Kłopoty z blokiem


– Nie mamy do kogo zwrócić się o pomoc. Zgadzamy się więc na wszystko. Najpierw zabrali nam piwnice, później musieliśmy wpłacić kaucję w wysokości od 4 do 5 tys. zł, w przeciwnym wypadku mój czynsz znacznie by się podniósł, a teraz zabudowali nam balkony. Nie ma tam kaloryfera, a mimo to płacę za to jak za pokój ogrzewany, no i automatycznie zwiększyła mi się powierzchnia mieszkania. Czekam, co jeszcze wymyślą. I jeżeli nie znajdziemy sobie innego mieszkania, przez cały czas będziemy musieli ulegać wygórowanym żądaniom właściciela – skarży się młoda mężatka.Mieszkańcy rozwiązanie problemów widzą w rozstrzygnięciu sprawy w prokuraturze. Ale ta ciągnie się już od kilku lat. Śledztwo wszczęto w styczniu 2001 r. Po kilku miesiącach zostało umorzone. – Odwołałem się od tej decyzji i sąd przyznał mi rację. Swoim postanowieniem z września 2002 roku uchylił prokuratorskie postanowienie o umorzeniu. Niestety, pomimo mojego zapytania z września ub.r., na jakim etapie jest śledztwo, nie otrzymałem żadnej odpowiedzi i nie wiem, jak wygląda sprawa. Wiem tylko, że do końca lutego nie zostały jeszcze przesłuchane osoby, które wskazał sąd – mówi jeden z lokatorów.Jak poinformowano w prokuraturze, sprawa jest w trakcie badań.– Mieliśmy problemy z ustaleniem miejsca zamieszkania wymienionych osób. Myślę, że do końca miesiąca uda się je przesłuchać i wówczas będzie można coś więcej w tej sprawie powiedzieć – poinformował prokurator Wojciech Zieliński. Zdaniem „powodzian” ich kłopoty mają ścisły związek z decyzjami ówczesnych władz gminy Lubomia.– Pozbyli się nas jak ostatnie zło. Wiadomo było, że większość mieszkańców bloku dla powodzian to osoby korzystające z pomocy społecznej. Wyprowadzając nas ze swojego terenu, pozbyli się strupa. Sprzedając budynek, całkowicie umyli ręce od odpowiedzialności. A przecież liczby mówią same za siebie. Aż dziw, że nikt nie pociągnie do odpowiedzialności osób, które podejmowały decyzję. Niestety, zapłacą za to podatnicy i my, mieszkańcy tego bloku – mówi starszy mężczyzna.Jak wspominają, niezbyt chętnie przenosili się do Rydułtów. Nie do końca wierzyli też zapewnieniom o rzekomym niskim czynszu od 150 do 200 zł za mieszkania o powierzchni 52-64 mkw.– Jednak gdy poinformowano nas, że dotychczasowy budynek komunalny, gdzie mieszkaliśmy, będzie do rozbiórki – zgodziliśmy się na tę przeprowadzkę – mówią.W sumie wprowadziło się tu 20 rodzin. Do dziś zostało tylko dziesięć, z czego siedem ma sądowe wyroki eksmisji.– Na początku płaciliśmy niskie stawki, potem jednak, gdy budynek trafił w prywatne ręce, czynsz gwałtownie wzrósł nawet do 800 zł. Nie wszystkich było stać na wpłacenie kaucji. Ci, co mieli dokąd pójść, wyprowadzili się. Pozostali, którzy nie są w stanie udźwignąć takich opłat, mają wyroki eksmisji, a właściciele wciąż robią z nami, co chcą – mówią.Z tymi zarzutami nie zgadzają się właściciele spółki. – Ci z powodzian, którzy regularnie płacili czynsz i wpłacili kaucję, nadal mają bardzo niskie stawki – 2,5 zł za mkw. Pozostali sami sobie są winni. Otrzymywali od miasta dodatek mieszkaniowy. Niekiedy do zapłaty mieli bardzo niewielkie kwoty, rzędu kilkudziesięciu złotych, nawet tego nie byli w stanie zrobić. Nie wykazali odrobiny dobrej woli. Zgodnie z przepisami musieliśmy wysłać do magistratu informację o lokatorach, którzy pomimo otrzymywania dodatku zalegają z zapłatą. Cofnięto im tę wypłatę. Nie jesteśmy instytucją charytatywną. Nie kupiliśmy tego budynku po to, by finansować osoby tam mieszkające. Sami mamy trudności. Nas nikt się nie pyta, skąd mamy pieniądze na opłacenie mediów za nierzetelnych lokatorów. Czy mamy iść kraść, żeby zapłacić czynsz za naszego najemcę?! – denerwuje się jeden ze współwłaścicieli.Jak długo firma będzie kredytować niewypłacalnym najemcom – nie wiadomo. Najprawdopodobniej do czasu, aż gmina Rydułtowy znajdzie dla nich lokale socjalne, ale o to w mieście trudno.– Mamy nadzieję, że do końca roku uda nam się znaleźć mieszkania dla tych siedmiu rodzin. Wkrótce zwolni nam się kilka pomieszczeń, wygospodarujemy tam miejsce dla dwóch eksmitowanych rodzin. Przymierzamy się też do zagospodarowania strychu w jednym z komunalnych budynków. Będziemy robić wszystko, by do końca roku przenieść te rodziny. Nie jest łatwo, bo gmina nie ma nowych lokali, jest to jedynie wtórny obrót nieruchomości, a oprócz tych siedmiu wyroków na eksmisję czeka jeszcze 49 rodzin – mówi Henryk Niesporek, wiceburmistrz Rydułtów.

Komentarze

Dodaj komentarz