Utopek znajdka w kresce autorki / Elżbieta Grymel
Utopek znajdka w kresce autorki / Elżbieta Grymel

Podobno zdarzenie to miało miejsce w Gogołowej lub Połomi, ale opowiadające tę historię, znajome starki podawały też inne miejscowości, m.in. Czarków koło Pszczyny czy Szymocice koło Raciborza. Opowieści te różniły się nieco szczegółami lub zakończeniem, a więc ilu było opowiadaczy, tyle było historii! Nasza sąsiadka, Wefa, wielka miłośniczka miejscowych dachowców, o której wiedziałam ponadto tylko tyle, że większość życia spędziła na służbie u bogatych panoczków, opowiadała ją tak:

Ludzie mówili, że w południe nie należy przebywać na polu, bo człowieka może spotkać coś złego, gdyż był to czas, kiedy na świecie pojawiały się różne straszydła: klynkanice – połednice, utopce, podciepy, jaroszki i same diabły pod różnymi postaciami oraz zbłąkane dusze, które swojej ofierze też potrafiły napędzić niezłego stracha! Przestrogę tę zlekceważyła jednak pewna młoda wdowa z dzieckiem przy piersi. Uznała, że nie ma sensu wracać do domu, bo na polu czekało ją jeszcze sporo roboty, a chciała ją zakończyć przed zmierzchem. Słońce prażyło niemiłosiernie, jak to bywało w samo południe, poszukała więc cienia i zabrała się do zjedzenia skromnego obiadu, który przyniosła ze sobą, a kwilącego synka przystawiła do piersi.

Po spożyciu posiłku zrobiło jej się przyjemnie i ciepło, więc nie wiadomo, kiedy się zdrzemnęła. Obudziło ją leciutkie szarpnięcie. Kiedy otwarła oczy, ze zdziwieniem stwierdziła, że jej synek śpi spokojnie, a do jej drugiej piersi przyssał się jakiś bladziutki niemowlak w czerwonej czapeczce. W pierwszej chwili chciała dziwnego malca odtrącić, ale potem zganiła się za brak serca i szepnęła cichutko: – Pij na zdrowie, malutki, bo jesteś bardzo chudziutki! Chciałabym jednak wiedzieć, kto cię tu podrzucił, bo twojej mamy nigdzie nie widać...

Dodała jeszcze, że jak matka się nie znajdzie, to sama go wychowa, ale najpierw go ochrzci, bo poganina w domu trzymać nie zamierza! Potem ułożyła obu malców na trawie, a sama powróciła do pracy. Tuż przed zachodem słońca kobieta skierowała się ku miedzy, żeby zobaczyć, co dzieje się z dziećmi. Jej synek spał spokojnie, ale ten drugi pomykał na własnych nogach prosto do najbliższej przykopy! Od razu domyśliła się, z kim ma do czynienia: utopek z pewnością wyląkł się chrztu i zamierzał zbiec! Rzuciła się więc za nim w pościg i już miała go złapać, ale stwór zręcznie jej umknął. Zatrzymał się dopiero na drugim brzegu, bo tam już poczuł się bezpieczny. Podziękował wdowie za gościnę i obiecał, że ilekroć przyjdzie ona w to miejsce, będzie na nią czekała świeża ryba, a potem dał nura w wodę.

Podobno kobieta, która nakarmiła utopka własną piersią, była babcią naszej sąsiadki. W czasie pierwszej wojny światowej często w ich domu brakowało jedzenia, bo rolnicy musieli oddawać kontyngenty żywnościowe dla wojska. Wtedy babcia wybierała się na pole koło przykopy i wracała ze świeżą rybą. Czy to rzeczywiście był prezent od utopka Znajdki (jak go wszyscy w domu nazywali), czy też karp został zdobyty w inny sposób – to już pozostało jej tajemnicą!

Nie bez powodu utopek jawił się kobietom pod postacią dziecka. Liczył na to, że żadna z nich nie skrzywdzi małej kruszyny, a nawet pod wpływem odruchu macierzyńskiego nią się zaopiekuje!

12 – to wedle dawnych wierzeń była godzina krytyczna, o której nie wolno było przebywać na polu, bo człowieka mogło spotkać coś złego

 

Komentarze

Dodaj komentarz