20032601
20032601


Czterdziestoparoletniej siostrze oddziałowej zarzucono w tym roku przywłaszczenie sobie darowizny jednego z pacjentów w wysokości 2 tys. zł. Podopieczny szpitala chciał je przeznaczyć na remont „swojego” oddziału, ale pieniądze trafiły do kieszeni pielęgniarki. Ta, licząc zapewne na nadzwyczajne złagodzenie kary, zdecydowała się na współpracę z prokuraturą i złożyła zeznania dotyczące nieprawidłowości przy pozyskiwaniu darowizn od pacjentów w szpitalu przy ul. Gliwickiej.Sprawą pieniędzy pacjentów tego szpitala rybnicka prokuratura zajmowała się już w roku 1996. Dotarły wtedy do prokuratury anonimowe doniesienia dotyczące jednej z pielęgniarek oddziałowych. Aniela S. miała okradać pacjentów i fałszować ich podpisy na dokumentach. Pobierała za nich kilkusetzłotowe kwoty, a kupowała przedmioty o dużo mniejszej wartości. Po zebraniu opinii biegłych, a w szczególności w oparciu o opinie biegłego grafologa, we wrześniu 1997 roku do sądu trafił akt oskarżenia, w którym zarzucono jej przywłaszczenie pieniędzy pacjentów. W 1999 roku sąd skazał ją na karę pozbawienia wolności w zawieszeniu. Wtedy jednak prokuratura wywiodła apelację, podobnie zresztą jak obrona. Wyrok został uchylony do ponownego rozpoznania, ale sprawa do dziś nie została zakończona.- Już wtedy widząc problem z tzw. wypiskami pacjentów, czyli wypłatami ze szpitalnego depozytu, nasza prokuratura wystosowała do ówczesnej dyrekcji szpitala pismo o zaobserwowanych nieprawidłowościach. Zwrócono uwagę m.in. na nieprawidłowości przy pobieraniu od pacjentów darowizn. Sugerowaliśmy wtedy, by darowizny na cele szpitalne pobierać tylko od pacjentów świadomych dokonywanej czynności. W odpowiedzi przeczytaliśmy, że szpital podejmie odpowiednie kroki i skontroluje sposób dokonywania darowizn. Jak się okazało, niewiele się zmieniło. W oparciu o zgromadzone dokumenty funkcjonariusze z wydziału walki z korupcją Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach wszczęli dochodzenie. Na podstawie zeznań świadków i analizy dokumentów można mówić o pewnych nieprawidłowościach na terenie szpitala. Dochodzenie wszczęto w połowie kwietnia. 6 maja zdecydowałem o zatrzymaniu w szpitalu dokumentacji księgowej dotyczącej wypłat z depozytu finansowego pacjentów, a także zestawień darowizn pacjentów na rzecz szpitala. Do prokuratury przywieziono na razie kilka skoroszytów dokumentacji dotyczącej wypłat z depozytu w latach 2000-2002. Dokumentacja ta jest obecnie badana i analizowana.Konsekwencją analizy zatrzymanych dokumentów było również zabezpieczenie dokumentacji lekarskiej dotyczącej pacjentów, którzy dokonywali darowizn na rzecz szpitala. Analizujemy wszystkie przypadki wypłat z depozytu powyżej 500 zł. Zdarzają się przypadki, że pacjenci wypłacali po 7 tys. zł i przeznaczali je na różne cele, w tym na potrzeby szpitala. Sam dokument darowizny może budzić duże zaniepokojenie choćby tylko dlatego, że podpisy niektórych osób dokonujących darowizn są zupełnie nieczytelne.Rodzi się pytanie: czy te osoby w chwili dokonywania darowizny były świadome swego postępowania, czy wiedziały, co robią? Okazało się, że wielu pacjentów mimo poważnych schorzeń i wieloletniego przebywania w szpitalu nie zostało ubezwłasnowolnionych - mówi prowadzący postępowanie prokurator Marcin Felsztyński. Ubezwłasnowolnić kogoś może jedynie sąd, ale udział prokuratora w takim postępowaniu jest obligatoryjny. Zgodnie z artykułem 545 kodeksu postępowania cywilnego z wnioskiem o ubezwłasnowolnienie może wystąpić tylko małżonek, krewni w linii prostej, rodzeństwo i przedstawiciel ustawowy danej osoby, np. rodzice bądź opiekun prawny.- To działanie dla dobra chorego. Chodzi o to, by ktoś zadysponował np. majątkiem chorego zgodnie z jego interesem. Mamy wnioski kierowane do nas przez domy pomocy społecznej, ale nie pamiętam, by trafił do nas w ostatnich latach taki wniosek ze szpitala psychiatrycznego. Zgodnie zaś z obowiązującym prawem sam szpital o ubezwłasnowolnienie wystąpić do sądu nie może - mówi prokurator rejonowy Bernadeta Breisa.