20035103
20035103


Ku zaskoczeniu jurorów i samych organizatorów w tegorocznej edycji konkursu wzięła udział rekordowa liczba osób. Inną niespodzianką był fakt, że większość stanowiły w tym roku dzieci i młodzież. Po dwóch dniach długich przesłuchań jurorzy: Maria Pańczyk, Betina Zimończyk i Marek Szołtysek, przyznali miejsca i nagrody. W finale konkursu na scenie Teatru Ziemi Rybnickiej wystąpili zdobywcy głównych nagród.– Spotkali się wszyscy w ubiegłym roku. Miało być wesoło, ale było jak na stypie. Ino smutne oczy i te płaczki, co płynęły po licach. Bo my som jak te stromy wyrwane z korzeniami, co już się nie zazielenią – snuła swą wzruszającą opowieść 78-letnia Anna Zychma z Odry na Raciborszczyźnie. Opowiedziała o smutnym losie mieszkańców sąsiedniej wsi Kamień, którzy musieli zostawić swoją wieś i swoje domostwa, by mógł tam powstać zbiornik retencyjny chroniący inne miejscowości przed powodzią.Ludwik Wróbel z Żor Osin pojawił się na scenie z dwójką wnucząt Madzią i Szymkiem, trudno więc się dziwić, że zatytułował swą opowieść „Musza dać na wos pozór”. Dając pozór, opowiedział pociechom o swej młodości, o zamierzchłych czasach, gdy nie było komputerów i telewizorów, a jedynym oknem na świat był kołchoźnik – radio z jedną stacją, przodek współczesnych kablówek. Dziadek wspominał, jak to „za bajtla” bawił się w duchownych: najpierw jako ksiądz rozdawał zamiast komunikantów niedojrzałe „wieprzki”, potem, udając już biskupa, bierzmował rówieśników zgodnie z kościelnym ceremoniałem, uderzeniem w twarz, a że za bardzo się przykładał, nie obeszło się bez „płaczków” w oczach bierzmowanych i skarg ich rodziców.Jeszcze bardziej rozbawił publiczność swą polityczną satyrą Eugeniusz Kosmała z Chorzowa, który, nawiązując do rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, opowiedział, jak to, pędząc bimber, „Rosfechtowoł III wojna światowo”. – Na każdym rogu koksioki, pancry, wojoki – wspominał. Przy warzeniu bimbru o mało nie wysadził w powietrze lauby. Huk był tak wielki, że aż zjawiła się milicja, która aresztowała dywersanta. Później o mało co nie został z tego powodu kombatantem. Pan Eugeniusz miał swoją teorię. Twierdził, że wszystko w tej Polsce się miele kole wąsa. Co dowiódł, przedstawiając poczet wąsatych mężów stanu, polityków i tyranów. W 1981 roku sam też nosił wąsy, które jednak, chcąc uniknąć miejsca w historii, zgolił.Publiczności przypadły też do gustu opowieści laureatów nagród w kategorii młodzieżowej. Weronika Skorupa z Połomi opowiedziała o ponciach, czyli pielgrzymkach swojej starki. – Każdo ponć mo swoje znaczenie, bo każda jest podziękowaniem za kiereś szczęcie – mówiła. Największe wrażenie zrobili jednak uczniowie z Gimnazjum w Rudzińcu w powiecie toszeckim, Dominika Zgorzałek i Kamil Nierychło, oraz towarzyszący im na trąbce Rafał Marks. Przedstawili „Balladę o świniobiciu” – skecz opowiadający o zabawnych przypadkach gospodarza, którego żona nie chciała się podzielić z rodziną i sąsiadami mięsem ze świniobicia. Historia była na tyle zabawna i dobrze przedstawiona, że to im widzowie, którzy wzięli udział w specjalnym głosowaniu, przyznali nagrodę publiczności. Najbardziej cieszyła się z niej opiekunka gimnazjalistów Janina Drozd, która Ślązaczką nie jest, ale gwara stała