Przodkowie autorki, ktrzy udzielali dobrych rad, m.in. prababcia i babcia / Archiwum
Przodkowie autorki, ktrzy udzielali dobrych rad, m.in. prababcia i babcia / Archiwum

 

Na szczęście utopki nie były wszechmocne i istniało wiele sposobów, żeby obronić się przed nimi. Najprościej było nie włóczyć się po nocy bez potrzeby!



Z opowieści często powtarzanych w naszej okolicy wynikało, że utopek potrafił odmienić się na wiele sposobów. Najczęściej zmieniał się w zwierzę. Mógł zostać koniem, bo koń miał kopyta, które stanowiły atrybut diabła i utopca. Chętnie też przyjmował postać rogatego barana lub kozła. Bywał też świnią, najczęściej czarną, choć to zwierzę nie miało żadnych atrybutów demonicznych. Mógł też być ptaszkiem, rybką, która mówiła ludzkim głosem, dziwnie zachowującym się szczurem lub myszą, kaczuszką, pieskiem czy kotkiem. Jednym słowem potrafił zrobić wszystko, żeby człowiekowi przypodobać się, wykorzystać jego dobre serce, a potem w perfidny sposób go utopić!
Z łatwością potrafił też przyjmować postać przeróżnych przedmiotów martwych. Czasem udawał kawał mięsa (tak było w opowieści o utopku z lasu Niwy), kosz grzybów, sakiewkę pełną pieniędzy, leżącą na chodniku. Zmieniał się też w motek nici lub przybory do szycia znalezione przy drodze. W dzień targowy przeinaczał się w zgubione przez kogoś drewniane przybory kuchenne, wstążki, korale, pończoszki, a nawet w damską bieliznę, którą, podobnie jak zabawki dla dzieci, rozwieszał na krzakach nad stawem lub rzeką. Czasem przyjmował postać ludzką, na przykład kawalera, który co prawda nie grzeszył urodą, był za to bogaty i rozrzutny. Miało mu to zapewnić większe zainteresowanie dziewcząt. Uwagę młodych matek i starszych kobiet miała przyciągnąć jego przemiana w malutkie dziecko lub nawet niemowlę. Nie potrafił się zmienić jedynie w baranka, który jest symbolem Jezusa, oraz w gołębia, symbol Ducha Świętego, pokoju i czystości duchowej.
Po czym można było rozpoznać utopka? Pomimo że mógł wyglądać na normalnego mężczyznę, z uszu, z włosów lub z odzienia ciekła mu woda (choć często dla postronnych było to prawie niewidoczne), poza tym pachniał tatarakiem. W dzisiejszych czasach byłby to nie lada problem, bo taki lub podobny zapach często mają dobre, męskie perfumy. Miejsce, na którym siedział, było zawsze mokre lub wilgotne. Bał się medalików, różańców, świętych obrazków itp. Kiedy ich dotknął, potrafiły go sparzyć. Unikał przechodzenia w pobliżu kościołów, przydrożnych krzyży i poświęconych figur. Jeżeli przyjął postać ludzką, to mógł ją zachować jedynie do północy, potem zmieniał się z powrotem w utopca. Przemiana taka następowała również w południe, kiedy dzwony biły na Anioł Pański. Na te kilka minut każdy utopek tracił swoją zła moc.
Wyjątkowy był dzień św. Jana Chrzciciela (24 czerwca), kiedy utopce traciły swoją moc na całą dobę. Zamiast nóg utopek często miał kopyta, albo przynajmniej jedno ( na ogół lewe). Starsi ludzie znali jednak wiele sposobów, które pozwalały się obronić przed atakiem utopca. W naszym domu często powtarzano przestrogi naszej babci Elżbiety oraz prababci Pauliny. Dzieci, zwłaszcza małych, należało pilnować i nie pozwalać zbliżać im się do zbiorników wodnych. Każdy powinien nosić na szyi szkaplerz (kiedyś wyszywany na skrawku materiału) albo poświęcony medalik, a przy sobie mieć poświęcony różaniec. Dziewczynom wybierającym się na tańce matka powinna wpleść do warkocza ziele przytulii, o którym już pisałam. Chroniło ono przed złymi mocami! Najcenniejsze rady dawał nam zawsze wujek Bronek, który znał tajniki walki z utopcem.
Walki z demonem wodnym należało unikać, ale jak już do niej doszło, należało przestrzegać kilku zasad: Nie pozwolić, żeby utopek ustawił nas plecami do wody, tylko od razu go bić, najlepiej lewą ręka, a jeżeli użyliśmy prawicy, to należało wzywać na pomoc Boga lub swego świętego patrona. Pod żadnym pozorem nie wolno było powtarzać, jak to niektórzy mieli w zwyczaju: to mosz roz, to mosz dwa! Bo wtedy utopek nabierał podwójnej siły! Przechodząc koło stawów, należało odmawiać modlitwy za zmarłych (bo w razie potrzeby oni mogli nam pomóc), śpiewać nabożne pieśni albo kantyczki, bo pobożny śpiew drażnił uszy wszystkich demonów i wtedy pozostawały bezsilne. I ostatnia rada, która mogła zastąpić wszystkie poprzednie brzmiała: Nie włócz się po nocy bez wyraźnej potrzeby!
Uff! Trochę tego było! Wierzcie, że cieszę się z tego, iż nie żyję w czasach, kiedy na każdym kroku czyhało na nas, ludzi, jakieś niewidzialne niebezpieczeństwo! A wy, mili Czytelnicy, co o tym sądzicie?

 

 

 

300 czerwca (świętego Jana Chrzciciela) to był jedyny dzień w roku, kiedy utopki traciły swoją moc, i to na całą dobę

2

Komentarze

  • Elżbieta Grymel - Grymlino. Do real 03 marca 2014 12:36Dziynkuja Wom za dokładny opis utopka, bo nikerzi se myślom, że to yno Grymlino nasnokwiała, a utopki taki rychtycznie były! Łod serca pozdrowiom
  • real utopek 02 marca 2014 15:16mie starzik godoł że utopek to jest taki mały chłopek,zawsze był wele stawu.Był mały ale mioł wielko siła i umioł sie przemieniać w bele co,i puszczoł take faworki kolorowe.

Dodaj komentarz