Rża Korbel rozmawia z Norbertem Gamoniem przed Dniami Teatru Stu / Dominik Gajda
Rża Korbel rozmawia z Norbertem Gamoniem przed Dniami Teatru Stu / Dominik Gajda

 

Zasiedliła niemal małe miasteczko, wybudowała w Rybniku instytut kosmetyczny oraz przychodnię onkologiczną. W ostatniej drodze towarzyszyło jej ponad tysiąc osób.



W środę pożegnaliśmy Różę Korbel, znaną w regionie bizneswoman, która wybudowała w Rybniku kilka osiedli mieszkaniowych. Odeszła w wieku zaledwie 56 lat. Od kilku lat walczyła z chorobą nowotworową. Zawsze piękna, elegancka, uśmiechnięta. Wszyscy wierzyli, że jej się uda... – Tak, przyjaźniliśmy się – mówi Michał Śmigielski, wiceprezydent Rybnika. Ostatni raz rozmawiali kilka dni przed jej śmiercią. – Dzwoniłem w poniedziałek, ale była bardzo słaba. Ponownie zadzwoniłem w środę. I była zupełnie inna, pełna energii. Odrzuciła moją propozycję odwiedzin w szpitalu, mówiąc, że przecież w poniedziałek będzie w pracy, że wypijemy kawę... – opowiada Michał Śmigielski.
 
Zostały napoleonki
 
Wpadł na pomysł, że na to spotkanie przywiezie napoleonki, które oboje lubili. Ale koniecznie takie, jakie kiedyś można było kupić w Hermesie. – Zadzwoniłem do Janusza Przybylaka, prezesa Społem, z którym znamy się od lat. Powiedziałem: Janusz, ratuj, muszę mieć te napoleonki. Stanął na głowie i upiekli te ciastka. Tego samego dnia dzwoniłem do Róży, żeby umówić się na konkretną godzinę. Nie odbierała telefonu. Pomyślałem, że ma jakieś badania. Po jakimś czasie zadzwoniła do mnie jej córka i powiedziała, że mama jest w stanie krytycznym, dostała środki znieczulające, zasnęła, już się może nie obudzić. Ta wiadomość zrujnowała resztę dnia. W niedzielę odebrałem kolejny telefon z informacją, że Róża zmarła około godziny 10 – mówi Michał Śmigielski.
Historia ich znajomości to historia działalności Róży Korbel w Rybniku. W pierwszej połowie lat 90. do Polski przyjechał Krzysztof Raciborski, przedstawiciel amerykańskiej Fundacji Wspierania Spółdzielczości Mieszkaniowej (Cooperative Housing Foundation). Na mocy porozumienia międzyrządowego Amerykanie we współpracy z samorządami mieli pomagać w budowie mieszkań i domów ludziom, których nie stać na zakup drogiej działki i którzy nie poradziliby sobie z taką inwestycją. Rybnik był jednym z miast w regionie, które zaangażowały się w przedsięwzięcie. W skrócie wyglądało to tak: w mieście z pomocą Amerykanów powstawała agencja wspierania inicjatyw mieszkaniowych, gmina przygotowywała i uzbrajała teren, zainteresowali zawiązywali małą spółdzielnię, a AWIM koordynowała jej działania i prowadziła inwestycję.
 
Wskazały koleżanki
 
– Na początek wskazaliśmy skomunalizowane tereny przy ulicy Wierzbowej. Było tam zaplecze likwidowanego KBO ROW. Stały tam baraki, panował bałaganu. Były to trudne tereny, blisko rzeki, nieodwodnione, o skomplikowanej strukturze geologicznej. Krzysztof Raciborski stwierdzili, że się nadaje. W Ameryce często wskazywano właśnie miejsca, które trudno było zagospodarować – mówi Michał Śmigielski. Ale trzeba było znaleźć kogoś, kto poprowadzi AWIM. Miał to być człowiek o doskonałym przygotowaniu, uczciwy, o nieskazitelnej opinii, dobrej aparycji, potrafiący zjednać sobie ludzi, którzy powierzą mu swoje pieniądze na budowę domu. – Prezydent Józef Makosz wyznaczył mnie do poszukiwania takiej osoby. Przez mój gabinet przewinęło się mnóstwo ludzi, które szukali pracy, chcieli założyć własną firmę. To były takie czasy, wszyscy pełni dynamizmu i pomysłów. A ja nie potrafiłem się na nikogo zdecydować. Poprosiłem o pomoc koleżanki i kolegów. Daniela Lampert, sekretarz miasta, i Danuta Kolasińska, dziś dyrektorka Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, powiedziały mi: mamy koleżankę, która jest z wykształcenia prawnikiem i nosi się z zamiarem założenia działalności gospodarczej – wspomina Michał Śmigielski.
Zaprosił Różę Korbel na spotkanie. Zarezerwował dla niej 10-15 minut. Ona przyszła z nastawieniem, że odejdzie z kwitkiem. Rozmowa trwała dwie albo trzy godziny. – Byłem przekonany, że mam do czynienia z osobą, jakiej szuka Krzysztof Raciborski. Powiedziała, że musi się zastanowić i że wróci – wspomina wiceprezydent Rybnika. A potem wraz z Krzysztofem Raciborskim mieli wziąć panią Różę w krzyżowy ogień pytań. Wystarczyło kilka słów i... testu nie było. – Raciborski miał takie samo zdanie o Róży jak ja. Był przekonany, że to idealna osoba. A Róża zdecydowała, że się zgadza – opowiada Michał Śmigielski. A potem ruszyły przygotowania do inwestycji, spotkania z ludźmi. – Pamiętam jedno z pierwszych, w auli Politechniki Śląskiej. Przyszło kilkaset osób. Zaczęły się zapisy. Róża pracowała po 12, 16 godzin. Płaciło jej miasto. Była do dyspozycji każdego, każdemu poświęcała tyle samo uwagi. Przekonywała ludzi do tego pomysłu, inwestycja nabrała rozmachu – wspomina Michał Śmigielski.
 
