20033713
20033713


W końcu sierpnia jubileusz obchodziło rybnickie koło towarzystwa, które od 10 lat prowadzi w Przegędzy schronisko dla bezdomnych mężczyzn.W marcu 1993 roku, po wcześniejszych anonsach w kościołach, w salce parafialnej w osiedlu Nowiny odbyło się zebranie założycielskie rybnickiego koła charytatywnego Towarzystwa św. Brata Alberta. Przyszło ponad 40 osób. Na stanowisko prezesa wybrano Ryszardę Cacak, która pełni tę funkcję do dzisiaj. Jak wspomina, do pracy w towarzystwie namówiła ją Maria Skorupa, która wtedy – jako radna – zajmowała się opieką społeczną. To m.in. dzięki niej schronisko dla bezdomnych mężczyzn powstało w niegdysiejszym hotelu robotniczym Rybnickiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Drogowego. Jego dyrektor niepotrzebny już firmie budynek chciał przekazać na cele charytatywne.Schronisko udało się uruchomić w maju 1993 roku, wcześniej rybnicki magistrat sfinansował niezbędny doraźny remont. Pierwszymi lokatorami zostali mężczyźni, którzy wcześniej znaleźli schronienie w prowizorycznej noclegowni w Miejskim Domu Pomocy Społecznej przy ul. Żużlowej. Pierwsze wpisy w zeszycie meldunkowym pochodzą z 8 maja, zameldowano wtedy 14 bezdomnych. Pięciu z nich przebywa tu nadal, jeden wrócił do schroniska po kilkuletniej nieobecności. Na koniec maja w schronisku mieszkało już 29 pensjonariuszy.Nadeszła pomoc – artykuły żywnościowe przekazał PSS Społem. Nieżyjący już ks. Henryk Jośko, proboszcz parafii św. Jadwigi w osiedlu Nowiny, nie tylko udostępnił Towarzystwu św. Brata Alberta pomieszczenie na probostwie, gdzie urządzono prowizoryczne biuro, ale również angażował jego podopiecznych do prac porządkowych przy kościele. Jesienią 1993 roku kierownikiem schroniska został Andrzej Cacak.Obecnie przebywa w nim ok. 50 osób, ale każdej zimy liczba ta wzrasta do ok. 70. Każdy, kto zapuka do drzwi, znajdzie dach nad głową i ciepłą strawę. Jest tylko jeden warunek – musi być trzeźwy. Pod tym względem regulamin schroniska jest bezkompromisowy. Alkohol to częsty towarzysz samotności i w 10-letniej historii placówki nie brakowało problemów z nim związanych. W życiorysach mieszkańców tego szczególnego domu nie ma happy endów. Pan Emil np. urodził się w Lipnicy Wielkiej na Orawie. Gdy miał 16 lat, przyjechał na Śląsk do pracy. Mieszkał w hotelach robotniczych, gdzie alkohol lał się strumieniami, i tak wpadł w alkoholizm. Odwyk mu nie pomógł. Gdy zaczęto likwidować hotele robotnicze, zamieszkał w schronisku. Czasem wychodził i znikał na kilka dni, by się napić. Wracał, gdy skończyły się pieniądze.Sposób finansowania ośrodka jest bardzo klarowny. Okoliczne miasta i gminy płacą za swoich mieszkańców, którzy tu trafili. Koszt miesięcznego utrzymania jednej osoby wyliczono na 475 zł. Kwota ta obejmuje również odzież, środki czystości, lekarstwa. Oczywiście wśród mieszkających tu bezdomnych są również osoby z innych regionów kraju, którzy nie mają ani żadnych dochodów, ani pracy. Dzięki aktywności działaczy towarzystwa udaje się jakoś wiązać koniec z końcem, a w razie potrzeby znajdują się nawet pieniądze na leczenie podopiecznych w prywatnych gabinetach lekarskich.W ciągu dziesięciu lat w schronisku wiele się zmieniło. Siedem lat temu rybnicki magistrat wyłożył pieniądze na wyposażenie wiekowego budynku w centralne ogrzewanie. Wcześniej poszczególne pomieszczenia ogrzewały piece. Z pomocą Rybnika i Czerwionki-Leszczyn schronisko doczekało się też nowej, 25-metrowej studni. Stara przestała już wystarczać, a wodociąg nigdy nie został do budynku doprowadzony. Zresztą własna studnia to rozwiązanie znacznie tańsze.Choć zdecydowaną większość pensjonariuszy stanowią osoby bezrobotne, na nudę czasu jest tu niewiele. Przy obejściu zawsze jest coś do zrobienia, poza tym od kilku lat pensjonariusze prowadzą tu niemałe gospodarstwo, które wciąż się rozrasta. Każdy może tu znaleźć zajęcie – np. przy hodowli świń. Od kilku już lat do spiżarni trafia mięso z własnej produkcji. Gdy kolejne pokolenie prosiąt osiąga odpowiednią wagę, zabiera je zaprzyjaźniony rzeźnik i dostarcza do schroniska porcje mięsa i gotowe wyroby. Z tego handlu wymiennego zadowolony jest i rzeźnik, i pensjonariusze.W ubiegłym roku za 24 tys. zł, które