Stanisław Dzbański ze znaczkiem Solidarności / Adrian Karpeta
Stanisław Dzbański ze znaczkiem Solidarności / Adrian Karpeta

 


Stanisław Dzbański z Jastrzębia pracował wtedy w komisji wyborczej przy wyborach z 4 czerwca 1989 roku. Razem z innymi członkami komisji został sfotografowany przez Zenona Kellera, długoletniego fotoreportera "Nowin". Zdjęcie oczywiście ukazało się w gazecie. Wycinek z "Nowin" pan Stanisław do dzisiaj pieczołowicie przechowuje w jednym z wielu segregatorów, w których trzyma pamiątki sprzed lat.
Pracował w Zakładzie Transportu Kolejowego i Gospodarki Kamieniem w Rybniku, brał udział m.in. w strajku na kopalni Manifest Lipcowy. Stan wojenny zastał go na Dolnym Śląsku, w Starym Węglińcu. – Jechałem z sąsiadem, około północy obok cmentarza w Bolesławcu, na którym spoczywa Kutuzow, stali milicjanci i żołnierze. Myśleliśmy, że pilnują cmentarza. O północy w radiu nie grali hymnu, nie było wiadomości. Rano już dowiedzieliśmy się, co się stało – opowiada. Do Jastrzębia wrócili 15 grudnia. – Organizowałem listy poparcia o uwolnienie więźniów politycznych, służyłem ze sztandarem do mszy za ojczyznę w parafii na Górce, wyjeżdżaliśmy na uroczystości do Częstochowy, Piekar, Warszawy czy Katowic, byliśmy filmowani przez esbeków – opowiada.
W salkach w Kościele na Górce organizował zakładową Solidarność. Na 17 kwietnia 1989 roku do rejestracji związku w sądzie w Katowicach wytypowano trzy osoby, Stanisław Dzbański pojechał sam. – Potem zostałem wybrany do pracy przy wyborach z 4 czerwca 1989 roku. Plakatowałem, roznosiłem materiały propagandowe. Nie ukrywam, że spotkało mnie przy tym trochę przykrości. Słyszałem na przykład słowa: jeszcze będziesz to zrywał – wspomina pan Stanisław.
Lokal wyborczy w Zdroju otwarto o 5 rano. W dniu wyborów w jego komisji zagłosowało 2370 osób. – W komisji była trójka ludzi z Solidarności: oprócz mnie Jan Slezak i Marek Pawlak oraz mąż zaufania. Ludzie, którzy identyfikowali się z S, chcieli głosować u nas. Mieliśmy znaczki Solidarności, byliśmy postrzegani jako bardziej wiarygodni. Oczywiści tych, którzy mieszkali gdzieś indziej, odsyłaliśmy do właściwych komisji. Dokładnie tak jak teraz – wspomina Stanisław Dzbański.
Oczywiście, były próby oszustw wyborczych, głosowania za kogoś. – Wyłapywaliśmy takie przypadki. Złapałem kobietę, która chciała oddać cztery czy pięć głosów za kogoś. Przewodniczący komisji zapisał wtedy, że doszło do nieporozumienia – opowiada pan Stanisław. Jak wspomina, praca w komisji to była harówka. – Wyszedłem z domu przed 5 rano, wróciłem w poniedziałek o godzinie 13. Czekaliśmy na potwierdzenie, że nasza komisja oddała wszystkie głosy, że głosowanie odbyło się prawidłowo – opowiada Stanisław Dzbański.
Oczywiście, pan Stanisław również spełnił swój obywatelski obowiązek. – W komisji było w sumie kilkanaście osób, więc jeździliśmy głosować na zmianę. Wychodząc, zapisywaliśmy, ile się zostawiło głosów itp. – opowiada Stanisław Dzbański. Kiedy dowiedział się, że wybory są wygrane, zapanowała radość. – Ale taka połowiczna, to była taka próbka władzy, jak ludzie się zachowają – uważa jastrzębianin. Do dzisiaj chodzi na wszystkie wybory. – Zawsze trzeba iść na wybory. Kto nie idzie, zgadza się z tym, który wygra – stwierdza Stanisław Dzbański.

 

Pierwsze częściowo wolne
W wyniku wyborów wybrano 460 posłów na Sejm PRL oraz 100 senatorów do nowo utworzonego Senatu PRL. Były to pierwsze częściowo wolne wybory w historii Polski po drugiej wojnie światowej. Przedstawiciele niedemokratycznych władz komunistycznych Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej zagwarantowali rządzącej "koalicji" (PZPR i jej satelici) co najmniej 299 (65 proc.) miejsc w Sejmie. Pozostałe mandaty poselskie w liczbie 161 (35 proc.) przeznaczono dla kandydatów bezpartyjnych. Walka o te miejsca oraz walka o wszystkie mandaty senatorskie (100) miała charakter otwarty i demokratyczny. Do ubiegania się o nie dopuszczono również przedstawicieli różnych środowisk opozycji demokratycznej, jednocześnie konkurowali o nie także kandydaci jawnie lub nieformalnie wspierani przez obóz władzy, reprezentanci różnych organizacji społecznych i zawodowych, osoby niezależne. Wybory te zakończyły się zdecydowanym zwycięstwem opozycji solidarnościowej zorganizowanej wokół Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie. Kandydaci wspierani przez KO zdobyli wszystkie mandaty przeznaczone dla bezpartyjnych, a także objęli 99 proc. miejsc w Senacie!


 

1

Komentarze

  • Ben Kpina albo chory żart ! 05 czerwca 2014 14:31PRL przestał istnieć ale za to mamy PRL- bis zwany RP III z czerwonymi przepoczwarzonymi w Kapitalistów a sowiecy generałowie w Polskich mundurach dalej biorą wysokie emerytury z płacami jak na Ukrainie a cenami Niemieckimi ! szkoda czasu na dalsze pisanie !

Dodaj komentarz