jednak o podawaniu nieprawdy nawet nie myślałem i dlatego moja karta została założona, ale jest pusta. W tej sprawie kontaktowałem się z GUS-em i dostałem odpowiedź, że system nie jest doskonały i stąd ten problem – mówi dyrektor rybnickiego muzeum.
Dodaje, że przed spisem sporo się mówiło o możliwości wpisania narodowości śląskiej. Zrobiło się wokół tego dużo szumu, może niepotrzebnego, który sprowadził całą sprawę do wzajemnych oskarżeń, ale wielu ludzi miało nadzieję na określenie swojej tożsamości.
– Spis był jedną z tych nielicznych okazji, kiedy ludzie mogli się spontanicznie określić pod względem przywiązania do swoich wartości – ziemi, symboli, mowy, tradycji, historii. Czy zwiemy je narodowymi, czy też nie, stanowią one o tym, kim jesteśmy, we własnym odczuciu, a nie osób drugich, a bez tego wizerunek społeczeństwa jest pozbawiony emocjonalnego podejścia. Po tak przeprowadzonym spisie mogą się odzywać głosy protestów i polemik, co może też wpłynąć na wizerunek Polski sprawującej prezydencję rady UE, a tego nie chcemy – dodaje dr Bogdan Kloch.
Nie przeceniajmy wyników tego spisu
Teraz będzie zależało od tego, jak władze potraktują wyniki spisu i jakie wyciągną z nich wnioski. Jeśli problem śląskiej tożsamości zostanie potraktowany marginalnie i zamieciony pod dywan, wówczas wielu poczuje się odrzuconych, będą zawiedzeni i nieufni wobec struktur państwowych.
– Jest to naprawdę piękne, gdy ludzie chcą coś od serca powiedzieć, że utożsamiają się z tym swoim bliskim światem. Takie deklaracje nie są wrogie Polsce ani jej symbolom, wręcz przeciwnie. Jest mi przykro, że ów spis zostawi wiele zadrażnień, stąd nalegam na rozwagę w ocenie wyników spisu przez wszystkie strony zainteresowane jego efektami – argumentuje dr Kloch.
Jan Nowak-Jeziorański już kilkanaście lat temu przestrzegał, że jeśli problem śląski nie zostanie dobrze rozwiązany, to może to spowodować szkody dla państwa polskiego
Przeczytaj także:
Komentarze