towarzystwo otrzymało z brytyjskiego funduszu Know How, mieszkańcy schroniska sami wybudowali solidną chlewnię. Jesienią ubiegłego roku wdowa z Nowej Wsi przyprowadziła do schroniska krowę, tłumacząc, że nie ma już sił jej oporządzać. Kilka razy sprowadzano do krasuli inseminatora, ale jego zabiegi nic nie dały i cielaka się nie doczekano.Schronisko czekają kolejne spore inwestycje. W planach jest utwardzenie placu i – jeśli znajdą się fundusze – dobudowa segmentu, dzięki któremu można by zwiększyć liczbę miejsc w schronisku o kolejnych 20 łóżek.Co roku w czerwcu mieszkańcy schroniska wraz z opiekunami i członkami towarzystwa jadą do Krakowa, do kościoła Ecce Homo, gdzie są przechowywane relikwie św. Brata Alberta. Schronisko ma też swoich zaprzyjaźnionych księży, którzy raz w tygodniu prowadzą tu katechezy. Ostatnim był ks. Zygmunt Klim z parafii św. Jadwigi na Nowinach. W czasie wakacji został jednak proboszczem parafii w Katowicach Janowie i teraz poszukiwany jest jego następca.– Wiara i duchowość to niezwykle istotne elementy przywracania naszych podopiecznych do normalnego życia – zapewnia pani prezes.Resocjalizacji służy także sport. Sześciu pensjonariuszy wyjechało w lipcu do Grazu na mistrzostwa świata ludzi bezdomnych w piłce nożnej. Najpierw jednak w drugich mistrzostwach Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta w Gorzowie piłkarze z Przegędzy zdobyli tytuł mistrzowski, potem w eliminacjach do mistrzostw świata uplasowali się na drugim miejscu i to oni stanowili trzon narodowej reprezentacji bezdomnych, która wyjechała do Austrii na mistrzostwa świata. W drużynie zagrali: Jarosław Jaworski, Marek Pawlak, Rafał Bełtowski, Klaudiusz Jarek i Leszek Prokopik. Na mistrzostwa pojechał też Mariusz Orłowski, ale nie żeby grać, ale odebrać tam nagrodę Fair Play. Na mistrzostwa do Austrii chcieli jechać wszyscy, on jednak ustąpił miejsca w drużynie koledze ze schroniska. Stwierdził, że Jarek gra lepiej niż on, i oddał mu swoją reprezentacyjną koszulkę.Mariusz ma 29 lat. W kwietniu 2002 roku wyszedł z więzienia w Jastrzębiu Szerokiej, gdzie odsiadywał wyrok za pobicie i kradzieże – rok, 10 miesięcy i 18 dni. Trzy miesiące pomieszkał z ojcem, więcej – jak mówi – nie wytrzymał. Potem pojechał do mieszkającej w Żorach matki, ale i tam długo nie zabawił. Po nocy spędzonej w żorskiej noclegowni trafił do Ośrodka Pomocy Społecznej w Jastrzębiu. Tam dostał skierowanie do schroniska w Przegędzy. Przyjechał tu autobusem razem z Rafałem, z którym gra teraz w drużynie. 4 września minął rok, jak się tu zjawili. – Wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Jest dach nad głową, więc traktujemy schronisko jak dom. Gdybyśmy patrzyli na to inaczej, długo byśmy tu nie wytrzymali – mówi Mariusz.Udział w mistrzostwach świata był dla nich wielką przygodą. Mecze odbywały się na rynku w Grazu, gdzie przygotowano boiska i zbudowano niewielkie trybuny. Wszystkich uczestników mistrzostw zakwaterowano w miejscowej szkole muzycznej. Polscy bezdomni trafili do silnej grupy eliminacyjnej z Austrią, Brazylią, Szkocją i Włochami. Ostatecznie mecz o 11. miejsce przegrali ze Szkocją po karnych.– Dla nich to był szok, przecież nigdy nie myśleli, że pojadą na mistrzostwa świata. Na początku powątpiewali, byli nieufni, teraz uwierzyli w siebie, że coś potrafią, że na coś ich stać. Po tych mistrzostwach inaczej się z nimi rozmawia, mają inne podejście do życia. Chciałbym, żeby znaleźli sobie miejsce w życiu i opuścili schronisko. Trzeba im pomóc, ale i oni muszą tego chcieć. Najgorsze jest to, że bardzo trudno o pracę. Pracodawcy, gdy się dowiedzą, że ktoś jest ze schroniska, albo od razu dziękują, albo proponują pracę na czarno za pieniądze, które starczą tylko na dojazdy i papierosy – opowiada Zygmunt Czerwiński, opiekun piłkarzy.26 września w Gorzowie odbędą się kolejne mistrzostwa Polski ludzi bezdomnych w piłce nożnej. Drużyna z Przegędzy będzie bronić tytułu.W uroczystościach z okazji 10-lecia schroniska wziął udział biskup Gerard Bernacki, prezes zarządu głównego Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta Bogdan Aniszczyk oraz przedstawiciele kół terenowych towarzystwa z Kalisza, Puław i Grudziądza.

Komentarze

Dodaj komentarz