Służąca utopcw w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Służąca utopcw w kresce autorki / Elżbieta Grymel

Ostatnio odwiedziło mnie sporo niespodziewanych gości. Wśród nich był pan Józef z Cieszyna, który zainteresował się naszym cyklem o utopkach. Okazało się, że jesteśmy dawnymi znajomymi i przegadaliśmy cały wieczór. Przy okazji pan Józef przypomniał mi pewną historię, którą tu przytaczam. Rzecz zaczęła się od tego, że pewna nie najmłodsza już i uboga dziewczyna, która miała na imię Maryna, koniecznie chciała wyjść za mąż. W tamtych czasach kobieta bez męża niewiele we wsi znaczyła, każdy nią pomiatał, dlatego ona nie omijała żadnej okazji, żeby wybrać się na tańce! Zawarte tam znajomości często przeradzały się w coś trwalszego. Niestety, choć dziewczyna była niebrzydka, nie cieszyła się powodzeniem, bo nie miała posagu! Jednak pewnego wieczoru jej los się odmienił.

Późnym wieczorem do karczmy wkroczył elegancko ubrany, niewysoki, ale barczysty jegomość w średnim wieku i od progu szeroko uśmiechnął się do Maryny, a potem przez cały wieczór zapraszał ją do tańca. Chciał ją nawet odprowadzić do domu, ale nie zgodziła się, gdyż zamierzała wracać z koleżankami. Zaloty trwały przez kilka kolejnych sobót i w końcu Maryna pozwoliła odprowadzić się adoratorowi. Była wprawdzie trochę niezadowolona, bo wyszedł z zabawy, nim wybiła północ, ale liczyła, że może wreszcie powie jej coś ważnego! Droga do jej domu wiodła obok wielkiego stawu. W pewnym momencie adorator ujął Marynę pod ramię i zatrzymał w miejscu. Ona usiłowała mu się wyrwać, krzycząc, że nie należy do łatwych panienek, ale on ją uspokoił, stwierdzając, że chce tylko porozmawiać. I powiedział jej, że jest utopcem i mieszka w tym stawie razem ze swoją rodziną. Mężem Maryny nie zostanie, ale pozwoli jej zarobić na posag, bo bardzo potrzebuje służącej.

Propozycja była kusząca, jednak dziewczyna się wahała. Obawiała się, że utopek najpierw ją utopi, choć on zapewniał gorąco, że nic jej się nie stanie. Rozmowa przedłużała się i w pewnym momencie Maryna poczuła się zmęczona i senna, dlatego odruchowo usiadła na kłodzie leżącej w pobliżu wody i straciła świadomość! Poczuła tylko jakieś szarpnięcie za piętę lewej nogi. Gdy się ocknęła, była pod wodą, lecz nadal żyła! Szybko przywykła się do świata utopków, bo też w nim było pięknie, choć zupełnie inaczej niż na powierzchni: zamiast chmurek przepływały welony rzęsy, nie było co prawda ptaków i owadów, ale wokół niej kręciły się ławice małych rybek, a po mulistym dnie brodziły raki i małże! W tym wodnym świecie Maryna miała pełne ręce roboty, bo było w nim mnóstwo śmieci, gdyż ludzie wrzucali do stawu wszelkie niepotrzebne i bezużyteczne rzeczy!

Dziewczyna zbierała śmieci do kosza, a utopek wynosił na powierzchnię, ale co z nimi tam robił, nie miała pojęcia. Dopiero kiedy nastała zima i staw skuły lody, Maryna zaczęła wykonywać prace gospodarskie w domu utopca. Wszędzie mogła wchodzić, z wyjątkiem jednej izby. Kiedyś zajrzała tam przez dziurkę od klucza. Zobaczyła mnóstwo półek, a na każdej z nich stały naczyńka z pokrywkami, spod których wydobywały się bąbelki powietrza, jakby ktoś w środku oddychał! Wzmogło to jeszcze ciekawość dziewczyny i kiedy tylko nadarzyła się okazja, bo utopcowa rodzina wybrała się w odwiedziny do krewnych mieszkających w innym stawie, ona dopasowała klucz i dostała się do zakazanego pomieszczenia.

Na półce znajdującej się najbliżej drzwi stał błękitny garnuszek, z którego unosiło się mnóstwo bąbelków, więc Maryna podniosła wieczko i zajrzała do środka. Wydawało się, że jest w nim pusto, ale z wnętrza rozległ się młody, męski głos. Ktoś prosił, żeby go wypuściła, bo chciałby wrócić do domu. Opowiedział jej o tym, że w tych kolorowych garnkach utopek więzi dusze wszystkich, których osobiście pozbawił życia. Potem smutny głos dodał, że do czajniczka malowanego w błękitne różyczki, stojącego w drugim końcu pokoju trafi jej duszyczka, kiedy tylko dziewczyna wszystko wysprząta i przestanie być utopcom potrzebna. Maryna nie namyślała się długo i choć szkoda było jej obiecanego posagu, zdecydowała się na desperacki krok: pozrzucała pokrywy ze wszystkich garnków. Wtedy wypłynęły z nich białe cienie, które pochwyciły dziewczynę za ręce, pomogły jej odbić się od dna i wydostać z wody.

Nad stawem pojawił się tłum ludzi, którzy już od dawna uznani byli za zmarłych. Wśród nich był młody kowal, który kilka lat wcześniej pośliznął się na grobli, wpadł do tego stawu i wszelki słuch po nim zaginął. Kilka miesięcy później ożenił się on ze swoją wybawczynią. Tak więc marzenie Maryny o wyjściu za mąż spełniło się, choć nieco inaczej, niż planowała, ale była zadowolona z takiego obrotu sprawy. Niezadowolony był tylko utopiec, który po ucieczce swoich ofiar pieklił się przez dłuższy czas. Woda ze stawu zalała wtedy pobliskie łąki, a potem jakby wyparowała i zaledwie w ciągu kilku dni staw się osuszył. Okoliczni mieszkańcy przypuszczali, że utopek poszukał sobie nowego lokum, dlatego zabrał ze sobą wodę i wszystko, co niej żyło. Po wielu latach właściciel stawu zaorał pozostały po nim teren i powstało w tym miejscu żyzne pole, które do dziś nosi nazwę Stawisko.

4

Komentarze

  • Elżbieta Grymel - Grymlino Do Stana 15 stycznia 2014 18:53Może Pan zechce się z nami podzielić opowieścią o utopku z Nacyny? Pozdrawiam
  • Stan Dzieki ,pani Elu 08 stycznia 2014 22:36Z dzieciństwa znałem te bajki,pamięć jest ulotna.Proszę o więcej.Podobno na ul.Rudzkiej,nad Nacyną też pojawiał utopek.
  • Elżbieta Grymel - Grymlino Podziękowanie 06 stycznia 2014 18:57Naszej czytelniczce dziękuję serdecznie za pozdrowienia, też ciepło pozdrawiam i zapraszam do dalszej lektury!
  • anonim utoplec 05 stycznia 2014 19:59Pani Grymel-bardzo fajne sa te opowiesci o utopcach-a zawsze sie dobrze do "porzadnych"ludzi skancza.Dobrze jest w naszych szybkozyjacych i stresowych czasach milo opowiesci z dawnych lat poczytoc-oby one zyly jak najdluzej.Pozdrowienia dla Pani Grymel-i redakcji Nowin Elisabeth

Dodaj komentarz