- To dopiero początek długiej drogi, czeka nas mrówcza praca. Sprawdzamy, czy w szpitalu nie doszło do przestępstwa bądź zaniedbań, w wyniku których szkodę ponieśli pacjenci bądź ich bliscy.Stroną medyczną całej sprawy zajmie się biegły, który z zespołem specjalistów przeanalizuje zabezpieczoną dokumentację medyczną - dodaje prokurator Felsztyński.Skorego do podjęcia się takiego zadania biegłego znaleziono dopiero w Łodzi. Mimo starań prokuratora i policjantów w najbliższych ośrodkach psychiatrycznych odmówiono pomocy w zbadaniu medycznego aspektu sprawy.- Jak ustalono, jedna z pacjentek w kwietniu 2000 roku przekazała na rzecz szpitala 4 tys. zł, choć wcześniej napisała do spółdzielni mieszkaniowej prośbę o anulowanie jej zadłużenia, którego nie jest w stanie spłacić. Ma też następców prawnych, których w tej chwili ustalamy. Każdemu logicznie myślącemu człowiekowi takie postępowanie pacjentów szpitala musi wydać się przynajmniej dziwne - komentuje Bernadeta Breisa.W jednym z przypadków zaskoczone hojnością swego ojca (15 tys. zł) miały być dzieci, które - jak się później okazało - nie mając pracy, znajdowały się w bardzo trudnej sytuacji materialnej. - Ci ludzie byli oburzeni. Zapewniali nas, że nie wiedzieli nic o pieniądzach, które ich ojciec przekazywał na rzecz szpitala - dodaje pani prokurator.Rybnicka prokuratura prowadzi również postępowanie w sprawie darowizn pacjentów na rzecz szpitala psychiatrycznego w Toszku. - To sprawa kalka. Zaskakujące jest to, że oba szpitale leczą podobne schorzenia i oba są w dobrej kondycji finansowej. Zastanawia, że pacjenci innych szpitali nie są już tak szczodrzy.18 bm. Sąd Rejonowy w Rybniku zdecydował o karze dla siostry oddziałowej, która przywłaszczyła sobie pieniądze jednego z pacjentów. Ponieważ dobrowolnie poddała się karze, więc sąd, przychylając się do wniosku prokuratury, bez rozprawy wymierzył jej karę jednego roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Musi też naprawić wyrządzoną krzywdę, czyli zwrócić pieniądze. Jeśli nie zrobi tego w ciągu dwóch lat, trafi do więzienia. Dyrektor szpitala Stanisław Urban zapowiedział już, że po powrocie ze zwolnienia lekarskiego zostanie dyscyplinarnie zwolniona z pracy:- Zapewniam, że nie okradamy naszych pacjentów, to byłby już koniec świata. A że wśród liczącego 800 osób personelu znajdzie się czarna owca, to już zupełnie inna sprawa. Jeśli okaże się, że popełniono przestępstwo i zostaną wskazani winni, zostaną ukarani.Zapewnia, że darowizn na rzecz szpitala mogli dokonywać jedynie pacjenci świadomi swego postępowania, co każdorazowo miał potwierdzać pisemnie ordynator danego oddziału.- Też mi się to nie podoba, bo szpital powinien być tak finansowany, by starczało pieniędzy na remonty czy malowanie oddziałów. Niestety, realia są zupełnie inne, więc jeśli pacjent, który przebywa na oddziale kilkanaście czy kilkadziesiąt lat i traktuje go jak swój dom, chce dać pieniądze na jego pomalowanie, to trudno tego nie akceptować - dodaje dyrektor. Przyznaje, że prowadzenie na szpitalnym subkoncie rachunków pacjentów jest dla szpitala bardzo uciążliwe, zaznacza jednak, że w 2002 roku regulamin szpitalnych depozytów został zmieniony tak, by wyeliminować udział białego personelu przy dokonywaniu wypłat.Inaczej niż prokuratura dyrektor postrzega też problem ubezwłasnowalniania pacjentów.- O ubezwłasnowolnienie pacjenta występujemy tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Od 1997 roku szpital występował z takimi wnioskami do sądu tylko trzykrotnie. To system, który funkcjonuje tu od lat. Znacznie częściej występujemy za to do sądu o zmianę opiekuna prawnego osoby ubezwłasnowolnionej, bo ten, którego wyznaczył sąd, nie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Osoby te są często nieuchwytne, a to dla nas spory kłopot. Kiedyś jednej z takich pacjentek trzeba było pilnie amputować nogę, a opiekun prawny był nieuchwytny. Ostatecznie decyzję podjął sąd - mówi Stanisław Urban. Od 1997 roku rybnicki szpital ośmiokrotnie występował do sądu o zmianę opiekuna prawnego pacjenta.

Komentarze

Dodaj komentarz