Rozbieżności interesów


Lekarze nadal nie podpisali kontraktów na leczenie pacjentów w 2004 roku. Wprawdzie dyrektor śląskiego oddziału NFZ Marek Piekarski ponownie zaprosił ich do rokowań, to nie zmienił przedstawianych dotąd warunków zawarcia umów na świadczenie usług medycznych. Na takowe nie zamierzają przystać właściciele niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej.– O co nam chodzi? O to, by warunki proponowane w kontraktach oferowanych przez fundusz były realne do spełnienia. Tymczasem dyktowane przez przedstawicieli NFZ zapisy w umowach są zbyt wygórowane. Wymaga się od nas, by zapewnić pacjentom całodobową opiekę lekarską. Kogo na to stać? Dla przykładu przytoczę jedynie, że w okresie prosperity jastrzębskiego pogotowia ratunkowego dysponowało ono trzema karetkami ogólnolekarskimi. Tymczasem teraz, by sprostać wymaganiom funduszu, właściciele zakładów świadczących podstawową opiekę lekarską musieliby zakupić pięć takich samochodów. Ponadto każdy z nas musi zatrudnić oprócz zwykłej pielęgniarki opiekunkę środowiskową, której wynagrodzenie zgodnie z obowiązującymi stawkami może sięgnąć nawet 1575 zł miesięcznie. Tymczasem ceny oferowane za porady przez NFZ są dramatycznie niskie. Średnio za jedną poradę specjalistyczną fundusz płaci 3,70 zł. Za przyjęcie jednego pacjenta chirurg może otrzymać od 3 do 3,55 zł, ortopeda od 3,20 do 3,40 zł, neurolog od 2 do 5,3 zł. Fundusz zakłada, że udzielenie jednej porady przez specjalistę zajmuje ok. 20 minut, czyli na godzinę lekarz może przyjąć trzech pacjentów. W dodatku fundusz zastrzega sobie prawo wypowiedzenia umowy bez podania przyczyn. Warunki płatności też stawiają nas w bardzo trudnej sytuacji. Według propozycji funduszu pieniądze za porady udzielone w okresie stycznia otrzymamy pod koniec lutego. To grozi utratą płynności finansowej niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej. Może nawet prowadzić do ich bankructwa – mówi A. Hajduk.W trakcie rokowań doszło do pewnego zbliżenia stanowisk, ale obie strony nie osiągnęły porozumienia gwarantującego zawarcie kontraktów. Nawet ci lekarze, którzy złożyli wcześniej oferty, nie zawarli umów. Składają jedynie protokoły rozbieżności.– Ryzykujemy wiele: utratę własnych miejsc pracy i naszych pracowników. Jest nam przykro, że źle zorganizowany konkurs ofert rzutuje na sytuację pacjentów. My nie zostawimy ich bez opieki. Już teraz zabiegamy o przyznanie nam prawa do wystawiania refundowanych recept, by po 1 stycznia nadal móc leczyć pacjentów na dotychczasowych warunkach – mówi reprezentant środowiska lekarskiego.– Udało mi się doprowadzić do rozmów pomiędzy lekarzami a funduszem. Na tym moja rola się kończy. Rozmawiałem nawet z kierownictwem Regionalnej Izby Obrachunkowej w sprawie ewentualnego przejęcia przez miasto roli prowadzącego służbę zdrowia. Jednak jest to niemożliwe. Miasto nie może być płatnikiem świadczeń z zakresu ochrony zdrowia – mówi prezydent Marian Janecki.Niewykluczone, że część pacjentów korzystających z podstawowej opieki lekarskiej przejmie Wojewódzki Szpital Specjalistyczny nr 2. Jego dyrektor Władysław Perchaluk nie wyklucza, że w nowym roku uruchomiona zostanie poradnia świadcząca porady ogólnolekarskie.– Nie jesteśmy w stanie przejąć wszystkich pacjentów z terenu miasta. Zresztą nie mamy takiego zamiaru. Nie mogę jednak powiedzieć, że nie skorzystamy z oferty. Pracownicy szpitala zaciskają pasa i teraz nie byłbym w porządku wobec nich, jeśli pozwoliłbym na stratę choćby złotówki. Z rozmów z lekarzami wiem, że wielu pacjentów chce, by w szpitalu uruchomić poradnię ogólną. Nie nastawiam się jednak na zupełną komercję i z pewnością nie będę konkurencją dla niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej – mówi dyrektor WSS nr 2.– Nie boimy się konkurencji ze strony szpitala – zapewnia A. Hajduk.Jednak jego zdania nie podzielają wszyscy lekarze. Wielu z nich obawia się, że jeżeli w szpitalu otwarta zostanie poradnia ogólna, fundusz odstąpi od rozmów z właścicielami niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej.

Komentarze

Dodaj komentarz