20035104
20035104


– Bardzo często robimy zakupy w Polsce. Przyjeżdżamy średnio dwa razy w miesiącu – głównie po mięso i warzywa. Są tańsze i lepsze. Teraz przed świętami to jeszcze kupi się choinkę, ozdoby – mówił Roman z przygranicznych Silherzowic, ze smakiem zajadający się salcesonem.Rzeczywiście mięsa i wędliny są przebojem bazaru. Zaraz przy parkingu zaparkował samochodem-chłodnią sprzedawca mięsa i wędlin. Przyjechał z oddalonego aż o 120 km Siewierza. Musiał wyjechać o trzeciej rano, żeby o odpowiedniej porze rozpocząć sprzedaż. Ale to żaden kłopot, skoro ma tu pewnego klienta. Czesi kupują wszystko. Byłem świadkiem, jak pewna Czeszka kupiła 10 kg schabu z kością. Rzeźnik przyznał, że w Zabełkowie handluje od kilku miesięcy. O bazarze dowiedział się od znajomych. Wcześniej działał na Śląsku. Ale na brak zainteresowania nie narzeka praktycznie żaden straganiarz.– Czechom opłaca się tu przyjeżdżać. Na przykład ta bluza polarowa tu kosztuje 350 koron, a u nich ponad 500. Na każdym ubraniu będzie około 150 koron więcej u nich niż tutaj – mówi Gienek z Rybnika. – Handluję od 1996 r. Pierwszy rok stałem w Rybniku, ale ta konkurencja, ceny szły tylko w dół. I przerzuciłem się na ten rynek. Tu się dobrze sprzedaje. Czesi praktycznie przychodzą i kupują. Nie to co nasi – dziesięć razy obejdą, a tylko zagadują, żeby opuścić.Kupiec zdążył już poznać kilku Czechów i z rozmów z nimi wie, że jest im łatwiej w życiu niż Polakom. Syn jednego z jego znajomych trzy lata temu skończył studia i od tego momentu jest bez pracy. W dodatku ożenił się. Niemniej nie narzeka. Państwo płaci za mieszkanie i miesięcznie wypłaca pięć tys. koron (około 750 zł) zasiłku.Krystian Wróbel i jego teściowa Jadwiga Pierała z Żor wspólnie prowadzą stoisko z ubraniami.– Handlujemy od dziesięciu lat i tylko tu. U siebie się nie opłaca. Mamy już tu swoich stałych klientów. Przyjeżdżają, bo jest taniej. U nich w sklepie garnitur kosztuje siedem tys. koron, u nas trzy tysiące. Za bondę, po polsku kurtkę, musieliby zapłacić trzy tysiące, a tutaj tysiąc trzysta.Kazimierz z Rybnika, sprzedający zabawki, mówi, że Czesi stanowią 90 proc. klientów.– Kupują, bo mają korzystny kurs korony. Za tysiąc koron dostają 140 zł, rok temu ten przelicznik był dużo niższy.Pan Kazimierz jest jednym z handlowców, którzy w Zabełkowie handlują od niedawna. Miejsce polecił mu znajomy. Rozpoczął pięć miesięcy temu. Regularnie przyjeżdża w soboty. Wcześniej miał stoisko na rybnickim targowisku:– Zmienili układ targowiska. Akurat tam, gdzie stałem, wybudowali drogę. Przenieśli nas w beznadziejne miejsce. Przejścia były szerokie tylko na dwa metry i nikt nie chciał do nas przychodzić. Kiedyś było przestronnie, ludzi dużo się przewijało, to i klienci byli, a przy zabawce jest tak, że musi się bardzo dużo ludzi przewinąć, żeby cokolwiek zarobić.Bazar zapełnia się Czechami od wczesnego rana. Bywa, że już o siódmej rano nie ma gdzie zostawić auta. Czasem trzeba czekać po kilkanaście minut na wjazd. Na targowisku króluje język czeski. Reklamy, ceny, nazwy towarów. Co rusz pojawiała się wywieszka „Akce” – promocja. Byłem świadkiem sytuacji, kiedy pewna Polka zapytała o cenę kawy. Sprzedawca z rozpędu powiedział jej cenę w koronach. Po chwili zorientował się, że przecież chodzi o złotówki. Szybko przeliczył i podał kobiecie, ile kosztuje kawa w naszej walucie. Oprócz wspomnianego mięsa i wędlin jak woda idą sery, ziemniaki, ogórki, inne warzywa i jarzyny, pieczarki, słodycze. Jest popyt na lampy i zegary, choinki, lampki, ozdoby. Jadwiga Pierała mówi, że Czesi tłumnie odwiedzają bazar z powodu zbliżających się świąt. Z doświadczenia wie, że w styczniu przychodzi zastój, a handel ożywia się dopiero przed Wielkanocą. Latem znów jest klapa. Handlowanie w Zabełkowie nie jest więc aż tak atrakcyjne, jak by się wydawało. Niemniej jest to fenomen i znak czasu. Przecież jeszcze nie tak dawno Polacy tłumnie robili zakupy w Czechach i tam zostawiali pieniądze. Teraz jest na odwrót. Handlowcy z Zabełkowa nie mieliby nic przeciw temu, żeby tak pozostało.

Komentarze

Dodaj komentarz