Maturzyści z rocznika 1936. W środku nauczyciele: Alfred Mura, Helena Sierna, Mieczysław Ziewiec / Archiwum
Maturzyści z rocznika 1936. W środku nauczyciele: Alfred Mura, Helena Sierna, Mieczysław Ziewiec / Archiwum

 

 


 
 
Gdy w maju 2004 roku doszło w Rybniku do zjazdu koleżeńskiego w 50. rocznicę matury w ówczesnym Technikum Budowy Maszyn Górniczych, nikt spośród jego uczestników nie przypuszczał, że przerodzi się on niemal w stałe, doroczne spotkania z czystej potrzeby serca i odnowienia pamięci z jakże odległych lat wczesnej młodości. A przecież na koniec maja tego roku wyznaczono już uroczystość z okazji 60-lecia matury tego rocznika absolwentów nieistniejącej od dawna szkoły, wchłoniętej następnie przez Technikum Górnicze, które przejęło jej funkcje edukacyjne i dorobek.
 
Ciekawość i niepokój
 
Tamto spotkanie sprzed dziesięciu laty oczekiwane było nie tylko ze zrozumiałą ciekawością, ale i z pewnym niepokojem, skoro większość z nas nie miała z sobą kontaktów i miała spotkać się teraz po raz pierwszy od komersu. Był to właściwie także swoisty wieczór pożegnalny, jako że z dyplomem technika rozpoczynaliśmy w przewadze pracę zawodową z obowiązującymi nakazami pracy, które objęły przede wszystkim liczne adresy w macierzystym województwie śląskim, ale i przedsiębiorstwa związane z branżą górniczą na obszarze całej Polski. Żegnali się więc przed pół wiekiem niespełna 20-letni maturzyści – a mieli się teraz spotkać w przewadze już dobiegający 70-tki emeryci, którzy działalność zawodową mieli na ogół za sobą, zwróceni pamięcią w przeszłość i dokonujący bilansu całego życia.
Ten wątek oczywiście zdominował rozmowy i zwierzenia przy wspólnym biesiadnym stole, choć nie od razu rozpoznali się wszyscy, no bo i po czym – po aureoli siwizn i połyskliwych łysinach?... Ale już pierwszy toast spowodował, że głowy pochyliły się ku sobie w serdecznych pogawędkach. No i ten dominujący refren: a pamiętasz... Dla większości z nas było sprawą oczywistą, że na tym pierwszym spotkaniu się nie skończy, więc rychło doszło do następnych, aż w końcu dobiliśmy do 60. rocznicy matury z poczuciem szczególnego rodzaju pokoleniowych więzi rocznika 1936.
 
Etapy życia
 
Składa się na to dzieciństwo przypadające na straszliwe lata wojny i hitlerowskiej okupacji, wczesna młodość w czasach powojennej biedy i wszechwładnej dyktatury stalinowskiej, bo przecież wszyscy uczestniczyliśmy w dość zdawkowym apelu szkolnym po śmierci generalissmusa 5 maja 1953 roku. Stanie się także w różnym stopniu naszym wspólnym doświadczeniem okres postępującej destalinizacji oraz przeżycie wielkiej odnowy Października 1956 roku. No i te kolejne dziesięciolecia polskiej rzeczywistości, aż po sierpień 1980 roku, a następnie okres stanu wojennego, nim dojdzie wreszcie do historycznej daty 4 czerwca 1989 roku.
Nastanie wtedy czas pełnej wolności, ale i wielu nowych dylematów związanych z restrukturyzacją przemysłu i upadku wielu kopalń, czego wielu doświadczyło osobiście. Te sprawy związane głównie z polityką i współczesną historią oczywiście nie zajmą głównie naszej uwagi przy wspólnym stole i dyskretnym brzęku kieliszków, najważniejsze okażą się sprawy osobiste, co nie oznacza, że nie przeszliśmy przez te wszystkie etapy polskiego życia. Wielu przecież borykało się też na Śląsku z dylematami: zostać czy wyjechać... podejmując jednak w większości decyzję trwania na miejscu, co tez pojawi się w rozmowach.
 