się jej wielkim hobby. To ona poszła w sobotni ranek do rzeźnika, by kupić rekwizyty potrzebne do skeczu o świniobiciu.Jurorzy za najlepszego gawędziarza w kategorii młodzieżowej uznali Ewę Fojcik – 18-latkę z Wodzisławia. Nie było jej na gali, bo w nagrodę za dobre wyniki w szkole pojechała na wycieczkę do Włoch. Gimnazjalistom z Rudzińca przypadła druga nagroda, zaś Weronice Skorupie z Połomi trzecia. Przyznano również pięć wyróżnień.W gronie dorosłych zwyciężyła Anna Zychma, drugie miejsce zajął pilnujący wnucząt Ludwik Wróbel, a trzecie Norbert Klosa i Zygmunt Bednarek. Wśród pięciu wyróżnionych znalazł się m.in. chorzowianin Eugeniusz Kosmała, który – jak się okazuje – prowadzi w Radiu Piekary swoje cotygodniowe gwarowe audycje.– To oryginalna opowieść, tak jak to było przeżyte... My tych ludzi z Kamienia znamy, bo oni do nas, do Odry, chodzili do szkoły i ten ich dramat przeżywaliśmy razem z nimi – mówiła chwilę po odebraniu z rąk prezydenta Adama Fudalego nagrody Anna Zychma. W rybnickim konkursie wzięła udział już po raz czwarty, wcześniej zdobywała tylko wyróżnienia. Tym razem do udziału w konkursie namówiła ją mieszkająca we Wrocławiu córka. Jak sama mówi, wiersze i gawędy pisze, by upiększyć sobie życie. Już dwanaście razy startowała w podobnym konkursie w Wodzisławiu i już trzykrotnie zdobyła tam pierwszą nagrodę. Pani Anna ma nawet własną stronę internetową, na którą można wejść m.in. przez oficjalną witrynę Urzędu Gminy Gorzyce.– Rok, dwa lata temu wydawało się, że zainteresowanie konkursem osiągnęło już maksymalny pułap – 50-60 biorących udział. Utarło się też, że młodzież opowiada te gawędy nie najlepiej, za to dorośli – dobrze. W tym roku przeżyliśmy szok, wystąpiło 85 osób i prawie wszystkie miały coś wartościowego do opowiedzenia. Teksty były różne, Anna Zychma opowiedziała autentyczną historię. Nie wymyśliła tego, tylko to przeżyła, z kolei Eugeniusz Kosmała z Chorzowa opowiedział gawędę będącą satyrą. On to po prostu wymyślił, sam go zresztą o to pytałem. Ciekawe zjawisko to gawędy w gwarze opowiadane przez dzieci, które w domu gwarą nie mówią, ale się jej uczą, co dowodzi zainteresowania tym językiem. Mówią całkiem dobrze i trzeba być fachowcem, by „usłyszeć”, że jest to gwara wyuczona. Nie można też zapominać o opowieściach w języku literackim, bo takie też się zdarzają i nawet są nagradzane. To, co mnie cieszy najbardziej, a niektórych martwi, to to, że gawędziarze i ich twórczość są coraz bardziej profesjonalni. Czekanie na naturszczyków, którzy wyłonią się z morskiej piany i olśnią nas swoją ludowością, to już anachronizm. Gawędziarze muszą się nauczyć, jak dobrać tekst i jak zainteresować publiczność swoją opowieścią. W ubiegłym roku w kategorii młodzieżowej zwyciężyła tu Klaudia Drzyzga z okolic Pszczyny. Jej menadżerem jest mama. W tym roku wygrała już w kategorii młodzieżowej konkurs na Ślązaka Roku. To najlepszy dowód na potrzebę profesjonalizmu, który gwarantuje wysoki poziom takich konkursów. Chciałbym doczekać konkursów, w których gawędziarzom będą towarzyszyć ich menadżerowie. To oczywiście marzenie, ale proszę przypomnieć sobie, kto kilkanaście lat temu poważnie zajmował się gwarą...? – komentuje jeden z trójki jurorów Marek Szołtysek.

Komentarze

Dodaj komentarz