20041008
20041008


Na sesji miało dojść do wyboru przewodniczącego rady. Przypomnijmy – radni wcześniej zdjęli z tego stołka Franciszka Wańka. Nieoficjalnym, ale raczej pewnym kandydatem był wiceprzewodniczący Roman Głowski. Żeby zostać przewodniczącym, wpierw musiał zrezygnować z funkcji zastępcy. Złożył rezygnację na piśmie, a radni mieli ją przyjąć w głosowaniu. Stąd obrady poprowadziła druga wiceprzewodnicząca – Małgorzata Rother-Burek. Tyle że podczas odczytywania porządku sesji dopadł ją pech. Coś stało się z jej zębami, bo w pewnym momencie przestała poprawnie wymawiać słowa. Poprosiła o zastępstwo i wyszła z sali. Kierowanie sesją przejął Roman Głowski, co niektórzy radni uznali za naruszenie przepisów. Ich zdaniem rezygnacja na piśmie była skuteczna. Inaczej przypadek zinterpretowała radczyni prawna Barbara Kowalska. Stwierdziła, że wiceprzewodniczący przestałby pełnić tę funkcję dopiero po przegłosowaniu rezygnacji przez radę. Kłania się tu sprawa Jerzego Szydłowskiego. Kilka lat temu zrzekł się funkcji radnego miejskiego, ale mimowolnie pozostawał nim przez parę miesięcy, gdyż rada nie chciała przyjąć jego rezygnacji. Teraz na sesji powiatowej widocznie nikt o tym nie pamiętał. Pojawiły się za to sygnały, że skoro Małgorzata Burek jest niedysponowana, a Głowski zrezygnował z funkcji, to po pierwsze nie ma możliwości wyboru przewodniczącego, a po drugie – nie ma osoby mogącej poprowadzić obrady. Powstał dylemat: czy można doraźnie wybrać kogoś do przewodniczenia sesji? Radczyni prawna tłumaczyła, iż sesję mógł bez przeszkód prowadzić wiceprzewodniczący Głowski. Radni nie przyjęli jej wyjaśnień do wiadomości i zarzucili jej nieznajomość przepisów!Ten wątek tylko podgrzał gorącą atmosferę wywołaną wcześniej przez Krzysztofa Kowalewskiego. Poszło o wstawienie konkretnego nazwiska w projekcie uchwały. Normalnie w projekcie jest wykropkowane miejsce. Z sali padają propozycje kandydatów i spośród nich rada wybiera kogoś na stołek, np. wiceprzewodniczącego rady. Tylko że w tym konkretnym przypadku projekt uchwały już zawierał nazwisko radnej Doroty Lachowicz. Tak jakby starosta Henryk Siedlaczek i sekretarz powiatu Mirosław Lenk, którzy zgłosili ten projekt, i radczyni prawna Bożena Kowalska, która go zaakceptowała jako zgodny z prawem, z góry wiedzieli, że rada na pewno przyjmie tę osobę!– To co, już nie mogły się pojawić żadne inne kandydatury? Ja rozumiem, że jesteście pewni swego, ale przynajmniej jakieś pozory powinniście zachować – grzmiał Krzysztof Kowalewski w stronę zarządu powiatu.Na sali zapanował chaos. Radni wyzywali się od idiotów, opozycja zarzucała zarządowi i jego stronnikom, że jak nie potrafi rządzić, to niech się nie bierze za władzę. W tym momencie członek zarządu Andrzej Chroboczek zgłosił wniosek o przerwanie obrad i dokończenie ich w innym terminie. Radni rozeszli się do domów.Obrady przerwane 24.02, wznowiono 27.02. Na sali zabrakło radnych opozycyjnego SLD i Forum Samorządowego. Radczyni prawna poinformowała wszystkich, że konsultowała się z nadzorem prawnym urzędu marszałkowskiego, który przyznał jej rację – sesja została przerwana bez uzasadnienia. Powrócił też temat feralnej uchwały.– Jest prawdą, że wkradł się – ja to nazwę banalnie – chochlik drukarski do uchwały z nazwiskiem. Za to przepraszam. Jest to wina zarządu, moja jako starosty. Nie będę nazywał po imieniu osób za to odpowiedzialnych. Tak się po prostu stało – tłumaczył się starosta Siedlaczek.Obrady potoczyły się dalej. Poprowadziła je już w pełni dysponowana Małgorzata Burek. Przewodniczącym rady został Roman Głowski, wiceprzewodniczącą Dorota Lachowicz.

Komentarze

Dodaj komentarz