Oś wspomnień
 
Lecz główną osią i podstawą zbiorowej więzi i poczucia wspólnoty stało się to nasze rzewnie wspominane Technikum Budowy Maszyn Górniczych, utworzonego w Rybniku jeszcze w latach czterdziestych, jako szkoły podopiecznej Rybnickiej Fabryki Maszyn, która w tych latach rozbudowuje się intensywnie na naszych oczach, i to jednocześnie w kilku kierunkach. W tym okresie powstaje też kompleks budynków Technikum Górniczego w pobliżu bazyliki pw. św. Antoniego oraz zostaje powołane Technikum Mechaniczne wpisane w patronat huty Silesia.
Ta szkoła i nasze technikum funkcjonują w początkowych latach w niemożebnie przeciążonym gmachu Gimnazjum imienia Powstańców Śląskich, gdzie nauka odbywa się po południu i trwa do późnych godzin. A przecież znaczna część uczniów to była młodzież przyjezdna docierająca pociągami z wielu miejscowości podrybnickich, od strony Raciborza, Wodzisławia, Pszczyny i Gliwic. Niemało też kolegów skazanych było na dojazdy rowerami – jak ich ojców i starzyków, co od dziesięcioleci stanowiło tu normę, gdy do tutejszych kopalń, koksowni i fabryk "cisło się na kołach".
 
Wycinek koła
 
Powstanie niemal w jednym czasie trzech szkól technicznych Rybniku wynikało z potrzeby polityki gospodarczej państwa, zmierzającej do przezwyciężenia chronicznego niedoboru kadr spowodowanego katastrofalnymi następstwami niedawnej wojny. Ale i stworzenia zaplecza dla realizacji forsowanych z wielkim propagandowym rozmachem kolejnych planów gospodarczych – trzyletniego i sześcioletniego. Stanowiło to także zabezpieczenie programu rozbudowy Rybnickiego Okręgu Węglowego obejmującego całą konstelację nowych kopalń, co w konsekwencji spowoduje napływ dziesiątków tysięcy robotników zwerbowanych z całej Polski do górnictwa a wymagających w większości przygotowania zawodowego i adaptacji społecznej.
To był wówczas cały gąszcz społecznych problemów nie wolny od konfliktów i napięć. Nasz rocznik stanowił oczywiście wycinek tego wielkiego koła zamachowego gospodarki regionu. Trzy równoległe klasy i rozbudowany program obejmujący nie tylko całą paletę przedmiotów zawodowych, ale i zajęcia praktyczne, w znakomitych warsztatach przy ulicy Jankowickiej pod fachowym nadzorem mistrzów składały się na całość zajęć. Szkoła nasza cieszyła się od początku dużym wzięciem i nie doświadczała trudności z naborem. Miało też oczywiście pewne znaczenie, że z nauką wiązało się stypendium, skoro większość uczniów wywodziła się z niezamożnych rodzin; zresztą całe społeczeństwo było w swej masie zbiedniałe oraz poddane różnym restrykcyjnym ograniczeniom.
 
Zawodowy atut
 
To, że w tych warunkach technikum zapewniało rzetelne kwalifikacje i ceniony zawód, ale i stwarzało szanse podjęcia studiów politechnicznych w systemie dziennym, wieczorowym i zaocznym, było niewątpliwie podstawowym atutem. I to się potwierdziło: wysoki poziom nauczania i odpowiednie przygotowanie zawodowe. Właśnie podczas naszych corocznych spotkań wszyscy z przekonaniem to potwierdzą, że zdobyli rzetelne kwalifikacje i nie zmarnowali spędzonych tu lat.
W moim przypadku biografia ułoży się potem inaczej, gdy zgodnie z humanistycznymi zainteresowaniami wyrwę się z nakazu pracy w rejony swoich pasji i literackich ambicji. Lecz nie uważam tych czterech w technikum za czas zmarnowany. Były to lata przeżyte w klimacie niezawodnej koleżeńskości i wzajemnego zaufania oraz rzetelnych zasad uczciwego współżycia. W dobrej pamięci zachowałem też – jak wszyscy z nas – kadrę pedagogiczną: życzliwą i oddaną swej misji. Ileż tu do wymienienia nazwisk z poczuciem szacunku i wdzięczności.
 
Czujne zakonnice
 
Pamięć szkoły jako miejsca obejmuje nie tyle gmach gimnazjum, co budynek przy ówczesnej ulicy Wilhelma Piecka od strony nieistniejącego już targowiska. Otrzymaliśmy wówczas przejęty z administracyjnego nakazu obiekt od sióstr urszulanek, który stał się adresem zbiorowej pamięci naszej szkoły. Ileż zresztą anegdot wiąże się ze wspólnym sąsiedztwem z pensjonarkami a naszymi rówieśnicami, choć nic w istotnie z tego nie wynikało. Czujne zakonnice w czarnych habitach strzegły niewidzialnej linii demarkacyjnej dzielącej wspólny otwarty plac, więc nawet bliższe kontakty wzrokowe nie były możliwe. I to również dodaje barw naszym koleżeńskim wspomnieniom, które ponownie odżyją na 60-leciu.

 

 

10 lat temu, w 50-lecie matury, zaczęli spotykać się absolwenci byłego Technikum Budowy Maszyn Górniczych z rocznika Tadeusza Kijonki

 

Komentarze

Dodaj komentarz