20040507
20040507


Mimo tak poważnej metryki jest osobą niezwykle pogodną, a werwy i zapału do życia mogłaby jej pozazdrościć niejedna osoba, niezależnie od tego, w jakim jest wieku.Urodziła się w Rudzie Śląskiej. Gdy miała ledwie pięć lat, zmarła jej matka. Pochodzący z Krapkowic na Opolszczyźnie ojciec trafił „za chlebem” do Chwałowic, gdzie znalazł pracę na tamtejszej kopalni. Rychło ponownie się ożenił. Emilka już od najmłodszych lat lubiła zajmować się domem i młodszym, przybranym rodzeństwem. W 1923 roku poszła na „swoje”, wychodząc za mąż za kolejarza Alfonsa Drewnioka. Zawsze wstawała wcześniej od niego, budziła go, robiła mu śniadanie, czyściła buty i służbową kolejarską karbidkę, jeden z atrybutów kierownika pociągu. Mieszkali wtedy na Smolnej w kolejarskim domu. Gdy jeździł na trasie Racibórz – Katowice, około południa zjawiała się na rybnickim dworcu kolejowym z obiadem w koszyku.Jak wiele śląskich matek wycierpiała swoje w latach wojennej zawieruchy. Mąż, były powstaniec śląski, trafił do obozu na terenie Rzeszy, zaś starszy syn Karol został wcielony do wermachtu. Na szczęście udało mu się uciec z niemieckiego wojska. Trafił najpierw do Włoch, a potem do armii generała Andersa. Gdy obaj, mąż i syn, wrócili w końcu do domu, przeżywała swoje najszczęśliwsze chwile.W 1965 roku pochowała męża. Od blisko 20 lat mieszka razem z ukochaną synową Kazimierą. Świetnie się rozumieją i żyją w znakomitej komitywie. Po ostatniej przeprowadzce zamieszkały w jednej z rynkowych kamienic. – Teściowa ze swą wiedzą i pamięcią to moja najlepsza encyklopedia Śląska – oświadcza Kazimiera Drewniok, która już od lat współpracuje z naszą redakcją.Przez okno swego pokoju starsza pani bacznie obserwuje wszystko to, co dzieje się na rynku, i niestraszne jej długie koncerty i młodzieżowe ciężkie brzmienie – może dlatego, że jej wnuk Adam sam gra w zespole – celtyckiej grupie Carrantuohill.„A Emilia, zdradzić jej słabość wam muszę, w sytuacjach skrajnych kupuje modne kapelusze” – napisała o swej teściowej w okolicznościowym wierszu pani Kazimiera. Przed wielu laty kupowała je w niewielkim sklepiku modystki, pani Wilkowskiej, usytuowanym tuż obok Hotelu Polskiego. W tych kapeluszach zadawała szyku m.in. na rybnickim stadionie, gdzie z całą rodziną chodziła na żużel. Jej synowie Karol i Henryk byli zresztą przez wiele lat z nim związani i pełnili w czasie zawodów różne odpowiedzialne funkcje, m.in. chronometrażysty.– Kiedyś odwiedziłyśmy jej 70-letnią siostrzenicę, która akurat chorowała. Skarżyła się ona swojej ciotce, że już długo nie pożyje, że ma cukier, reumatykę i że czeka ją operacja. Później poszła do szafy i mówi: Ciotko, wyście się zawsze modom interesowali, obejrzyjcie se, jaki żech se mantel kupiła! Po chwili teściowa, zerkając to na swą siostrzenicę, to na tę szafę, mówi tak: Wanda, to jakbyście tak mieli umrzyć, to zapiszcie mi ten mantel w testamencie, ja...? – opowiada Kazimiera Drewniok.Najstarsza rybniczanka uwielbia polskie seriale i teleturnieje. – Tak se obserwuja, jak te heksy wychodzą zza tego parawanu – mówi o Randce w ciemno. Z zaciśniętymi kciukami ogląda też konkursy skoków z udziałem Adama Małysza.Przywiązuje sporą wagę do codziennego menu. Najpierw wypija parzone, mielone siemię lniane, potem zjada talerz śląskiej wodzionki i – jak sama mówi – „konkret od jednego z rybnickich masorzy”. Lubi też rosyjską herbatę.Ale długowieczność ma też swoje złe strony – w grudniu pani Emilia pochowała swego drugiego, ostatniego syna Karola. Nic gorszego już się jej w życiu nie przytrafi. Wciąż go wspomina, potem dyskretnie chusteczką ociera łzy.W poniedziałek z życzeniami i pięknym bukietem kwiatów w mieszkaniu pani Emilii zjawił się prezydent Rybnika Adam Fudali. Pytał o zdrowie i przepis na wodzionkę.– A teraz powiem tak: Cicho msza! To sam z tego stołu musi wszystko zniknąć, bo jo też umia być zło – przerwała toczone przy stole rozmowy. – A wyście som prezydencie jakiś abstynent...? – zapytała z wyrzutem, gdy ten wzbraniał się przed lampką urodzinowego wina.Pięć lat temu pani Emilia, wychodząc z jednego ze sklepów, przewróciła się i złamała nogę. Lekarze nie robili jej nadziei na to, że jeszcze będzie chodzić. – Raczej łóżko i pampersy – mówili. Raz jeszcze okazało się, że nie docenili pełnej sił witalnych, poczciwej pani Emilii.– Doktory myśleli, że jo długo nie pożyja, i mie to zrobili byle jak, ale jo sie wyleczyłach sama – wspomina dziś z uśmiechem.W dniu urodzin w mieszkaniu najstarszej rybniczanki ks. Michał Anderko z parafii Matki Bolesnej, do której należy, odprawił uroczystą mszę. Wśród krewnych, którzy zjawili się na uroczystości, były cztery prawnuczki i jedyna – jak dotąd – praprawnuczka Karolinka, młodsza od swej praprababci o równe 100 lat.

Komentarze

Dodaj komentarz