20041009
20041009


To bynajmniej nie jest zapowiedź powieści fantasy drukowanej w odcinkach w „Nowinach”, tylko zarys świata gry fabularno-naukowej. Jej pokaz odbył się 16.02 w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej w Raciborzu za sprawą działającego w niej Klubu Miłośników Fantasy i RPG „Bastion”. Gra Mordheim ma w sobie wiele cech RPG, czyli role playing game. Tylko co to jest RPG?Wyobraźmy sobie taką sytuację. Prosty chłop imieniem Antoni ma żonę, czwórkę dzieci, leciwą chabetę i dwie morgi pola. To jego cały świat. Nagle staje przed zadaniem uwolnienia królestwa od bandy oprychów dowodzonych przez omamionego czarami rycerza-zwyrodnialca. Być może oryginalności w tym zarysie akcji jest tyle, co w codziennej szklance herbaty z cytryną, ale oddaje pewną prawidłowość świata RPG, czyli gier fabularnych. Kieruje się w nich losami postaci różnych ras. Bohater, zwykle prostaczek, zostaje uwikłany w odwieczny konflikt Dobra ze Złem. Musi się odnaleźć w nowej dla siebie rzeczywistości. Na początku zwykle jest przerażony i bezbronny. Ale wie, że musi wykonać powierzoną mu przez los misję. Spotyka po drodze różnych ludzi, jedni mu pomagają, przyłączają się do niego, inni przeciwnie. Prostaczek, stawiając czoła przeciwnościom, sam staje się coraz sprytniejszy, silniejszy, mądrzejszy. Za wykonane zadania zdobywa pieniądze, kupuje broń, zbroję bądź uczy się czarów lub innych umiejętności. Ze zwykłego chłopa staje się potężnym rycerzem, czarodziejem czy np. kapłanem.– Mówiąc o RPG, trzeba myśleć o książce z wciąż dopisywanymi rozdziałami i nieznanym finałem. Autorami są gracze, a ich przewodnikiem narrator, czyli mistrz gry. On oprowadza uczestników gry po świecie, opisuje im poszczególne miejsca, napotkane istoty, zadania i misje do wykonania. Jedna sesja gry trwa trzy, cztery godziny, czasem dziesięć. Najdłuższa, w której uczestniczyłem, trwała 62 godziny z przerwą na posiłek – mówi Konrad Bella, miłośnik gier fabularnych z Jastrzębia.W handlu jest dostępnych kilka gotowych systemów, czyli pewnych umownych światów. Są więc systemy przyszłościowe, dziejące się w teraźniejszości, wchodzące w konwencję horroru, w przeszłości, np. powiązane ze średniowieczem. Każdy zawiera opisy głównych krain, miast, istot i ras tam mieszkających, ich języków, umiejętności, cech charakteru.– Dobry podręcznik nie wyczerpuje całego tematu, wystarczy, jak poprzestanie na paru wątkach, aby jedynie oddać klimat miejsca i epoki.O reszcie decyduje wyobraźnia graczy. Sami dookreślają stosunki polityczne panujące między państwami, sympatie i antypatie we wzajemnych kontaktach różnych ras, np. czy krasnoludy lubią się z elfami albo cyborgi z hakerami.– Powiedzmy, że chcę rzucić graczy w okres wojny trzydziestoletniej w Niemczech, zresztą bardzo ciekawy. Korzystam więc z systemu Warhammer – jest to dosyć mroczne fantasy z wyraźnym wątkiem religijnym. Przedstawiciele różnych kultów zwalczają się nawzajem, bo choć uznają tę samą doktrynę, to każdy widzi ją w inny sposób – mówi Konrad Bella.Mordheim ma w sobie wiele elementów RPG. Korzysta ze świata Warhammer, czyli dość mrocznego fantasy. Postaci uczestniczące w rozgrywce rozwijają się, tzn. za zdobyte doświadczenie na polu walki poznają nowe zaklęcia albo ciosy itd. Każda z band jest przedsiębiorstwem kierowanym przez kapitana. Jest to postać startująca z pewną sumą pieniędzy. Musi za nią wynająć ludzi i uzbroić ich. Towarzyszą mu również rycerze – przyjaciele bądź znajomi, zwani herosami, dużo lepiej wyszkoleni niż zwykli najemnicy. I zaczynają się bitwy, jednak bez żadnej swawoli. Wszystkie ruchy są dokładnie przemyślane i odmierzone. Gra toczy się w turach. Każdy z graczy ma określoną liczbę punktów ruchu, które wykorzystuje, dzieląc ją na poszczególne postaci. Po wygraniu partii zbiera spaczeń z danego terenu, sprzedaje, za uzyskane pieniądze kupuje lepszą broń bądź inne przybory. Gracze muszą uważać, aby nie zalać spaczeniem rynku, gdyż wtedy jego cena spadnie i sprzedaż przestanie się opłacać.Jak widać na zdjęciach, sama gra nie polega na rzucaniu kostkami i przesuwaniu pionków na planszy. To raczej bardzo rozbudowane szachy. Gracze meldują nawzajem o planowanych ruchach. Owszem, rzucają kostkami, ale w tym wypadku nie zawsze „szóstki” wygrywają. Kostki są elementem losowym. Załóżmy, że gracz chce swoim łucznikiem zaatakować wroga. Ale rywal ma na sobie zbroję o jakimś współczynniku obrony. Trzeba więc wyrzucić tyle kostką, aby strzał po pierwsze był celny, a po drugie zadał obrażenia. Gracze mają ograniczoną liczbę ruchów, więc muszą się zastanowić, czy warto ryzykować. Ale ta niepewność tylko podnosi adrenalinę.Typowe RPG wygląda dużo skromniej niż gry bitewne. Gracze mają do dyspozycji specjalne karty z wizerunkami postaci, ich dokładnymi charakterystykami i kartkę, na której zapisuje się aktualny stan gry. Tu przede wszystkim pracuje wyobraźnia. Jeżeli ktoś wciela się w angielskiego łucznika z czasów Robin Hooda, stara się nawet mówić jak ludzie z tamtej epoki. To jest właśnie cały urok tego typu gier.– Grałem kiedyś kapłanem Ulryka i dla niego miałem kilka wierszy-modlitw. I on np. każdą inkantację zaczynał zawołaniem „Ulryku, mroźny panie, racz wysłuchać me wezwanie, wola twa niech wzmocni kości, miecz doda mi ostrości...” i tak dalej. Kiedy grałem sierżantem, to nie wołałem: hej, wy tam, tylko ryknąłem: ciury obozowe! Wiadomo, że nie można przesadzać z krzykami, bo są jeszcze sąsiedzi. Ale pamiętam jedną sesję w wakacje na działce. Wtedy dopiero co zobaczyliśmy „Czas Apokalipsy”, który to film był dla nas wręcz kultowy. I postanowiliśmy w grze znaleźć się w helikopterze. Więc graliśmy, słuchając „Jazdy Walkirii” puszczonej na full, co zmuszało na graczach wywrzaskiwanie komend. Po półgodzinie rzeczywiście czuliśmy się jak w śmigłowcu – wspomina Konrad Bella.Gry RPG mają dla ich fanów jedną niezaprzeczalną przewagę nad komputerowymi – nie ma w nich granic. Albo inaczej – graczy ogranicza jedynie ich wyobraźnia i inwencja, tymczasem w programach komputerowych są zależni od programistów.Grają niemal wszyscy, od małych smyków, którzy dopiero co poznali podstawy abecadła i liczydła, do pięćdziesięciolatków. W gronie znajomych graczy naszego rozmówcy są m.in. nauczyciele, biznesmeni, dyrektor banku. Średnia wieku ponad 30 lat. Podobno jak ktoś nie zrezygnuje w ciągu roku, nie przestanie grać już nigdy. Sam Konrad gra już od dziesięciu lat. A dla porównania dyrektorka biblioteki Małgorzata Szczygielska, która przyglądała się rozgrywce, stwierdziła, że to nie dla niej.Czas, pieniądze i cierpliwośćKompletowanie gry bitewnej, jak wspominany Mordheim, zaczyna się od kupna podstawki, czyli planszy będącej bazą. Do niej dołączone są budynki, a także żołnierzyki wysokości około 4 cm każdy. Wszystko w stanie surowym. Aby zagrać, wystarczy poszczególne elementy posklejać. Zwykle po trzech, czterech godzinach składania można grać. Ale efekt będzie nijaki. Makieta miasta, aby cieszyła oczy mnóstwem szczegółów, w miarę realistycznym odwzorowaniem wnętrz, budynków, przestrzeni otwartych, wymaga miesięcy pracy. Przygotowanie obiektów dołączonych do zestawu jest w miarę proste. Wystarczy je posklejać i pomalować, ewentualnie wzbogacić drobiazgami, by je „urzeczywistnić”. Kolega wpadł na pomysł, aby wykonać pręgierz (słup hańby, przy którym wymierzano karę chłosty). Wykonał model, Konrad go pomalował. Potem ktoś zaproponował szubienicę, bo w średniowiecznych miastach stanowiła jeden z podstawowych obiektów „użyteczności publicznej”. Nasz rozmówca uważał przy wzbogacaniu makiety, by nie przesadzić z drobiazgami. Nie mogło zabraknąć miejsca dla figurek. W bibliotece pokazał jedynie fragment makiety. Całej ze względu na wymiary podstawy nie był w stanie przetransportować z Jastrzębia do Raciborza. Na wykonanie planszy i miniaturek postaci zeszły dwa lata. Ale malowanie, ozdabianie szczegółami jest największą frajdą. Większą nawet niż sama gra.– Jest to hobby w najczystszej postaci. Ostatnio nawet w internecie toczyła się dyskusja, czy battle games (gry bitewne) są rodzajem modelarstwa. Prawdę mówiąc, nie różni się to niczym od wykonywania żywicznych figurek, np. wojaków z armii Napoleona. Tylko one trafiają na półki, a my bierzemy je na stół i walczymy.Na urządzenie makiety i wykonanie figurek wydał ponad tysiąc zł. Podkreśla, że z drugiej strony od ośmiu lat nie pali i nie pije. Jak ma wydać sześć zł na paczkę papierosów, to woli odmówić sobie trzech i za 18 zł kupić zestaw figurek.

Komentarze

Dodaj komentarz