Nowa rzeczywistość
 
Przy ulicy Wierzbowej powstało 161 mieszkań. Kolejne domy i mieszkania (w sumie 50) wyrosły przy ulicy Lektorskiej. Potem zmieniły się przepisy, Krzysztof Raciborski zginął w tragicznym wypadku samochodowym, CHF przestała działać. Róża Korbel poszła na swoje. Powstał AWIM Inwest, czyli jej prywatna firma deweloperska. Doskonale odnajdywała się w tej rzeczywistości. – Było jej łatwiej, bo wypracowała sobie markę, miała swoich klientów, jej realizacje zawsze były oparte o rzetelność, uczciwość. Nasze kontakty przerodziły się w przyjaźń, tak naprawdę ona zaczęła się rodzić już w trakcie tej pierwszej rozmowy. Nie potrzebowaliśmy papierków. Liczyło się słowo. Jak Róża coś powiedziała, to tak było – opowiada Michał Śmigielski.
Powstawały kolejne osiedla, przy ulicach Stawowej i Sosnowej na Paruszowcu, w Gotartowicach. – Na tych osiedlach widać kobiecą rękę. Pamiętam, że dziwiliśmy się, że takie piękne osiedle buduje tuż przy Nowinach. Róża, Michał Śmigielski byli wtedy młodymi ludźmi, którzy wiedzieli, czego chcą. Róża była jedną z niewielu kobiet w naszym regionie, która działała na tak szeroką skalę, i to w typowo męskiej branży. A przy okazji pomagała, wspierając m.in. inicjatywy kulturalne – mówi Andrzej Żylak, prezes Izby Przemysłowo-Handlowej Rybnickiego Okręgu Przemysłowego, który pracował z mężem Róży Korbel, Mariuszem, który też już niestety nie żyje.
 
Spuścizna mamy
 
– Na pogrzebie było ponad tysiąc osób... Dobrze, że córki Róży kontynuują jej pracę. Jedna zajmuje się budowaniem, druga prowadzi kosmetyczny instytut Ireny Eris – mówi Michał Śmigielski. Chociaż walczyła z chorobą od kilku lat, wiele osób wcale o tym nie wiedziało. – Zawsze brylowała, doskonale wyglądała. Gdy ludzie dowiadywali się, ile ma lat i dzieci, nie chcieli wierzyć. Dla mnie, dla kobiety, zawsze była wzorcem. Mój mąż też chorował na raka, pytali się wzajemnie: jak tam twój raczek? Spotykałyśmy się w babskim gronie raz w miesiącu, nigdy nie mówiłyśmy o chorobach. Nawet gdy siedziała, trzymając zestaw do chemioterapii w kieszeni, miała pogodną twarz - wspomina Stefania Markowicz, przyjaciółka Róży Korbel.
Ksiądz w czasie pogrzebu mówił, że Róża przez lata przygotowywała domy i mieszkania dla innych. Teraz idzie do domu, który przygotowano dla niej. – Kochała ludzi, kochała życie. Nasza ostatnia rozmowa, podczas sakramentu namaszczenia chorych, trwała i trwała. Mówiła, że ma wsparcie bliskich, pytała, co jeszcze może zrobić – mówił ksiądz.

 

161 domów powstało pod okiem Róży Korbel przy ulicy Wierzbowej i 50 przy ulicy Lektorskiej, a to był dopiero początek 

Komentarze

Dodaj komentarz