20040508
20040508


Pani Stefania z ogromnym wzruszeniem i radością przyjęła gości. Podziękowała za pamięć, kwiaty i prezenty, nie kryjąc zdziwienia, iż to jej osoba jest powodem zamieszania.– Oto cała mama, zawsze pogodna, dobra i skromna. Taką ją pamiętam od dziecka. Taka prawdziwa, kochana mama, dbająca o rodzinę. Pełna ciepła, zapobiegliwa, troskliwa i radosna. Pomimo tego, że los nie zawsze był dla niej przychylny – wspomina córka Krystyna.Pani Stefania urodziła się w 1904 r. w Pstrągowej na Rzeszowszczyźnie. Pochodziła z wielodzietnej rodziny. Burzliwe i ciężkie czasy odbiły się również na życiu jej rodziny. Już jako dziecko starała się pomagać w gospodarstwie. Gdy po zakończeniu pierwszej wojny światowej pojawiła się możliwość pracy za granicą, chcąc ulżyć rodzicom, postanowiła z tej oferty skorzystać. Jako dwudziestoletnia dziewczyna razem ze swoją młodszą siostrą wyjechała do Francji. Tam pracowała jako pomocnica w jednym z francuskich gospodarstw.We Francji pani Stefania przebywała do 1946 r. W tym czasie poznała swojego przyszłego małżonka, urodziła im się córeczka i tak żyli do zakończenia II wojny światowej. Po powrocie do Polski osiedli na Dolnym Śląsku. Założyli własne gospodarstwo rolne i wspólnie z mężem je prowadzili.Po śmierci współmałżonka przeniosła się do rodziny do Makowej w województwie małopolskim, gdzie mieszkała do 1996 r. Potem na kilka lat ponownie wyjechała do Francji, do Paryża. Zamieszkała u córki. I choć szczęśliwa, że ma przy sobie najbliższych: córkę, wnuczki i prawnuki, nie mogła znieść tęsknoty za krajem. – Mama bardzo chciała wrócić do Polski, to było jej największym marzeniem. Ciągle o tym mówiła, wspominała. Widząc, jak pragnie być tutaj, ze swoimi rodakami, i jak z każdym dniem gaśnie nam w oczach, nie mogłam jej tego odmówić. Po sześciu latach pobytu w Paryżu wróciła do swej ukochanej ojczyzny, zamieszkała w Domu Pomocy Społecznej w Gorzycach. Mam nadzieję, że teraz jest szczęśliwa, choć chcielibyśmy, by była razem z nami – zwierza się córka.Urodziny pani Stefanii świętowano również we Francji, gdzie mieszka pozostała część jej najbliższej rodziny, czyli trzy wnuczki i pięcioro prawnucząt. – Często wspominamy nasze wizyty w Polsce, gdy przyjeżdżaliśmy do mamy. Zawsze miała pełno zapasów domowych, konfitur i około sześciu litrów miodu. Nie do uwierzenia, ale pod koniec zimy tego miodu już nie było. Tak bardzo go lubiła. Ja ją straszyłam, że dostanie cukrzycy, a ona mi na to, że miód dobrze robi dla jej zdrowia. I jak to zwykle bywa, jej teza była prawdziwa, bo przecież mamy wiedzą najlepiej – wspomina pani Krystyna.

Komentarze

Dodaj komentarz