Jedno ze słynnych zdjęć Dymińskiego z pacyfikacji kopalni Manifest Lipcowy / Bolesław Dymiński
Jedno ze słynnych zdjęć Dymińskiego z pacyfikacji kopalni Manifest Lipcowy / Bolesław Dymiński

Do Jastrzębia przyjechał z Wrocławia. W ostatniej klasie średniej szkoły postarał się o dziecko. Górnicze miasto było dla niego szansą. Bo od razu dostawało się tu robotę w kopalni, reklamację od wojska, a po pół roku mieszkanie! - Żona też od razu znalazła pracę, przedszkole było w bloku, wszystko mieliśmy pod ręką. A górnictwa się nie bałem, byłem zafascynowany Morcinkiem i jego opowieściami o pracy na dole – wspomina Bolesław Dymiński, który od 40 lat fotografuje Jastrzębie. W galerii Epicentrum miejskiego ośrodka kultury właśnie otwarto wystawę jego fotografii zatytułowaną "Historia niejednego zdjęcia". Potrwa do końca miesiąca.

Tysiące zdjęć
Pan Bolesław każdego dnia wykonuje średnio dziesięć zdjęć, jeśli pomnoży się to przez 365 dni i 40 lat, wychodzi astronomiczna liczba... – Lubiłem fotografować pochody 1-majowe, strajki, dni wiosny, uroczystości Bożego Ciała, te wszystkie ludyczne historie – mówi Bolesław Dymiński. Strajki, jak wyjaśnia, fotografował ze złości. W 1981 roku zobaczył górnika przeskakującego przez płot na Manifeście Lipcowym (dziś Zofiówka). Był ranny w brzuch. – Zdenerwowałem się, wziąłem aparat i zrobiłem trzynaście zdjęć z pacyfikacji kopalni. Przechowywała je świętej pamięci Zofia Lubczyńska, fotografka, wtedy pierwsza sekretarz komitetu miejskiego PZPR. Dzięki temu nie znalazła ich esbecja. A kiedy w 1988 roku po raz pierwszy je opublikowałem, to mi powiedzieli, że jestem esbek – śmieje się dzisiaj Dymiński.

W folderze wystawy wspomina początki w mieście i przyjaciół sprzed lat. "Lipiec 1973 rok. W mieszkaniu Domu Górnika było nas sześciu. Przystojny, dobrze wychowany Józek, Piotr o posturze niedźwiedzia polarnego, dwóch Dżezmenów i Wiesiu Byzdra. Fajni ludzie (wszystkich kopalnia reklamowała od wojska). Byzdra – człowiek niepozorny, zawsze uśmiechnięty, po szychcie i solidnym obiedzie w stołówce zakładowej, szybko wracał do domu i zakopywał się w książkach – kończył ogólniak dla pracujących. Jego celem była Wyższa Szkoła Milicji. Trochę kłopotów nastręczali Dżezmeni. Zaraz po pracy przebierali się w czarne garnitury, białe koszule, plus obowiązkowo krawat, i znikali do późna w nocy. Wczesnym rankiem zastawaliśmy ich na niepościelonych łóżkach, w strojach jeszcze wieczorowych. Nie mogli strzelić enki, bo by ich wylali z roboty – do piechoty – więc cuciliśmy naszych balowiczów w wannie z zimną wodą. Jeszcze w zakładowym autobusie stygły im mokre głowy..." - opisuje swoje pierwsze miesiące w Jastrzębiu.

Kątem u szwagra
Po kilku miesiącach zamieszkał z żoną Anią i synkiem Rafałkiem u szwagra. Wczesną wiosną 1974 roku dostał mieszkanie zakładowe – jako werbus – na Dubielcu, na parterze. Za pożyczkę dla młodych małżeństw kupili lodówkę, kredens do kuchni, komplet wypoczynkowy i telewizor. Potem trafił do klubu fotograficznego "Niezależni", któremu szefowali Zofia i Jerzy Lubczyńscy. – Takich aktywistów już nie ma. Poznawaliśmy dzięki nim ciekawych ludzi i świat. W sierpniu 1988 roku spotkałem u nich byłego prezydenta Jastrzębia, dyrektora do spraw pracowniczych Manifestu Lipcowego. Znaliśmy się z wystaw w MOK-u, no i z pracy. W tym czasie w kopalni trwał strajk. Zapytałem go, czy mogę tam swobodnie robić zdjęcia. Odpowiedział, żebym się zwrócił do komitetu strajkowego. Odmówili. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że rzecznikiem prasowym strajkujących jest mój dobry kolega z pracy, Lech Osiak – wspomina Bolesław Dymiński.

W starych spodniach wyciął dziurę w kieszeni, załadował film do Smieny. - Postanowiłem pofotografować strajkujących. Akurat była pora karmienia. Żony górników przyszły pod kopalniany płot z jedzeniem, ustawiłem się między nimi, z rękami w kieszeni i pstryk. Zauważył mnie, między łyżkami, kolega z oddziału i krzyczy: Bolek, ty ch...u, łamistrajku... Spojrzenia kobiet stały się groźne, uratował mnie milicjant. Przemieściłem się pod bramę nr 2. W trakcie fotografowania poczułem dłoń na ramieniu, ktoś zapytał: – Mam nadzieję że pan nie fotografuje strajkujących? Stał przede mną, po cywilnemu, szelmowsko uśmiechnięty Byzdra. Wiesiu był dowódcą milicjantów, pilnujących górników – opowiada Dymiński.

Kto odszedł
Pan Wiesław był potem m.in. komendantem policji w Jastrzębiu, Wodzisławiu, Żorach. Zmarł w 2004 roku. Nie żyją już też Lubczyńscy. – Mieli wspaniałe archiwum zdjęć z Jastrzębia, które niestety zostało wywiezione z miasta, bo nikt się tym nie interesował – ubolewa Bolesław Dymiński. Po latach okazało się, że podczas strajku uwiecznił wtedy w kadrze między innymi obecnego posła na Sejm Grzegorza Matusiaka...

Jak się żyło...
Chcieliśmy pokazać, jak się żyło w naszym mieście. Wystawa Bolesława Dymińskiego jest historią naszych rodziców, ludzi, którzy tworzyli to miasto i przypadkowo lub nie uczestniczyli w historycznych dla tego miejsca chwilach. To również obraz codzienności sprzed kilkudziesięciu lat, czasów ogromnej rozbudowy i wynikających z niej problemów, ale także chwil radosnych związanych z tworzeniem nowych społeczności – mówi Katarzyna Parylak, kuratorka wystawy.

 

Pani Kasia i autor chcieli, by wystawa miała charakter "dawnoustrojowy", stąd jej dość ascetyczna forma. Zdjęcia wydrukowano na zwykłym, tanim papierze, panu Bolkowi wręczono goździk... – To najtańsza wystawa ze wszystkich, które robiliśmy – mówili organizatorzy. Wystawa "Historia niejednego zdjęcia" zainaugurowała cykl "50 - do setki" z okazji 50-lecia miasta. - Galeria w tym roku jest przeznaczona tylko i wyłącznie dla twórców stąd, co miesiąc będziemy prezentowali inną wystawę – mówi Janusz Jurczak, dyrektor MOK w Jastrzębiu.

Komentarze

Dodaj komentarz