20040309
20040309


Wszystko zaczęło się w 1972 roku. Antoni Rduch wraz ze swoim bratem bliźniakiem Janem prowadzili w rodzinnej Połomi zakład elektryczny. Zajmowali się naprawą silników i wykonywaniem usług instalatorskich.– Pewnego dnia przyszedł do nas ówczesny proboszcz parafii św. Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny w Połomi, nieżyjący już ksiądz Franciszek Pisula. Zaproponował stworzenie elektrycznego napędu dzwonów w miejscowym kościele. Lubiliśmy zajmować się czymś nowym, dlatego zdecydowaliśmy się podjąć tego zadania. Kiedy udało się nam stworzyć i zainstalować system pozwalający elektrycznie uruchomić dzwony w Połomi, zgłosili się inni księża. Drugi był kościół w Godowie. Później zamówienia posypały się jak z rękawa. Bez jakichkolwiek ogłoszeń czy reklam starczyło ich na ponad 20 lat – wspomina A. Rduch.Księża nadsyłali zamówienia listownie. Jednak rzemieślnicy zajmujący się świadczeniem usług dla kościołów nie byli wówczas mile widziani. Wszystkie prace bracia Rduchowie wykonywali we własnym zakładzie, napotykając na szereg problemów. Nie dość, że z trudem udawało im się zdobywać materiały niezbędne do wytwarzania systemów pozwalających wprawiać serca dzwonów w ruch, to jeszcze musieli się liczyć z nieprzychylnym traktowaniem ze strony władz administracyjnych i partyjnych.Polska literatura dotycząca dzwonnictwa jest bardzo uboga. Jedynie przed wojną ukazała się jedna publikacja na ten temat. Rduchowie, chcąc zgłębić tę problematykę, musieli zdobyć niemieckie opracowania. U naszych zachodnich sąsiadów wszystkie dzwony podlegają katalogowaniu.Bracia Rduchowie przystąpili do Wodzisławskiej Usługowej Spółdzielni Pracy. Dzięki temu mieli łatwiejszy dostęp do surowców.– Czasy były takie, że z trudem zdobywało się kable, metal czy elementy układów elektrycznych. Wszystko było reglamentowane. Jednak z czasem najbardziej deficytowym surowcem w naszej działalności stało się paliwo. Kiedy na rynku pojawiły się kartki na benzynę, mieliśmy ogromne problemy. Zlecenia napływały z całego kraju. Wszędzie trzeba było dotrzeć, bo każde zlecenie ma indywidualny charakter. Trzeba dokładnie pomierzyć wieżę, określić parametry dzwonów itp. – mówi A. Rduch.Nie obyło się też bez represji ze strony ówczesnych władz. Kierownictwo spółdzielni zakazało nawet wyjeżdżania braciom Rduchom poza teren województwa katowickiego i „marnowania trudno dostępnych materiałów na rzecz stowarzyszeń”. Pismo to A. Rduch zachował do dzisiaj. Niedawno spotkał autora tego zakazu, który na emeryturze pracuje jako kościelny w jednej z rzeszowskich parafii!Systemy napędowe dzwonów braci Rduchów zainstalowane zostały w ponad trzech tysiącach kościołów w Polsce. Instalowali je na Jasnej Górze w Częstochowie, w katedrach w Katowicach, Gliwicach, Białymstoku, Łomży, Warszawie, Bydgoszczy oraz bazylice św. Antoniego w Rybniku. Z czasem pojawiły się zamówienia z zagranicy, głównie od polskich księży misjonarzy. Napędy Rduchów trafiły w ten sposób do Manili na Filipinach, do Ekwadoru, Boliwii, Kazachstanu, Rosji, Łotwy, Wielkiej Brytanii, Niemiec. Na początku 2004 roku pięć systemów wysłanych zostanie do Stanów Zjednoczonych.– Dzwon daje ludziom sygnał, że parafia żyje. Największych ateistów porusza. W Moskwie, kiedy instalowaliśmy mechanizm rozruchu dzwonów w jednym z nielicznych tamtejszych kościołów katolickich, do księdza przyszedł zagorzały działacz partii komunistycznej i dał na budowę ołtarza 6,5 tys. dolarów. Mówił, że kiedy usłyszał dzwony, poruszyło go sumienie – mówi A. Rduch.Z czasem drogi braci Rduchów rozeszły się. Jan wyspecjalizował się w wytwarzaniu systemów nagłośnień kościołów. Jego firma nagłaśnia m.in. pielgrzymki papieża Jana Pawła II. Antoni został przy dzwonach. Teraz nowoczesne rozwiązania elektroniczne wdraża do opracowanych przez niego systemów zięć Grzegorz Klyszcz.– Teraz w wielu kościołach instalujemy dzwony elektroniczne. Nie zawsze stare wieże, na których dotychczas nie było dzwonów, są w stanie udźwignąć ich ciężar. Wraz z całym systemem klasyczne dzwony ważą bowiem kilkaset kilogramów. Technika poszła już tak daleko, że dźwięk elektronicznych dzwonów praktycznie nie różni się od klasycznych. Postronni słuchacze nawet nie zauważają różnicy – mówi G. Klyszcz.Najwięcej zleceń otrzymują z kościołów diecezji wrocławskiej i legnickiej. W okresie II wojny światowej z tamtejszych kościołów większość dzwonów została wywieziona w głąb Rzeszy.– Ta praca wcale nie jest prosta. Trzeba spędzać wiele godzin na wieżach. Pracuje się z dala od domu. Mimo to nie żałuję, że zdecydowałem się na taką specjalizację. Daje mi dużą satysfakcję – mówi A. Rduch.

Komentarze

Dodaj komentarz